Tych słów nie powinien mówić żaden rodzic. Niestety powtarzamy je dzieciom jak mantrę

Klaudia Kierzkowska
25 września 2024, 10:42 • 1 minuta czytania
Słowa mają ogromną, wręcz piorunującą moc. Te dobrane właściwie dodają skrzydeł, te nieprzemyślane krzywdzą i sprawiają, że dzieci zapominają, jak latać. Choć staramy się zwracać uwagę na to, co i do kogo mówimy, to czasami popełniamy błąd, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy.
Często zupełnie nieświadomie wyrządzamy dzieciom krzywdę. fot. lopolo/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Słowa: mogą dodawać chęci do działania, albo skutecznie demotywować. Jedno jest pewne, to co mówimy do naszych dzieci, ma ogromny wpływ na ich samopoczucie. Pomaga kształtować osobowość i buduje lub rujnuje wiarę we własne możliwości.


Staramy się, ale czy wystarczająco?

Uczymy zasad dobrego wychowania, pokazujemy, co jest dobre, a co złe. Tłumaczymy, czym jest empatia, szacunek i zrozumienie. Z naszych dzieci staramy się wydobyć to, co najlepsze, a to, co niekoniecznie fajne i pozytywne, tłamsimy jeszcze w zarodku.

Dokładamy wszelkich starań, by te małe istoty wyrosły na zaradnych, mądrych i samodzielnych ludzi. By umiały dążyć za marzeniami, by znały swoją wartość, ale by przy tym wszystkim nie zapominały o drugim człowieku. By nie krytykowały, nie były zapatrzone w czubek własnego nosa. Za wszelką cenę staramy się nauczyć nasze dzieci życiowej równowagi. Staramy się, ale czy wystarczająco?

Niestety, niekoniecznie. Zdarza się, że popełniamy błąd, z którego często nawet nie zdajemy sobie spawy. Mówimy słowa, których nie jesteśmy do końca świadome. W naszym (pierwszym) odczuciu robimy dobrze, ale gdy zastanowimy się, co i do kogo powiedziałyśmy, w naszej głowie mogą pojawić się wątpliwości. I słusznie.

To jedno zdanie

Taka sytuacja: dwója rodzeństwa, 3 i 7-latek. Chłopcy bawią się w pokoju, a w pewnym momencie ten młodszy wyrywa starszemu zabawkę i zaczyna płakać. Starszy nie chce ustąpić, dochodzi do przepychanki.

Wkracza mama (czyli ty), która mówi: "Ustąp mu, on jest młodszy i jeszcze nic nie rozumie", albo (co gorsza): "Ustąp mu, on jest młodszy i głupszy".

Starsze dziecko oddaje zabawkę, odwraca się i szuka sobie czegoś innego. Młodsze (zadowolone i usatysfakcjonowane) bawi się z lekko szyderczym uśmiechem na ustach. Wygrało, ma powód do radości. Jednak czy aby na pewno?

Faktem jest, że mamie udało się załagodzić konflikt. Kłótnia została stłamszona w zarodku. Starszy chłopiec musiał pogodzić się ze stratą, a młodszy triumfuje sukces. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej całej tej sytuacji, dostrzeżemy, że coś tu nie gra.

Po pierwsze, mama nie nauczyła chłopców, jak rozwiązywać konflikty, jak dochodzić do porozumienia. Nie pokazała, czym jest rozmowa i pójście na kompromis. Po drugie, niby w dobrej wierze, niby nie mając złych intencji, ale obraziła młodszego syna. Zarzuciła mu, że nic nie rozumie, że jest głupszy i niedoświadczony życiowo.

Może trzylatek niewiele z tego zrozumiał, ale pięciolatek z pewnością wziąłby te słowa do siebie. I co by z nich wyciągnął? "Jestem gorszy, głupszy, mniej fajny i do niczego się nie nadaję" – zrodziłoby się w jego głowie. Prawdą jest, że młodszy nie wie tyle, co starszy, że nie rozumie wszystkiego i nie umie rozwiązywać konfliktów. Nie wie, czym jest ustępowanie i nie zna zasad dobrego wychowania. Ale czy to jego wina? Nie. To wina rodziców, którzy go tego nie nauczyli. Rodziców, którzy dają taryfę ulgową i zrzucają wszystko na wiek.

Czytaj także: https://mamadu.pl/165184,jak-wspierac-relacje-rodzenstwa-7-skutecznych-sposobow