Tych 7 rzeczy robią rodzice najszczęśliwszych dzieci na świecie. Nie zgadniesz, gdzie mieszkają

Marta Lewandowska
Czy zastanawialiście się, w jakim kraju dorastają najszczęśliwsze dzieci? Pewnie pomyśleliście o jakiejś ciepłej krainie, gdzie na WF-ie biega się po dżungli, albo surfuje w oceanie. A może przyszedł wam do głowy wyjątkowo bogaty kraj, jak Emiraty Arabskie. Ale nic z tych rzeczy! Najszczęśliwsze dzieci rosną w kraju wiatraków. Oto jak to wychowują dzieci Holendrzy.
Najszczęśliwsze dzieci na świecie mają włosy rozwiane wiatrem i rumiane buzie. Mieszkają w Holandii. Fot. Unsplash

1. Granice otwartości

Holendrzy nie stawiają dzieciom nierealnych wymagań. W ich domach obowiązują jasne i czytelne zasady. Pora spania, dieta, pożądane zachowania. Dzieci od najmłodszych lat wiedzą, czego się od nich oczekuje. Jednocześnie w tym kraju nie stosuje się nagród i kar. Dzieci otoczone są miłością, mogą liczyć na wsparcie rodziców i dużo swobody.

2. Nie ma wstydu

Tam nie zawstydza się dzieci. Każdy, nawet pozornie błahy, problem, to sprawa, z którą można przyjść do mamy czy taty, bez ryzyka bycia wyśmianym. To, co dla innych nacji może być krępujące, w Holandii omawia się z dziećmi. Dojrzewanie, seks, homoseksualizm - o tym zawsze można porozmawiać z rodzicami.

3. Różnorodność kultur

Swoisty tygiel kulturowy, który wykształcił się w Holandii, zmusza mieszkańców tego kraju do otwartości. Zdarza się przecież, że odwiedzając pięć kolejnych domów, trafimy tam na rozmaite narodowości. Z każdego okna dobiegają inne zapachy, a przechadzając się amsterdamskimi ulicami, słyszymy dosłownie każdy język.


Dzieci dorastające w takiej mieszance kulturowej są bardziej otwarte na różnorodność, ale też same wierzą, że mogą być, kim chcą. Nikogo nie dziwi ekstrawagancki strój, inny kolor skóry czy język. Widząc, jak różni są ludzie i że przyjaciele z podwórka pochodzą z różnych zakątków świata, dziecko uczy się, że może żyć, gdzie chce i jak chce. A ta świadomość pozwala na beztroskę i brak kompleksów.

4. Szkoła na innych zasadach

W Holandii od lat uczy się rodziców, że oceny dziecka nie mają znaczenia. Nauczyciele bardzo pilnują tego, aby nie tworzyć w szkole atmosfery rywalizacji. Znacznie ważniejsze dla Holendrów jest zarażenie dzieci pasją do nauki i wspieranie dziecka w działaniach z tych przedmiotów, gdzie wykazuje największe zainteresowania.

Holenderskie dzieci mają dużo swobody, nikt nie przejmuje się zniszczonymi ubraniami czy przemoczonymi butami. Maluch ma przede wszystkim dobrze się bawić i poznawać świat. Reszta to zajęcie dorosłych.

5. Wspólnota i wsparcie

Holendrzy skupiają się na budowaniu poczucia wspólnoty. Kiedy rodzi im się dziecko, sąsiedzi nie szepczą między sobą czy to dziewczynka, czy chłopiec. Dumni rodzice wywieszają taką informację w wielkim, niczym nieosłoniętym, oknie. Podobnie informują społeczność, np. o urodzinach domowników. Wszak to cenna informacja dla wspólnoty.

Jednocześnie nikogo nie dziwi tam, jeśli sąsiad podchodzi do ciebie i pyta, co się dzieje, czy nie potrzebujesz pomocy, bo kiepsko wyglądasz. Mali Holendrzy od wczesnego dzieciństwa uczeni są, że mogą wnieść wiele dobrego do wspólnoty i powinni to robić. Nauka empatii i odpowiedzialności za drugiego człowieka działa również dobrze na psychikę pomagającego.

6. Ochrona ponad wszystko

Jeśli dziecko powie, że dostało klapsa, np. nauczycielce, może być pewne, że otrzyma pomoc. Ochrona bezpieczeństwa i zdrowia dziecka jest dla Holendrów wartością nadrzędną. Dziecko zawsze też może liczyć na pomoc publicznej służby zdrowia, nikt tam nie chodzi do pediatry prywatnie, bo... takie gabinety nie istnieją.

7. Dobrostan sprzyja spokojowi

Nie można oczywiście przemilczeć też faktu, że Holandia jest stosunkowo bogatym krajem. Dzięki czemu większości dzieci zwyczajnie niczego nie brakuje. Socjalne wsparcie państwa to dopłaty do kredytów mieszkaniowych, przedszkoli, wyżej wspomniana darmowa opieka medyczna. To wszystko wiąże się z mniejszą ilością zmartwień w codziennym życiu.

Matka, wracając do pracy po urodzeniu dziecka, może dowolnie skrócić etat, żeby proces adaptacji dziecka w przedszkolu nie był rzuceniem go na głęboką wodę. Można np. zawozić tam dziecko dwa razy w tygodniu, a pozostałe dni spędzać w domu z maluchem.

Każdy z nas chciałby być w dobrej sytuacji finansowej, móc mniej pracować, żeby więcej czasu spędzać z dziećmi. Na to nie mamy wpływu, tak samo jak na funkcjonowanie szkół. Ale czy nie możemy dać dzieciom zrozumienia, uwagi, miłości i wsparcia "pod korek"? Możemy i powinniśmy to zrobić, uczmy się od najlepszych.