Nowy Mesjasz ma skorupkę. O tym, jak spór o weganizm przejął święta

Redakcja MamaDu
17 kwietnia 2025, 09:00 • 1 minuta czytania
Jeszcze niedawno rodzinne spory przy świątecznym stole rozgrywały się wokół tematów polityki, Kościoła i "kto dawno nie był u spowiedzi". Dziś miejsce Jezusa w wielkanocnych dramatach coraz częściej zajmują… jajka, majonez i biała kiełbasa. W czasach, gdy weganizm zagościł w wielu domach, a świadomość żywieniowa rośnie, to właśnie jedzenie staje się polem bitwy. I nie chodzi o to, kto najwięcej zje, ale kto czego nie zje.
Dla Anny temat świąt jest prosty: organizuje je po swojemu. Fot. Pexels.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Tyle się napracowałam"

– U mojej mamy odmówienie talerza żurku na wywarze z białej kiełbasy to niemal akt zdrady. Jakbyś w twarz napluł. Zwłaszcza że "ona się tyle napracowała" – mówi z przekąsem Joanna. – A jednocześnie mama ma już dosyć ogarniania świąt, więc od paru lat zamawia catering.


Problem w tym, że nie przyszło jej do głowy, że może być wegański. Moja siostra dostaje więc przypadkowe produkty "wege", które mama wypatrzy w sklepie, jakby odhaczała bingo z napisem "bez mięsa". Chyba że sama coś przyniesie – wtedy jest szansa, że zje coś sensownego. Ale jak tylko powie, że nie chce rosołu, od razu jest gadka, że przesadza i że "to już fanatyzm".

Dla Anny temat świąt jest prosty: organizuje je po swojemu. – Nie jem majonezu, nie jem mięsa. Od lat urządzam wegańskie święta i nikt nie ma z tym problemu – no, chyba że bardzo chce mieć. Zawsze mówię: jak komuś nie pasuje, to niech przyniesie sobie własną kiełbasę. Mój dom, moje zasady.

Z kolei Marianna przyznaje, że jej świąteczny stół wygląda "normalnie", tylko że przypadkiem jest wegański. – Większość gości nawet nie zauważa, że nie ma jajek czy mięsa. Po prostu im smakuje. Ale i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mnie przekonywał, że powinnam zjeść "chociaż kawałeczek szyneczki" albo że "na pewno mam ochotę na jajeczko, takie swojskie, od sąsiada".

Najtrudniej, jak mówi, jest wtedy, gdy napięcia w relacjach istniały już wcześniej. – Wtedy to nie chodzi o jedzenie. Weganizm staje się tylko pretekstem do złośliwości. Miałam taki okres, że moja teściowa dla wszystkich gotowała po królewsku, a mnie stawiała na stole humus z marketu, w plastikowym pojemniku. To był komunikat, nie przypadek.

Mariana wspomina też bardziej dosłowne starcia. – Zdarzyło mi się parę razy naprawdę powalczyć o weganizm. Najczęściej z osobami, które same miały problemy zdrowotne – cukrzycę, nadciśnienie – i słyszały od lekarzy, że warto spróbować diety roślinnej. Ale nie, bo "serka nie oddadzą" i "kiełbaski nie odpuszczą". I potem jest płacz, że zdrowie się sypie, ale przy stole dalej wojna o schabowego.

W efekcie święta coraz rzadziej przypominają duchowe przeżycie, a coraz częściej są testem cierpliwości i tolerancji – nie dla poglądów, ale dla cudzych wyborów żywieniowych. W niektórych rodzinach Jezus już nie dzieli. Jajko – i owszem.

Czytaj także: https://mamadu.pl/195461,pokolenia-kobiet-popelniaja-ten-sam-blad-terapeutka-sprzedajemy-sie