Wychowawczyni: "Bezczelny mail rodzica we wtorkowy wieczór. To brak prywatności"

Klaudia Kierzkowska
17 grudnia 2024, 15:22 • 1 minuta czytania
Dziennik elektroniczny w teorii powinien ułatwiać nauczycielom kontakt z rodzicami, a rodzicom z nauczycielami. W rzeczywistości bywa różnie, o czym przekonała się wychowawczyni trzeciej klasy jednej z podstawówek. Mama nie przebierała w słowach, oj nie.
Mail nadesłany przez rodziców to przekroczenie granic. fot. Lukasz Gdak/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Swoimi historiami dzielą się z nami zarówno rodzice, jak i nauczyciele. Jedne mają w sobie humorystyczną nutkę, drugie wieją grozą. List nadesłany przez wychowawczynię trudno przypisać do którejś z tych kategorii.


O krok za daleko

"Tak jak wspomniałam na początku, jestem wychowawczynią trzeciej klasy w szkole podstawowej. W poniedziałek po pracy poczułam jakiś spadek formy. Nie czułam się najlepiej, miałam stan podgorączkowy i głos odmówił mi posłuszeństwa. Pojawił się okropny ból gardła i kaszel.

Umówiłam się na wizytę do lekarza, dostałam antybiotyk i zwolnienie. Chcąc nie chcąc byłam zmuszona przez kilka dni zostać w domu. Napisałam do rodziców wiadomość w dzienniku elektronicznym. Wspomniałam o swojej chorobie i o zastępstwie, które wiedziałam, kto będzie sprawował.

W odpowiedzi dostałam pięć wiadomości. Cztery dotyczyły szybkiego powrotu do zdrowia, a jedna, ostatnia, wręcz przeciwnie. Jedna z mam nie ukrywała swoich pretensji i oburzenia związanego z moją kilkudniową nieobecnością spowodowaną chorobą. Przeczytałam, że taka absencja to skandal i niedopuszczalne zachowanie. Poczułam się jak dziecko, nad którym ktoś sprawuje kontrolę. Jak taka kukiełka, która ma zadowalać wszystkich i nie może pomyśleć o sobie.

Drodzy rodzice, pragnę przypomnieć, że nauczyciel, tak jak każdy inny człowiek, ma prawo do chorowania i do tego, aby zadbać o swoje zdrowie. Ma prawo do prywatności.

Bycie nauczycielem to ogromna odpowiedzialność, ale także praca, która wymaga sił i energii, aby każdego dnia móc stanąć przed klasą i wspierać uczniów w ich rozwoju. Niestety, czasem organizm odmawia posłuszeństwa i nie mamy wpływu na to, kiedy dopadnie nas choroba. W takich chwilach jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest pozostanie w domu i regeneracja.

Chyba żaden z rodziców nie życzyłby sobie, bym przyszła do szkoły i zaraziła jego dziecko? Wtedy dopiero bym się nasłuchała, jaka to jestem nieodpowiedzialna.

To przykre, że zawsze staram się dawać z siebie wszystko, przygotowując zajęcia tak, by jak najwięcej przekazać uczniom. Troszczę się o nich jak o własne dzieci, a kiedy to ja potrzebuję odpoczynku i ciepłego słowa, słyszę pretensje. Wiem, że to tylko jedna wiadomość, że tylko jeden z rodziców zarzucił mi niekompetencję, ale proszę mi wierzyć, że mimo wszystko, to boli.

Moja nieobecność nie oznacza, że uczniowie zostaną puszczeni samopas i pozostawieni sami sobie. W takich sytuacjach organizowane są zastępstwa, by zapewnić ciągłość nauczania. Dyrekcja planuje wszystko tak, by uczniowie nie mieli żadnych zaległości, ani by w żadnym stopniu nie byli poszkodowani.

Takie pretensje, bezczelne wiadomości to odzieranie mnie z prywatności. Traktowanie jak robota, który nie ma prawa chorować i pójść na zwolnienie lekarskie, by jak najszybciej wrócić do zdrowia".

Czytaj także: https://mamadu.pl/189004,rodzice-powariowali-zaczely-sie-choroby-w-przedszkolu-winni-nauczyciele