Skoro świt zadzwonił telefon. "Tak roztrzęsionej wychowawczyni jeszcze nie słyszałam"

Nietypowa wiadomość
"Pierwsza myśl? Coś się stało. Może coś ważnego związanego z klasą? Może coś z moim dzieckiem? W takich momentach rodzic instynktownie włącza tryb czuwania – niezależnie od pory dnia.
Odebrałam.
'Dzień dobry, bardzo przepraszam, że tak wcześnie…' – zaczęła cicho. 'Jestem chora. Nie dam rady być w szkole do końca tygodnia. Czy mogłaby pani poinformować pozostałych rodziców?'.
Jej głos – zachrypnięty, zmęczony, ale przepełniony napięciem, zrobił na mnie większe wrażenie niż sama treść rozmowy. Nie było w tym tonie zwykłego: 'Jestem przeziębiona, do usłyszenia'. Słychać było coś więcej: wyrzuty sumienia. Lęk.
Nie wiem, co mnie poruszyło bardziej. Że dzwoniła z wyjaśnieniem, czy to, że jej pierwszą myślą było zadzwonić do mnie, do jednej z matek. Do trójki klasowej. Zamiast najpierw zadbać o siebie.
Pomyślałam wtedy, jak bardzo zmieniło się podejście do pracy nauczyciela. Jak bardzo zostali obciążeni, nie tylko obowiązkami administracyjnymi, ale też odpowiedzialnością społeczną. Oczekuje się od nich, że będą i nauczycielami i psychologami i animatorami kultury, a niekiedy wręcz zastępczymi rodzicami. Wymaga się obecności, gotowości, kreatywności, spokoju, cierpliwości. Ale nie daje się zbyt wiele przestrzeni na bycie po prostu człowiekiem.
Nie wiem, od kiedy nauczyciel musi czuć się winny, że zachorował. Ani kiedy naturalna potrzeba odpoczynku i leczenia zaczęła wymagać uprzedniego usprawiedliwienia u rodziców.
Może to nie był tylko telefon z informacją o nieobecności. Może to był nieśmiały apel o zrozumienie. Może chodziło o coś więcej niż przekazanie wiadomości – o potrzebę poczucia, że nie zostanie z tym sama. Że jest ktoś, kto to zrozumie, kto weźmie na chwilę ster komunikacji i powie: 'Nie martw się. Damy radę'.
Bo to, że wychowawczyni dzwoni do matki z trójki klasowej o 7 rano, nie znaczy, że brakuje jej profesjonalizmu. Wręcz przeciwnie, to świadczy o tym, jak poważnie traktuje swoją rolę. Jak bardzo nie potrafi się od niej odciąć – nawet wtedy, gdy ciało już się domaga odpoczynku.
Oczywiście, zrobiłam, co trzeba. Przekazałam wiadomość rodzicom, życzyłam jej szybkiego powrotu do zdrowia. Wiadomości wróciły z empatią i troską. Żadnych pretensji. Żadnych pytań. Bo my, rodzice, też jesteśmy tylko ludźmi. Znamy ten stan, kiedy trzeba zadbać o siebie, choć trudno się na to zdobyć".
Czytaj także: https://mamadu.pl/194252,wychowawczyni-to-autokar-nie-odrzutowiec-pytanie-o-fotel-mnie-rozwalilo