Rodzina śmieje się z mojego dziecka. Twierdzą, że jest grube i nazywają "Kluseczką"

List do redakcji
Uważam, że wszelkie przezwiska kierowane do dziecka, które mogą zwracać uwagę na wygląd zewnętrzny, są krzywdzące i w przyszłości mogą mu zrobić ogromną krzywdę. Nie toleruję także porównywania. Uważam, że każdy z nas jest inny i wyjątkowy. Jednak moja rodzina tego nie rozumie i uparcie zwraca uwagę na wagę dziecka, wciąż twierdząc, że to słodkie i niewinne.
Gdy troska o zdrowie, przeradza się w piętnowanie dziecka? Czasem nawet bliscy nie mają umiaru. Fot. pexels.pl
Moja starsza córka była bardzo drobniutkim dzieckiem, ledwo mieściła się w siatkach centylowych. Choć zawsze ładnie jadła, nawet przez moment mieliśmy problem z przybieraniem na wadze. Nie wybrzydzała, była zawsze dzieckiem, które chętnie odkrywa nowe smaki. W sklepie zawsze prosiła o owoce i warzywa, a nie o słodycze. U starszej córki waga nigdy nie szła w parze ze wzrostem. Jest wysoka jak na swój wiek, ma dość długie nogi, co potęguje efekt jej "szczupłości" i sprawia, że wydaje się być jeszcze wyższa niż jest.

Po co te porównania?


Gdy na świat przyszła młodsza córka, trochę byliśmy w szoku. Urodziła się 0,5 kg większa niż pierworodna, co już przy noworodku rozbiło olbrzymią różnicę. Ma inną proporcję ciała, ale nigdy nie miała nadwagi. Według siatek centylowych ma wagę na 50 centylu, ale jest ciut niższa niż średnia. Ma brzuszek, jak to małe dziecko. Co więcej, okazało się, że ma problemy z tolerancją glutenu i zanim to odkryliśmy, często ten brzuszek był dodatkowo nabrzmiały. Ładnie je, wszystkiego próbuje, niczego nie odmawia. Mała jest pod opieką lekarza i wszystko jest ok.


Niestety moja rodzina podchodzi do dziecka, jakby miało problemy z nadwagą. Poza pytaniami: "czy ona nie je za dużo", "może już wystarczy", "chyba nie powinna już jeść", nieustannie słyszę "pieszczotliwe" określenia, które "tak bardzo do niej pasują" w stylu "Kluseczka", "Pączuś", "Pyza", "Pucuś" a nawet "mały grubasek", "łakomczuch". Zdarza im się też powiedzieć bezpośrednio do dziecka, że nie dostanie dokładki, bo "i tak już jest grubiutka".

Nikt nie rozumie argumentów, że po pierwsze jest pod opieką lekarza i z jej wagą jest naprawdę wszystko ok. Ani, że je bardzo zdrowo, uwielbia warzywa, nie je słodyczy, czy zapychających przekąsek. Owszem lubi zjeść konkretną porcję, ale nie je w nocy. Ma bardzo długą przerwę, ale lekarz stwierdził, że w ogólnym bilansie, przyjmuje odpowiednią dość kalorii.

A jeśli nie polubi siebie?


Martwi mnie ich sposób odzywania się do dziecka. Boje się, że to wpłynie na jej samoocenę i psychikę w przyszłości, że wywoła to niepotrzebny stres lub zrazi do jedzenia. Obawiam się, czy nie wpłynie też na jej sposób postrzegania własnego ciała. Wiem, że jest jeszcze bardzo małą, ale jeśli nadal będą porównywać do starszej siostry, a będzie trochę "grubsza" to boję się, że to nigdy się nie skończy.

Tłumaczenie, proszenie i nakazywanie nic nie zmienia. Ich zdaniem to urocze i nieszkodliwe, bo co złego w nazwaniu dziecka "Kluseczką"? Przecież zwracanie uwagi na jego urocze fałdeczki jest czymś miłym. Sama mam problemy z samooceną, gdyż minie zwracano ciągle uwagę na krzywienie się i garbienie. Przez słabe mięśnie miałam problemy z utrzymaniem prawidłowej postawy. Nikt ze mną nie ćwiczył, za to były wieczne komentarze. Ukrywałam się pod luźnymi ubraniami i lata zajęło mi polubienie samej siebie. Zaakceptowanie, że każdy z nas jest inny, ale i wyjątkowy. Nie chcę, by przez to przechodziła...