Do tego sprowadzacie życie swoich dzieci. A potem one lądują na kozetkach u psychiatry
Czy znasz swoje dziecko?
"Nie liczy się, kim jest młody człowiek i z jakimi problemami się zmaga. Liczy się to, jak mu idzie w szkole i jakie mam problemy z nauką" – pisze we wstępie posta Marcela.
I trudno się z nim nie zgodzić, kiedy przenieść wzrok na rodziców nastolatków. W wielu z nas wciąż działają schematy, które ograniczają naszą widoczność do tego, jak radzimy sobie w szkole, później w pracy.
Tymczasem życie nie jest tylko o szkole. Tymczasem życie nie jest tylko o osiągnięciach. Życie zawiera w sobie również scenariusze porażek, dni wypełnionych pustką albo snem. Życie zawiera się w codziennych rytuałach, w relacjach z drugim człowiekiem. W posiłku, w ostatnio przeczytanej książce, w nieznajomym, który uśmiecha się przyjaźnie na ulicy.
Życie jest czymś więcej niż rankingiem ocen, skalą umiejętności, grafikiem zajęć. To wszystko jest jego częścią, tylko i aż. Tylko: byśmy widzieli coś więcej. Aż: nie można bowiem ukryć, że to spora część.
Marcela wskazuje na problem wielu z nas. Wychowani z zachodniej kulturze postępu i sukcesu, bierzemy udział w iluzjonistycznym wyścigu, niemalże od chwili narodzin. Zatracamy przy tym naturalne instynkty, przestajemy "czuć" i "być". Kierujemy swoją miłość i uwagę na działania, zamiast sfokusować ją na obecności i rozmowie. Prawdziwej, głębokiej rozmowie, która z każdą chwilą prowadzi nas do głębszego poznania bliskich nam ludzi, naszych dzieci.
Porzućmy to, co nam nie służy. Nie dajmy sobie wmówić, że o nas lub o naszych dzieciach świadectwo dają tylko postępy w karierze, lub nauce. Dobre serce, czysty umysł, zdrowie i więzi.
Wróćmy do nich, z pokorą. Konsekwencje wyboru tego kierunku mogą być zaskakujące dla nas samych.
Czytaj także: https://mamadu.pl/141903,jak-pomoc-dziecku-w-depresji-wystepowanie-mysli-samobojcze-u-dzieci