Kilka słów o wymaganiach wobec kobiet. "Wsadźcie sobie ten bełkot w…"
Anastazja Bernad, twórczyni, matka, a od niedawna trenerka świadomego rodzicielstwa, prowadzi konsultacje indywidualne i warsztaty dla rodziców. Artystka, świetna kobieta, i piszę to o niej tak zawodowo, jak prywatnie.
Anastazja jest jedną z tych osób, przy których czujesz, że nie możesz odpuścić, wziąć głęboki wdech i powoli wypuścić powietrze, nie myśleć o tym, jak wyglądasz, co znowu powiedziałaś nietaktownie. Ta kobieta jest uosobieniem dystansu.
Cały ten bełkot
Dlatego nie dziwi mnie jej niedawno opublikowana rolka i słowa w niej zawarte. Rzecz o wymaganiach społecznych wobec kobiet. O tym wszystkim, co winnyśmy robić, w czym się sprawdzać, czym zarządzać, według z góry narzuconych nam wytycznych.
Narzuconych przez kogo?
Anastazja nadstawia uszu i mówi teatralnym szeptem: "Nic nie słyszę. Wiesz dlaczego? Dlatego, że te wymagania to nie są wymagania świata, to są wymagania nasze wobec siebie, stworzone na podstawie tego bełkotu, który cały czas słyszymy".
I tu trenerka proponuje jedyne słuszne rozwiązanie: "Zdradzę ci sekret. Jak weźmiesz ten bełkot i wsadzisz go sobie w d***, to stamtąd nic nie słychać".
Tak, proszę państwa, cytat dosłowny. Nieco wulgarny, proszę mi wybaczyć, ale grzecznie już było. Dość byłyśmy pokorne, usłużne, milczące i łagodne. Teraz jest czas na to, byśmy traktowały siebie godnie i na nową w nas siłę. Taką, która nie pozwoli dłużej spychać nas w cień, traktować jak przedmiot dyskursu politycznego, społecznego, etc.
Nie chcemy już słyszeć, jakie powinnyśmy być według wątpliwych kryteriów, chcemy wreszcie usłyszeć własny głos. A ten bywa, cóż, wulgarny.