Święta w patchworkowej rodzinie. "Najchętniej na ten czas wzięłabym rozwód"

Klaudia Kierzkowska
17 kwietnia 2025, 11:18 • 1 minuta czytania
"Każde święta są dla nas udręką. Na myśl o zbliżającej się Wielkanocny już boli mnie głowa i zastanawiam się, jak to wszystko ogarnąć" – pisze Alicja, której historia jest pełna ostrych zakrętów. Po przeczytaniu listu odniosłam wrażenie, że to jazda bez trzymanki.
Święta w rodzinie patchworkowej wymagają dobrej organizacji. fot. serrnovik/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Logistyczne wyzwanie

"Jesteśmy rodziną patchworkową. Wspólnie mamy czwórkę dzieci. Już tłumaczę: dwoje z mojego poprzedniego małżeństwa, jedno z poprzedniego małżeństwa mojego obecnego męża i a nasze wspólne – najmłodsze. Kocham ich wszystkich, ale organizowanie tych spotkań w święta to prawdziwa gra w Tetris. I niestety, za każdym razem mam wrażenie, że nie ułożyłam klocków tak, jak powinnam.


Bo święta to nie tylko przygotowanie koszyków i malowanie jajek. W naszym przypadku to… logistyka. Planowanie, żeby nikt nie poczuł się pominięty, żeby każda strona rodziny miała swoje miejsce, żeby nie urazić nikogo. Więc w Wielką Sobotę jedziemy do moich rodziców, potem odwiedzamy na chwilę byłych teściów mojego męża, a w niedzielę rano, tuż po śniadaniu, ruszamy do rodziny mojego męża. Zagmatwane. Czasami jestem tym tak zmęczona, że na ten czas najchętniej bym wzięła rozwód.

Pełno bagaży, dziecięcych kłótni i zjedzonych czekoladowych jajek w samochodzie. A w poniedziałek z rana wracamy do domu – wyczerpani, ale z poczuciem, że po raz kolejny daliśmy radę. Tylko… dla kogo? I czy na pewno o to chodzi?

Kocham te święta, ale coraz częściej mam wrażenie, że nie są one nasze. Że zamiast spędzić je spokojnie, razem, we własnym gronie, rozbiegamy się między domami i stajemy się jedynie uczestnikami wielkiego rodzinnego rytuału, którego celem jest… no właśnie, co?

Oczywiście, każda strona rodziny ma swoje tradycje, swoje oczekiwania i swoje potrzeby. To wszystko zrozumiałe. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta sztuka łączenia – i to nie tylko w te świąteczne dni, ale przez cały rok – zaczyna nas przytłaczać. Że czasem zapominamy, że to, co najważniejsze, to bycie razem. Bez pośpiechu. Bez kalkulowania, kto kiedy i gdzie, bez liczenia kilometrów w samochodzie.

Zastanawiam się, czy za rok to nie rozwiążemy jakoś inaczej. Może spędzimy święta tylko w naszym gronie, w domu, na spokojnie. Bez konieczności pakowania się, przewożenia dzieci, biegania z jednego domu do drugiego. Może, po prostu, poświęcimy ten czas tylko sobie".

Czytaj także: https://mamadu.pl/195839,nowy-mesjasz-ma-skorupke-o-tym-jak-spor-o-weganizm-przejal-swieta