Nauczycielka córki jest ciągle na zwolnieniu lekarskim, na zastępstwach niewiele robią. Mam dość

List do redakcji
Okres zimowy sprzyja zachorowaniom i chyba nikogo już nie dziwi fakt, że albo nauczyciel, albo uczniowie muszą przez tydzień lub dwa zostać w domu z powodu infekcji. Co jednak, gdy nieobecność nauczyciela się przedłuża, a w szkole brakuje osób, które mogłyby go zastąpić? Rodzice doskonale zdają sobie sprawę z tego, że tracą głównie dzieci.
Ciągła nieobecność nauczyciela negatywnie wpływa na dzieci unsplash


"Moja córka jest obecnie w 3 klasie szkoły podstawowej, czyli na razie, nie licząc angielskiego, ma jedną nauczycielkę, która uczy ją wszystkich przedmiotów. To naprawdę przemiła i kompetentna osoba, która potrafi sobie poradzić z 18-tką czasem naprawdę rozbrykanych dzieci. Niestety problem polega na tym, że w tym roku szkolnym częściej jej w szkole nie ma, niż jest” – pisze Anna.


Nauczyciele prowadzą lekcje "z doskoku"


Dodaje, że już w październiku nauczycielki nie było 2 tygodnie, natomiast pod koniec listopada poszła na kolejne zwolnienie lekarskie i do tej pory nie wróciła.

"Dopytywaliśmy nawet, kiedy wróci do szkoły, ale udało nam się jedynie dowiedzieć, że ma przedłużające się problemy zdrowotne. Ja to rozumiem, nie mamy wpływu na nasze dolegliwości, które uniemożliwiają nam pracę, a pewnie też codzienne funkcjonowanie, ale szkoła powinna pomyśleć też o uczniach” – pisze Anna.

Okazuje się, że od dwóch miesięcy dzieci mają zastępstwa, ale ciągle z innymi paniami, które "z doskoku” przychodzą do klasy jej córki.

"Wygląda to tak, jakby ci nauczyciele byli z "łapanki”. Kto ma akurat okienko, przychodzi do naszej klasy i stara się po prostu poprowadzić jakąś lekcję. Nie wiem, czy w ogóle realizują program z podstawy programowej, bo córka wciąż opowiada, że coś rysowali, wyszli na zewnątrz albo oglądali film. Rozumiem, że w szkole brakuje nauczycieli, którzy mogliby zastąpić chorującego nauczyciela, ale tracą na tym głównie dzieci” – dodaje Anna.

Nikt ich nie motywuje do nauki


Przyznaje, że martwi się, że jej córka ma coraz większe zaległości, np. od trzech miesięcy nie omawiali żadnej lektury. Wiąże się to z tym, że dzieci nie czują się w obowiązku, by cokolwiek czytać, skoro nikt im nie zadaje.

"Nauczyciele skarżą się też, że dzieci przeszkadzają w trakcie lekcji, ale jakoś mnie to nie dziwi. Gdy uczy ich jedna pani, która ich zna, doskonale wie, jak nad nimi zapanować. Jak ich zaciekawić czy zmotywować do pracy. Natomiast te ciągłe zmiany nauczycieli sprawiają, że dzieciom brakuje takiej pozytywnej dyscypliny i skupienia się na nauce. Przyznam, że mam już tego dość” – pisze Anna.

Przyznaje, że kilkorgiem innych rodziców była już u dyrekcji, by dowiedzieć się, czy nie ma możliwości zastępstwa ich pani jedną wyznaczoną nauczycielką, która skontrolowałaby, w którym miejscu uczniowie są z programem i co trzeba ewentualnie nadrobić.

"Usłyszeliśmy tylko, że nasza pani 'lada dzień wróci' i tyle. Żadnych szczegółów, żadnej refleksji, że tracą na tym dzieci” – dodaje Anna.