Tego nie wiedziałam o wielodzietności, póki sama nie zostałam mamą trójki
- Znajoma powiedziała mi, że kiedy rodzi się trzecie dziecko, to tak, jakby przybyła ich dwójka. Nie wierzyłam, póki nie przestaliśmy być rodziną 2+2 na rzecz wielodzietności.
- Troje dzieci to większe potrzeby wszystkiego: jedzenia, miejsca, ubrań, potrzeba większego sprzętu AGD, większej kanapy, a nawet dłuższego kija do selfie.
- Wraz z liczbą dzieci rosną jednak nie tylko potrzeby, ale też empatia, miłość i poczucie wspólnoty.
Zaczęło się od żarcików
Pamiętam, jak odprowadzałam do przedszkola dziecko nr 2, duży brzuch wyraźnie wskazywał na to, że lada dzień nasza rodzina się powiększy. Jedna z mam, którą tam spotykałam, odwoziła córkę z kilkumiesięcznym niemowlakiem. W luźnej rozmowie okazało się, że ma jeszcze starszego syna i lada dzień będziemy w podobnej sytuacji.
- Mówię ci, jak się rodzi trzecie dziecko, to tak, jakby przybyła od razu dwójka - powiedziała. Wzięłam te słowa za... przesadzone. Jednak wcale takie nie były, faktycznie mam wrażenie, że przeskok w ilości obowiązków po urodzeniu trzeciego dziecka był znacznie większy, niż ten, kiedy urodziło się nam drugie dziecko. Mogła mieć rację, zupełnie, jakby przybyło nam dwoje dzieci.
Wszystko okazało się za małe
Nasze komfortowe combi w żaden sposób nie planowało pomieścić trzech fotelików samochodowych na tylnej kanapie, szybko więc musieliśmy wymienić auto na większe. Minivan stał się moim sprzymierzeńcem. Trzy pełne fotele w drugim rzędzie i ogromny bagażnik dawały nam szanse, żeby całą rodziną opuścić posesję.
Po półtora roku wielodzietności wymieniliśmy kanapę, bo okazało się, że ta dwumetrowa jest za mała, żeby wygodnie zasiąść na rodzinny seans. Jak już wyjeżdżaliśmy, musieliśmy szukać raczej domków niż hoteli, bo ciężko w fajnym hotelu o pokój, który pomieści pięcioosobową rodzinę, a dzieci wciąż są za małe, żeby mieszkać na wyjeździe oddzielnie od nas.
Lodówkę wymieniliśmy na większą po trzech latach, bo zakupy, które mieściły się w poprzedniej, wystarczały maksymalnie na 2-3 dni, a nikomu z nas nie chciało się tak często jeździć do sklepu. Obowiązkowa okazała się też 9-kilogramowa pralka, inaczej, jeśli nie wstawiliśmy prania codziennie, nie mieściło się w koszu na pranie ani bębnie.
Przy drobnym remoncie kuchni wymieniliśmy też płytę na pięciopalnikową, zlew na większy, dostawiliśmy też dodatkową szafkę w kuchni, bo większe garnki przestały mieścić się w tych, które już mieliśmy. Większej potrzebowaliśmy też szafki na buty i wieszaka na kurtki. Nawet patyk do selfie musieliśmy kupić dłuższy, żebyśmy wszyscy mieścili się na rodzinnych fotkach z ręki.
Więcej podzespołów
Teraz po 4 latach bycia w komplecie widzę jednak mnóstwo plusów wielodzietności. W domu zawsze jest wesoło, dzieci zawsze mają się z kim bawić. Starsi, choć nikt ich do tego nie zmusza, chętnie opiekują się młodszym, a on podziwia ich jak gwiazdy rocka. Wzajemnie motywują się do działania i chętnie spędzają razem czas.
Bywa, że w przypadku złych snów w nocy dochodzi do takich przetasowań, że rano potrzebujemy dobrej chwili, żeby ogarnąć, kto gdzie i z kim śpi. Wiedzą, że mogą liczyć nie tylko na wsparcie rodziców, ale też braci. W sobotnie poranki zdarza się, że wstają przed nami, szykują sobie jedzenie i spędzają czas razem. Zawsze ktoś z kimś się dogada, ktoś z kimś się pobawi albo zagra w planszówkę.
Nigdy nie jest cicho, ale i nigdy nie jest nudno. Zdarza się, że robiąc zakupy odzieżowe w jednym sklepie dla wszystkich dzieci, mogę wynegocjować rabat, bo moje sprawunki są nieomal hurtowe. Śmieszy mnie trochę nazywanie nas wielodzietnymi, bo jak pomyślę o koleżankach, które mają sześcioro, ośmioro dzieci, to sądzę, że w naszym domu mogłyby się nudzić.
Jednak tak, zgadzam się, że trzecie dziecko wprowadza rodzinę na nowy, nieznany poziom.
Czytaj także: https://mamadu.pl/154555,kiedy-jest-najlepszy-czas-na-dziecko-wiek-nie-ma-tu-zadnego-znaczenia