Zrezygnowaliśmy z all inclusive. Po urlopie pod namiotem wiem, że współczesne dzieci wyginą
"Staram się być najlepszą wersją siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że wspomnienia z dzieciństwa towarzyszą nam przez resztę życia. W różnych momentach powracają jak bumerang. Chcę dla swoich dzieci jak najlepiej. Jako matka stałam się mistrzynią planowania, organizowania, wymyślania. Wiem, że wiele rodzin spędza wakacje w kraju, na wsi, u dziadków, znajomych. My mamy swoje rytuały – od kiedy urodziły się dzieci, raz w roku wyjeżdżamy na dwutygodniowe, zagraniczne wakacje all inclusive. Dzieciaki są zachwycone. Baseny, zjeżdżalnie, kids cluby, animacje, gofry, lody. Czego chcieć więcej?
A co z rodzicami?
Zagraniczne wakacje all inclusive brzmią bajecznie. Jednak kto był, ten wie. Rodzice o odpoczynku mogą zapomnieć. Czterolatka nie zostawimy przecież samego w basenie. Trzyletnia córka potrzebuje naszej obecności. Od 7 do 21 jesteśmy z mężem na pełnych obrotach. Ciągle wpadają nam do głowy nowe pomysły. Zabieramy dzieci nad morze, na karuzelę czy wspólny wypad do pobliskiego miasteczka, które zachwyca niepowtarzalnością i wyjątkowością. Jest bosko, przecież o tym marzyłam. Nie odpuszczam, nie oszczędzam, wszystko z myślą o dzieciach. Jednak po kilku dniach zaczynam marzyć o odpoczynku, chwili relaksu, powrocie do domu. Jestem zmęczona.
W tym roku będzie inaczej
Biłam się z myślami, nie mogłam podjąć decyzji. Koniec końców postanowiłam – tegoroczne wakacje spędzimy inaczej. Miałam nadzieję, że lepiej. Pod namiotem. Choć może nie wszystkich zachwycają pola namiotowe, osobiście przepadałam za nimi w dzieciństwie. Z jednej strony chciałam choć trochę odpocząć, z drugiej zależało mi, by pokazać dzieciom inny sposób spędzania wakacji. Przygotowania rozpoczęliśmy już w maju. Namiot, śpiwory, krzesełka. Na etapie przygotowań dzieci były zachwycone. Zaczęliśmy odliczać dni do wyjazdu.
Płacz, nuda, rozczarowanie
Kiedy ktoś mnie pyta, jak spędziliśmy tegoroczne wakacje, nie wiem, co powiedzieć. Zawsze odpowiadałam dumnie: "Byliśmy w Grecji, Hiszpanii, Turcji. Było wspaniale". W tym roku coś tam burknę pod nosem i szybko zmieniam temat. Mam być szczera? Modliłam się o przetrwanie.
Dzieci były niezadowolone. Zabawy w piasku, maczanie nóg w jeziorze, wycieczki rowerowe – zupełnie ich nie zachwyciły. Maluchy nie potrafiły odnaleźć się w tej nietypowej dla niech rzeczywistości. Z daleka można było dostrzec, że są to miejskie dzieci przyzwyczajone do wakacyjnego 'luksusu'. Na widok mrówek, dżdżownic czy pająków uciekały, gdzie pieprz rośnie. Krzyk, płacz, histeria.
Potrzebowały atrakcji, nie potrafiły same zorganizować sobie czasu. Nudziły się, marudziły. Tym razem to one marzyły o powrocie do domu. Nie wytrzymaliśmy dwóch tygodni. Wróciliśmy wcześniej".