Uciekamy z pstrokatych miast na chwilę. Ten nowy trend zawładnął wakacjami Polaków
Nie da się ukryć, że pandemia nauczyła Polaków pokory do własnego kraju, do jezior, gęstych lasów, chłodnego szumiącego Bałtyku. Wygląda na to, że przekonaliśmy się nawet do zmiennej pogody, z wdzięcznością przyjmujemy letni ciepły deszcz na policzkach…
Statystyki rezerwacji w tym roku pokazują, że Polacy nauczyli się odpoczywać w każdym możliwym terminie. Już nie czekają na jeden w roku strzał urlopowy, sięgają po głęboki relaks częściej. To fajny kierunek i myślę, że wyjdzie nam wszystkim na zdrowie.
Na równowagę psychofizyczną zasługujemy każdego dnia, o każdej porze roku, nieustannie. Nie tylko raz w roku, w okresie wakacyjnym, w z góry ustalonym przez przełożonego terminie urlopu.
Gdzie na weekend?
Wybieramy małe miejscowości, wioski otoczone rzekami, jeziorami. Kaszuby, podlaskie plaże, Mazury. Warszawiacy szukają szumu drzew i wody w zasięgu do 200 km od stolicy.
A możliwości jest coraz więcej, niewielkie gminy z roku na rok coraz bardziej przygotowują się na turystów. Przy gminnych plażach tworzą się małe lokalne bary, wypożyczalnie sprzętów wodnych, przestrzenie zabaw dla dzieci.
Fajnie, że widzimy, jak Polskę da się traktować z czułością.
Nie dalej niż w miniony weekend sama czułam ciepły piasek pod nogami, na szerokiej plaży przy Wiśle, niespełna 10 km od granicy Warszawy. Takich perełek jest więcej.
Gdybyśmy tylko umieli wypoczywać z kulturą i klasą. Nie zostawiając po sobie worków pełnych puszek po piwie i aluminiowych, przypalonych tacek.
Pokory nam wciąż brakuje, ale nowy trend pokazuje, że zaczęliśmy bardziej świadomie podchodzić do koncepcji odpoczynku w ogóle. Można taniej, lokalnie, na moment. Zawsze warto.
Czytaj także: https://mamadu.pl/175523,all-inclusive-to-wielka-lekcja-pogardy-tak-uczycie-dzieci-braku-szacunku