A czy dorośli jedzą wszystko?;) Każdy z nas potrafi sobie pewnie wyobrazić rzecz, której by nie tknął. Cebula, szczypiorek, por, sałatki... U mnie lista jest długa... U dzieci, które odkrywają dopiero smaki i które niespecjalnie przejmują się etykietą, ta lista może być dużo dłuższa. Tak nam się przynajmniej wydawało.
Skromna Tratoria wypełniona po brzegi tubylcami w jednej z mieszkalnych dzielnic Rzymu. Karta tylko po włosku, ale pewni siebie korzystamy z naszej znajomości hiszpańskiego, i jak nam się wydawało zamawiamy na przystawkę talerz grillowanych warzyw. Grillowane warzywa okazują się solidną porcją szpinaku...całymi gałązkami szpinaku... Próbujemy po widelcu, ale trochę rozczarowani czekamy na makaron. Talerz szybko przechwytuje jednak Miśka (za miesiąc kończyła rok), ale za chwilę musi, niezbyt zadowolona, podzielić się ze starszą siostrą i cała porcja znika zanim dostajemy główne danie.
Ta lekcja nauczyła nas, że nie ma czegoś takiego jak "danie dla dzieci". Zwłaszcza, że restauracyjne karty w dziecięcym menu są wyjątkowo nudne: kotlet, paluszki rybne z frytkami i makaron z sosem pomidorowym. Tak, jakby dzieci nie były w stanie, albo nie mogły, niczego innego przełknąć. Taki zestaw niekoniecznie ma też wiele wspólnego ze zdrowym odżywianiem.
Oczywiście o zdrowy posiłek dla naszych dzieci najłatwiej zadbać w domu. Tu jednak obowiązuje ta sama zasada. Jeśli przestrzegamy podstawowych reguł, to nie ma powodu przygotowywać dań specjalnie dla naszych dzieci. Bo niby dlaczego, my dorośli nie mielibyśmy dostawać się do naszych dzieci i jeść trochę zdrowiej?:) My przynajmniej czas potrzebny na przygotowanie dodatkowych posiłków z przyjemnością spędzamy na inne przyjemności.
Tak więc nasze dziewczyny jedzą prawie wszystko. Nie wiemy, czy jest w tym jakaś nasza zasługa, ale poniżej kilka zasad, których przestrzegamy i które wydają nam się logiczne, a przy tym wygodne:
1. Nie przygotowujemy posiłków specjalnie dla dzieci. Jeśli sami mamy ochotę na ostrzejszą lub bardziej słoną potrawę, przyprawy dodajemy na samym końcu, już po nałożeniu na talerz porcji dla dzieci. One też dużo chętniej jedzą to, co na talerzu mają ich rodzice. Jeśli jemy poza domem nigdy nie wybieramy "menu dla dzieci", a potrawę, którą rozkładany na dwa talerze.
2. Urozmaicamy posiłki. Wychodzimy z założenia, że dzieci dopiero poznają smaki. Nowe nie zawsze oznacza dla nich smaczne. Często jednak coś co jest "fuj" dzień pózniej już jest "pycha". Dla Zosi pierwszy gryz świeżej cebuli, której ja nie dotknę, był "trochę ostry, ale smaczny"
3. Dajemy wybór. Nie chodzi o listę 10 dań, ale możliwośc decydowania przez dzieci. Kiedy już wybiorą nie ma odwrotu, ale z reguły nie ma też później problemu. Wystarczy pytanie "wolicie makaron z brokułami czy cukinią?"
4. Nie słodzimy. Ponieważ sami nie słodzimy kawy czy herbaty nigdy nie wpadliśmy na to, by dosładzać dzieciom napoje, jak herbata, koktail czy owocowe desery, jak np.truskawki. Dzieci na co dzień mają wystarczająco dużo słodkich pokus, a brak cukru w codziennych potrawach zupełnie im nie przeszkadza.
5. Nie wmuszamy jedzenia. Oczywiście jeśli np.jesteśmy w podróży i wiemy, że później długo nie będziemy mięli okazji na spokojny posiłek negocjujemy z nimi konieczność zjedzenia tego, co dostały. Ale co do zasady, jeśli niechęć do jedzenie nie wynika tylko z tego, że zamiast siedzenia przy stole wolałyby się bawić, nie wmuszamy w nie posiłku. Nie biegamy też za nimi po mieszkaniu z widelcem, by wcisnąć im coś do ust.
6. Nie karmimy ich. Wystarczająco dobrze posługują się łyżką, widelcem, a czasem nawet nożem, że staramy się naszych córek nie wyręczać. Zdarza się, że o to poproszą, i czasem im ulegamy:)
7. Pozwalamy na odstępstwa od naszych zasad! Nie chcemy, by nasze dziewczyny czuły się poszkodowane w związku z naszą chęcią nauczenia ich racjonalnego odżywiania. Sami przecież nie jesteśmy bez wad;) Kiedy w grupie dzieciaków wszystkie jedzą truskawki z cukrem a naszym córkom na tym zależy, nie mamy z tym problemu. Z tego samego powodu zgadzamy się na poczęstowanie ich cukierkiem czy lizakiem. Chociaż najczęstszym i ulubionym deserem nas wszystkich są lody i w tym przypadku jesteśmy bardzo ulegli:)
Pewnie z wiekiem dodamy do tej listy jeszcze inne punkty, jak na wspólne gotowanie. Ale póki co chętnie posłuchamy Waszych podpowiedzi na umilenie wspólnych posiłków:)