Rodzice uczą dzieci, jak iść po linii najmniejszego oporu. Sytuacja z balu dowodem
"Każdy z nas żyje w totalnie zabieganym świecie. Świetnie to rozumiem. Przy dwójce dzieci i pracy zawodowej czasem sama nie wyrabiam na zakrętach. Jak nie wizyty u lekarzy, to zajęcia dodatkowe, zakupy i milion spraw, które po prostu trzeba załatwić.
Dla mnie było to oczywiste
Syn chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej i w tym tygodniu miał bal przebierańców. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie zachowanie rodziców, które dosłownie mnie załamało. Z założenia impreza miała odbyć się zamiast lekcji i trwać około 4 godzin. Przewidziana została przerwa na poczęstunek, który każda klasa miała zorganizować we własnym zakresie.
Ponieważ to pora drugiego śniadania, oczywiste było dla mnie, że trzeba przygotować jakieś konkretne jedzenie, by dzieciaki dotrwały do obiadu. Zaoponowałam, że przygotuję pizzerinki i nie wracałam do tematu. Po zabawie syn wrócił do domu i dosłownie rzucił się na obiad. Oniemiałam, gdy dowidziałam się, co jadły dzieciaki podczas imprezy.
To szczyt lenistwa!
Nikt poza mną nie przygotował niczego, czym można się najeść. Nie mówię, że musiałyby od razu być to sałatki czy kanapki, ale jest sporo opcji ciekawych przekąsek, które nie wymagają dużo pracy. Tymczasem poza pizzerinkami na stołach wylądowało 10 rodzajów chipsów, paluszki, krakersy, cukierki i soki.
Oczywiście starałam się przygotować sporo przekąsek, ale założyłam, że inni przyniosą jakieś jedzenie. Syn mówi, że wszyscy byli potwornie głodni, bo nikt nie miał drugiego śniadania, a gdy się wytańczyli, to bardzo chciało im się jeść. Uczniowie dosłownie rzucili się na przygotowane przeze mnie pizzerinki, ale było ich zbyt mało.
Pominę, że to było głównie niezdrowe i mocno przetworzone jedzenie, którego w takiej ilości dzieci po prostu nie powinny dostać. To już 10-latki i też lubią takie rzeczy, ja to rozumiem. To w tej całej sytuacji wyszło jednak coś jeszcze: lenistwo rodziców.
Te wszystkie produkty to gotowce, które łatwo było wrzucić do sklepowego koszyka. Nic nie trzeba było piec i szykować. Ja rozumiem, że każdy z nas ma mało czasu i dużo zajęć, ale na litość boską, aż tak jechać po najmniejszej linii oporu? Czego to uczy nasze dzieci?
To przecież takie zaangażowanie 'na odwal się'. Coś zrobiłam i niech dadzą mi spokój, grunt, że się nie musiałam wysilać... Piękny przykład!".
Czytaj także: https://mamadu.pl/181436,rodzice-ucza-dzieci-ze-wszystko-im-sie-nalezy-widac-to-juz-w-przedszkolu