"Nie stoję przy garach, idę do supermarketu". A Ty co, znowu po Kevinie padniesz na twarz?
Święta Bożego Narodzenia powinny być magicznym i rodzinnym czasem, który tak naprawdę wielu osobom kojarzy się wyłącznie z wyczerpującymi przygotowaniami. Porządki, zakupy, gotowanie, pieczenie czy dekorowanie domu potrafią dać nieźle w kość. Nieustanna gonitwa nie ma zbyt wiele wspólnego z wytchnieniem i spokojem. A szkoda.
Wyścig z czasem
Dla wielu kobiet, a w szczególności tych organizujących Wigilię we własnym domu, okres świątecznych przygotowań jest bardzo nerwowy. By niczego nie pominąć i ze wszystkim zdążyć, przygotowujemy listę zakupów i zadań do wykonania.
Odhaczamy punkt po punkcie i nie możemy się doczekać, kiedy dojdziemy do ostatniej pozycji. To wyścig z czasem, który trudno wygrać. Kiedy wszystko jest na naszej głowie, nietrudno o zdenerwowanie i frustrację. Odezwała się do nas Karolina, która doskonale wie, jak wygląda prawdziwa organizacja świąt.
Wrzucam na luz
"Rok temu zaprosiłam całą rodzinę na wieczerzę wigilijną. Świąteczne przygotowania rozpoczęłam na początku grudnia. Najpierw zabrałam się za staropolski piernik, potem za pierogi z kapustą i grzybami. Do tego pierogi ruskie, potem kutia, śledzie i cztery rodzaje innych ciast. Nie wspomnę o dekorowaniu domu, podwórka i oczywiście kilkudniowym sprzątaniu.
Dzień przed Wigilią byłam już tak zmęczona, że najchętniej odwołałabym rodzinne spotkanie. W Wigilię zerwałam się skoro świt, by dokończyć to, co jeszcze mi zostało do przygotowania. A kiedy przyszli goście czekałam, kiedy zamkną za sobą drzwi. Może to straszne co napiszę, ale to była jedna z gorszych wieczerzy wigilijnych w moim życiu. Ze świąteczną i rodzinną atmosferą nie miała nic wspólnego, przynajmniej dla mnie. W powietrzu unosiło się zmęczenie, zdenerwowanie i frustracja. Miałam tego serdecznie dość.
Dlatego w tym roku powiedziałam: 'stop' i już pod koniec listopada poinformowałam rodzinę, że tegoroczne święta spędzamy wyłącznie w najbliższym gronie, czyli ja, mąż i syn. Już za kilka dni Wigilia, a ja jeszcze nie mam nic przygotowanego i tak zostanie prawie do samego końca. W weekend wybiorę się do supermarketu i kupię to, co nam do szczęścia potrzebne: paluszki rybne, barszcz w kartonie, mrożone uszka i pierogi. Do tego kawałek piernika, może keks i jakieś kruche ciasteczka.
Wszystko ze sklepu, z pierwszej lepszej półki. Bez głębszej analizy, dywagowania i zastanawiania. Na stół położę jednorazowy obrus, by potem nie męczyć się z praniem, suszeniem i prasowaniem. Brudne naczynia i sztućce szybko wrzucę do zmywarki i będzie posprzątane.
Tegoroczne święta będą inne niż wszystkich dotychczasowe, ale po raz pierwszy będzie towarzyszył im spokój i prawdziwie rodzinna atmosfera. Bez pędu, frustracji i niepotrzebnego stresu. Bez wdzięczenia się do gości i przyklejonego uśmiechu. Szczerze? To już nie mogę się doczekać".