Uczniowie są jak bajaderki. Pedagog: "Lekcja w terenie to totalna porażka"

Klaudia Kierzkowska
19 marca 2025, 10:57 • 1 minuta czytania
Nauczyciele wzbijają się na wyżyny swoich możliwości, by zainteresować współczesnych uczniów tematem. Dwoją się i troją, by rozbudzić w nich ciekawość i chęć do nauki. Nauczycielka geografii wpadła na pewien pomysł, który jej zdaniem był strzałem w dziesiątkę. Przeczytajcie nadesłany list.
Współcześni uczniowie są nieprzewidywalni. fot. bbtreesubmission/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nieco inna lekcja geografii

"Zdarza się, że na moich lekcjach uczniowie myślą o niebieskich migdałach. Niektórych geografia nudzi, są i tacy, którzy uważają ją za zbędny przedmiot. Pomyślałam, że czas na zmiany. Kilka dni temu wybraliśmy się do pobliskiego lasu. Szukaliśmy kamieni, kopaliśmy w ziemi. Dużo im opowiadałam.


Wiem, że nauka poza szkolnymi murami to dla uczniów okazja do poszerzania horyzontów, rozwijania ciekawości, zdobywania praktycznych umiejętności. W teorii brzmi to pięknie. Ale jak było w praktyce – cóż, można to porównać do próby prowadzenia lekcji na środku zatłoczonego targu.

Klasa, z którą wybrałam się w teren to wybitny zbiór indywidualności – i to właśnie skłoniło mnie do kulinarnego porównania. Uczniowie są jak bajaderki – pełne różnorodnych składników, mieszanka wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić.

Są tacy, którzy chłoną każde słowo, zadają pytania, angażują się, zachwycają otoczeniem. Są też ci, dla których lekcja w terenie to nic innego jak okazja do narzekania – że daleko, że zimno, że nudno, że buty niewygodne, a temat w ogóle ich nie interesuje. A pomiędzy nimi cała gama postaw: od sceptycznych obserwatorów po tych, którzy po prostu są, ale mentalnie znajdują się w zupełnie innym wymiarze.

Nie jestem naiwna – wiem, że nie każda lekcja porwie wszystkich, że nie każdemu będzie się podobać. Ale momentami miałam wrażenie, że zamiast prowadzić zajęcia, próbuję rozdzielić składniki tej bajaderki, nadać jej jakąś spójną formę. Czy się udało? Trudno powiedzieć. Część uczniów coś wyniosła, część pewnie zapomniała o wszystkim w chwili, gdy wrócili do szkoły.

I tak sobie myślę: może my, nauczyciele, powinniśmy się pogodzić z tym, że nasze klasy nigdy nie będą jednorodną tabliczką czekolady, a raczej właśnie tą chaotyczną, nieprzewidywalną bajaderką? Może nie chodzi o to, by wszyscy chłonęli wiedzę w ten sam sposób, ale by każdy znalazł w niej choćby drobny element, który mu zasmakuje?".

Czytaj także: https://mamadu.pl/194357,wychowujemy-pokolenie-paczkow-w-masle-nie-placa-a-chca-byc-paniskami