
(1) sprzątanie jest nudne i męczące;
(2) jak się odpowiednio długo poczeka, to ktoś po nas posprząta i zwykle będzie to mama;
(3) chłopaki tak już mają, że nie sprzątają.
“Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie.”
Można oczywiście twierdzić, że płeć do sprzątania nijak się nie ma, każdy i każda powinien sprzątać po sobie. Można też uważać, że sprzątanie lub niesprzątanie wynikają z płci (wierzą w to zwolennicy tzw. płci mózgu).
Z badań Eurostatu (2010) wynika, że przeciętna pracująca zawodowo Polka na pracę domową i opiekuńczą poświęca 29 godzin tygodniowo, a przecietny pracujący zawodowo Polak – 12 godzin. Pomnóżcie sobie teraz różnicę (17 godzin tygodniowo) przez ilość tygodni w roku, a wynik – przez ilość lat w przeciętnym życiu. Wyjdzie wam potężna różnica. Różnica płci.
Sprzątanie to czas i wysiłek, których nie starcza na inne zajęcia. Sprzątanie także status - niższy. Zapomnijmy na chwilę o kobietach i mężczyznach i spójrzmy na całą sprawę nieco bardziej abstrakcyjnie (czyli po męsku):
Podczas gdy płeć niesprzątająca decyduje o losach świata, płeć sprzątająca myje podłogę.
Podczas gdy płeć niesprzątająca zdobywa kolejne stopnie kariery, płeć sprzątająca zeskrobuje coś twardego i cuchnącego ze ścianek piecyka.
Płeć niesprzątająca zajmuje miejsca w zarządach i radach nadzorczych, a sprzątająca odbiera tymczasem dzieci z przedszkola i szkoły, robi zakupy, szoruje ubikację.
Różnica zarobków między płcią niesprzątającą a sprzątającą wynosi ok 30%, czemu wszyscy bardzo się dziwią.