Dlaczego nie dajemy sobie już z mężem prezentów na święta? Skorzystały na tym nasze dzieci

Agnieszka Miastowska
Czujecie już magię świąt? Przychodzi ona do was wraz z ubieraniem choinki, a może z kupowaniem pierwszych prezentów? Czy możliwe jest jej odczucie, gdy z tej drugiej tradycji w dużej mierze się rezygnuje? Napisała do nas Malwina, która chce się podzielić, a raczej wytłumaczyć się ze swojego świątecznego zwyczaju. Niekupowania mężowi żadnego prezentu.
Prezenty na święta to nie przymus. Nie kupuję mężowi prezentów Pexels

List czytelniczki

"Nie chcę mówić, że nigdy nie byłam materlialistką, a prezenty były dla mnie zbytecznym wydatkiem. Wprost przeciwnie. Uwielbiałam dostawać prezenty od mojego męża, szczególnie na początku związku. Im dłużej się znaliśmy (i nie oszukujmy się — im więcej pieniędzy zarabialiśmy), tym ciekawszymi prezentami sami siebie zaskakiwaliśmy.
Szybko jednak zauważyłam niepokojący schemat — najciekawiej było do otworzenia prezentów. Oczywiście cieszyliśmy się z ich zawartości, ale główną atrakcją było dla nas obdarowywanie się. Było tak w przypadku randek, urodzin i właśnie świąt.


Wszystko zmieniło się — jak zawsze — gdy pojawiły się dzieci. Najwięcej uwagi przykładaliśmy do tego, by to im na święta zrobić najciekawszą niespodziankę. I szybko okazało się, że kupowanie prezentu dla męża stało się dla mnie trochę obowiązkiem, na który nie do końca miałam czas i ochotę.

Podobnie czułam, gdy to on wręczał mi prezent. Myślałam o tym, co za te pieniądze moglibyśmy kupić dzieciom albo gdzie wspólnie pojechać. Zabrakło tej iskry radości, która zawsze towarzyszyła rozpakowaniu prezentowych niespodzianek.

Nie kupuję mężowi prezentów

Rozmawialiśmy o tym i mój mąż sam wyznał mi, jak trudno jest mu kupić mi prezent, szczególnie od kiedy przyznaję wprost, że nic takiego nie chcę. Powiedziałam, że właściwie każdy z nas sam robi sobie w ciągu roku prezenty, wydając pieniądze na własne zachcianki. Może w święta kompletnie zrezygnujemy z przygotowywania upominków dla siebie, a skupimy się na dzieciach. I tak właśnie zrobiliśmy.

I to była naprawdę jedna z lepszych decyzji w naszej relacji. Skończyła się presja na to, co kupić drugiej osobie, by nie wyjść na skąpca albo ignoranta. Przestałam się martwić kurczącym się czasem i zastanawiać nad kwotami, które mogę wydać na prezent.

Im mniej czasu i energii inwestowaliśmy w poszukiwanie prezentów dla siebie nawzajem, tym więcej go mieliśmy, by zastanowić się WSPÓLNIE, co możemy zrobić dla naszych dzieci. I to chyba była prawdziwa rodzinna decyzja.

Przestaliśmy marnować pieniądze, martwić się o domowy budżet, starać "na siłę", bo tak naprawdę obydwoje po 8 latach małżeństwa wiedzieliśmy zazwyczaj co i kiedy od siebie otrzymamy. Trudno było się zaskoczyć albo specjalnie usatysfakcjonować.

Zamiast tego zaczęliśmy się zastanawiać, jak sprawić przyjemność naszym dzieciom w święta. I nie chodziło tylko o prezenty, na które owszem mieliśmy więcej pieniędzy, dzięki rezygnacji z obdarowywania siebie nawzajem. Chodziło też o małe tradycje, które możemy wprowadzić w nasze święta.

Wspólne granie w planszówki, wieczorna impreza w świątecznych piżamach, wspólne przygotowywanie pierniczków czy innych świątecznych potraw. A przede wszystkich słuchanie naszych dzieci czy małżeńskie randki podczas, których kłóciliśmy się o to, co im kupić. Zamiast biegać po sklepach samotnie z presją, czy podarujemy sobie coś wystarczającego.

W te święta też nie kupuję mojemu mężowi prezentów. Wybieramy się razem na shopping dla dzieci. A potem urządzamy święta dla nich, a nie dla siebie nawzajem".