Tata z Tatą, czyli rzecz o rozmowie
Darek Chrzanowski
20 sierpnia 2015, 12:31·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 sierpnia 2015, 12:31Marek miał być prawnikiem, a Tadek lekarzem. Z kolei Franek miał ciężko się uczyć, aby nie doświadczać biedy której doświadczył jego tata w młodości i zostać prezesem jakiejś dużej firmy. Każda z tych osób wybrała swoją drogę i każda z nich musi walczyć z obrazem idealnych siebie w głowach swoich Ojców.
Paweł obserwował swojego Ojca jak ten z roku na rok zatraca się w codziennym życiu, staje się coraz bardziej bierny, obojętny na to co mu los przyniesie. Andrzej widział swojego Ojca tylko rano i tylko jak śpi – w pozostałych godzinach pił, nie przejmując się losem dwójki swoich dzieci.
Takich historii zna każdy z nas dziesiątki jeżeli nie setki i wciąż są powielane – każdy z moich bohaterów wybrał jednak inną drogę i dzisiaj z mniejszym lub większym powodzeniem radzi sobie w życiu dorosłym robiąc wszystko, aby uniknąć błędów swoich Ojców. Kiedy zadaje im jednak pytanie, czy regularnie rozmawiają z Nimi, każdy odpowiada z nich przecząco – uraz pozostał głęboko w środku.
W rezultacie dochodzimy do sytuacji kiedy albo odcinamy się od Ojca, który przecież jest dla nas synonimem złych emocji albo obwiniamy ich za takie, a nie inne doświadczenia. W obu przypadkach uraz skrywany w sobie niestety oddziałuje również i na nas i nasze podejście do życia, dzieci, związków.
Paweł bawił się w ogrodzie ze swoim synem, kiedy ten zmęczony padł na trawnik.
Ten wstał, podniósł go i nakazał kontynuowanie gry – dawaj, mięczaki się nie poddają. Obserwowałem całość dość biernie, ale refleksja przyszła w momencie kiedy Paweł podbiegł i rzucił, trochę od niechcenia – no, muszę wytrenować tego szkraba, dzisiaj życie to nieustanna walka.
Oczywiście, z perspektywy mojego serdecznego kolegi jest to coś zupełnie normalnego i faktycznie, krzywdy mu nie wyrządza – a co jeżeli, w którymś momencie jego syn postanowi jednak inaczej lub po prostu będzie duszą bardziej wrażliwą, niż jego ojciec. Czy i on nie będzie miał w sobie uraz, który będzie determinować jego spojrzenie na świat?
Zastanawiam się ile takich sytuacji można byłoby uniknąć, jeżeli na którymś etapie swojego życia Ojcowie szczerze opowiedzieliby o swoich emocjach i źródle ich frustracji. Jaki rodzaj lęku Ojciec Marka ukrywał w sobie, przygotowując go do przejęcia schedy w Kancelarii, a Ojciec Pawła – czego jemu zabrakło, co powiodło go w kierunku bierności. Skąd w nas ta niechęć?
Zamiast dzielić się naszymi zmartwieniami (radościami potrafimy dzielić się nieco lepiej), skrywamy je głęboko w sobie albo uciekamy od nich, na swój własny sposób. Moja żona pewnego razu wysłała mi (po jednej ze sprzeczek) sms-a w którym napisała „oddziela nas od siebie nie to co mówimy, lecz to czego powiedzieć nie chcemy”. Jako Ojcowie mamy problem z mówieniem tego co nas boli, z podzieleniem się naszymi odczuciami i tym, co nie idzie po naszej myśli.. Zamiast tego uciekamy w obrany przez nas sposób i kierunek.
W moim odczuciu problem jest w tym jak powielany jest wzorzec mężczyzny; a ten mimo upływających dekad nie zmienia się – wciąż mamy być tymi, którzy polują, a współczesną zdobyczą jest więcej pieniędzy, samochód czy prestiż (najczęściej wszystko idzie ze sobą w parze).
Z drugiej strony, rośnie presja ze strony kobiet, które coraz śmielej poczynają sobie w różnych dziedzinach życia, a przecież i ten wzorzec nie jest jakoś szczególnie mocno aktualizowany – kobieta to istota, której obowiązki sprowadzają się do pielęgnowania domu i usługiwania mężczyźnie, a mężczyzna o resztę zadba. W rezultacie właśnie mężczyzna, obarczony wzorcami wyniesionymi z dzieciństwa nie ma miejsca i przestrzeni dla siebie i swoich emocji – bo to oznaka słabości, bo to mało męskie, czy po prostu boi się, że zdominują go kobiety, co chyba byłoby największą porażką? Mało tego, jeżeli jego Tata nie radził sobie z emocjami to kto miał go tego nauczyć?
A wystarczyłoby po prostu pogadać – pamiętam, jak któregoś dnia siedząc ze swoim Ojcem zadałem mu spontanicznie pytanie „Czy czujesz, że osiągnąłeś to co chciałeś”. Tak, odpowiedział i był tak pewny siebie, że nie musiałem głębiej wnikać. Wykonał swoją misję, bo podejmując się wżyciu najważniejszego ze swoich zadań, umożliwił swoim synom to, czego dzisiaj sami doświadczamy. Poczułem ulgę…bo zawsze wydawało mi się, że no właśnie…porozmawiajcie ze swoimi Ojcami, Oni najlepiej wiedzą, co mogli osiągnąć, a z czego są dumni, czego im zabrakło, a co kierowało nimi przy podejmowaniu określonych decyzji. To może być najcenniejsza lekcja ze wszystkich jakie dotychczas odebraliście.