Koledzy zrobili sobie z mojego syna sponsora. Chciałam wychować życzliwe dziecko, to był błąd!
"Mój syn, uczeń czwartej klasy, po szkole ma zwyczaj zaglądania do osiedlowego sklepiku, który przyciąga dzieci jak magnes. To chyba jakaś nowa moda. Każdego tygodnia wydaje tam swoje oszczędności. Wydawałoby się, że to nic złego, ot, niewielka przyjemność po lekcjach. Problem tkwi jednak w tym, że to kieszonkowe nie idzie wyłącznie na jego przyjemności.
Sponsoruję połowę klasy
Mój syn, wychowany w duchu dzielenia się i życzliwości, regularnie obdarowuje swoich kumpli z klasy, którzy nie wydają złotówki, ale zawsze mają ochotę na to, co on kupi.
Wkurza mnie, że dobroć mojego dziecka jest wykorzystywana. Wpajam mu wartości, uczę empatii i dzielenia się, ale gdzie w tym wszystkim jest szacunek do jego uprzejmości? Jak to jest, że dzieci, które także mogłyby coś od siebie zaoferować, bez skrupułów sięgają po to, co nie jest ich? Nie chcę, by syn uczył się w ten sposób, że bycie miłym i uprzejmym oznacza przyzwolenie na wykorzystywanie.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dzieci uczą się tego nie od rówieśników, lecz od dorosłych. Niepojęte, że niektórzy rodzice nie mają problemu z tym, by ich dziecko 'się częstowało', nie wymagając od niego wzajemności.
'Nie' nie jest akceptowane
Poza tym, że uważam takie zachowanie za złe, zwyczajnie nie stać mnie na sponsorowanie kolegów syna. Nauka asertywności jednak nie jest łatwa. Zaczęły się pojawiać nieprzyjemne komentarze w stylu, że 'już nie chce się dzielić' albo 'że zrobił się skąpy'. Syn ma z tego powodu dylemat.
Nie jest łatwo wychowywać dziecko, które chce być pomocne, ale równocześnie powinno nauczyć się stawiać granice. Trudno jest tłumaczyć, że nie chodzi o to, by się nie dzielił, ale o to, żeby umiał rozpoznać, kiedy ktoś go wykorzystuje. Życzliwość i dzielenie się są piękne, ale nie wtedy, gdy są jednostronne. Czasem się zastanawiam, czy nie zawiodłam, może trzeba było wychować egoistę?".