All inclusive to festiwal prostactwa! Słowa innego Polaka do pokojowej wbiły mnie w ziemię
"Każdego roku z rodziną wyjeżdżam na all inclusive. Bez względu na obrany kierunek to stosunkowo tania i wygodna opcja. Nie dziwi mnie więc, że taki typ wakacji stał się bardzo popularny wśród Polaków. Przy obecnych cenach nad Bałtykiem bardziej opłaca się wyjechać za granicę, a do tego ma się gwarancję pogody i nie trzeba się bać, że zakwitną sinice.
Jednak widać gołym okiem, że jeździ coraz więcej Polaków, którzy, przypuszczam, że do tej pory na zagranicznych wakacjach nie bywali. Słoma im z butów wychodzi i wstyd się przyznać, że jesteśmy tej samej narodowości. Ten rok to jakaś masakra i nie tylko ja to zauważyłam.
Zapłaciłem, więc mogę być burakiem?
Do hoteli przyjeżdżają paniska, które przecież zapłaciły kupę kasy i trzeba ich traktować wyjątkowo i z szacunkiem, ale w drugą stronę to już nie działa. Dobrze i uczciwie pracujących ludzi, którzy naprawdę się starają, traktują jak gorszych od siebie. Nie jak barmanów, kelnerów czy panie sprzątające, a uniżoną służbę, która powinna być wdzięczna, że dzięki przyjezdnym ma pracę.
Pretensje do chłopaka, który się uczy, że drink za słaby. Problem, że pani dziś pod łóżkiem podłogi nie wytarła czy nie pościeliła łóżka. Puszy się taki, wypycha pierś do przodu i zadziera nos: wymaga, bo przecież zapłacił. Gdy coś nie pasuje, nie potrafi grzecznie. Od razu skarga albo z gębą do człowieka. I ta pogarda, gdy mówi o obsłudze hotelu... Złość, że ktoś myje podłogę, gdy on chce właśnie przejść, oburzenie, że musi czekać, bo kucharz jeszcze czegoś nie usmażył...
Najgorsze, że takiego burackiego zachowania, braku szacunku do drugiego człowieka i wykonywanej przez niego pracy uczą swoje dzieci. Potrafią nawet rzucić do swojej pociechy, że 'jeśli nie będą się uczyć, to też tak skończą'.
Z szacunkiem do drugiego człowieka
Ja widzę jednak ciężko i uczciwie pracujących ludzi, którzy wykonują powierzone im zadania. Mimo trudu robią to z uśmiechem i olbrzymią serdecznością. Kiedyś podczas jednego z wyjazdów zapytaliśmy kelnera, który codziennie nas obsługiwał, czy on nigdy nie ma wolnego. Odpowiedział, że to wyspa i najwięcej pracy jest właśnie w hotelach. Niestety to praca sezonowa, często jedynie od maja do października.
W pozostałych miesiącach jest olbrzymi problem ze znalezieniem zatrudnienia. W okresie letnim próbują więc 'załapać się' do dobrej pracy i pracują jak najwięcej, by zaoszczędzić pieniądze na kolejne 'chude miesiące'. W ten sposób mogą coś odłożyć, by dotrwać do kolejnego turystycznego sezonu. Nie mają pewności, czy podłapią inną pracę jesienią lub zimą, bo takich osób jest bardzo dużo.
Mimo to nie narzekają, że w zasadzie nie widują się z rodziną i pracują od świtu do zmierzchu. Wolne od pracy mają raz na dwa tygodnie. Pomyślałam, że to niesamowite, że mimo zmęczenia i trudu każdego dnia witają nas z uśmiechem i mają chęć na rozmowę.
Bez nich to by się nie udało
Może nie wszędzie tak jest, ale myślę, że schemat jest podobny w wielu regionach świata. Na wszystkich wyjazdach zwracam uwagę na pracowników i widuję te same twarze każdego dnia. Widzę ludzi ciężko pracujących, byśmy ja i moja rodzina mogli wypocząć. Ludzi, dzięki którym przez dwa tygodnie nie muszę gotować, zmywać i sprzątać. Owszem, to ich praca, za którą otrzymują pensję i którą powinni wykonywać sumiennie, ale to także praca, za którą należy się wdzięczność. Przecież każdy z nas lubi być doceniany.
Warto nauczyć nasze dzieci, że żadna praca nie hańbi i nauczyć, jak okazywać szacunek osobom, dzięki którym nasze wakacje są takie fajne. Pamiętajcie, bez nich to całe all inclusive by po prostu nie działało".