Dziubek i filtr, tylko jak przenieść to do reala? Witaj w świecie dzieci millenialsów

Marta Lewandowska
Kiedy na drugim roku studiów zaczęłam pracę w agencji fotograficznej, zobaczyłam czym jest magia photoshopa. Retusz zdjęć na początku nowego tysiąclecia pozbawiał modelki i aktorki wszelkich zmarszczek i niedoskonałości. Wtedy był dostępny tylko dla profesjonalistów. Dziś żyjemy w wyretuszowanym świecie. A nastolatki chcą instagramowe filtry przenosić do reala.
Nastolatki codziennie robią selfie i są niezadowolone z efektu. Fot. Julia M Cameron z Pexels

Akceptacja jest dla słabych

Znajome nastolatki wstawiają codziennie selfie do mediów społecznościowych. Czarna kreska, wydęte usteczka. Skóra gładka jak lico porcelanowej lalki, kości policzkowe wyraźnie zarysowane. Wszystkie jednakowe. Koleżanka pisze "Nie wiem, jak z nią rozmawiać, nie daje sobie robić zdjęć do rodzinnego albumu, to, co wstawia do sieci, jest tak wyretuszowane, że ciężko ją rozpoznać".


Ola, jej córka ma 16 lat. Do legitymacji szkolnej, zamiast zdjęcia od fotografa zaniosła selfie z wydętymi ustami. Na urodziny poprosiła mamę o zabieg powiększenia górnej wargi. Kiedy rodzice stanowczo odmówili, powiększyła usta u jakiejś koleżanki, która zamówiła preparat w sieci. "To jest katastrofa, kiedy ja byłam nastolatką, byłam dzieciakiem, dziś zakładają po trzy pushupy, majtki podnoszące pośladki i powiększają sobie nawzajem usta".

To nie jest pojedyncza historia. Dzieci milenialsów, współczesnych 40-latków, obrały kanon piękna, którego nie są w stanie dogonić. Czują się niedoskonałe i dążą do tego, aby się do niego zbliżyć. Nie akceptują siebie. W mediach społecznościowych publikują swój przekłamany wizerunek i ciężko im się pogodzić z tym, że w lustrze filtry nie działają.

Sztuczki nie tylko z Tik Toka

Dawniej obróbka zdjęć byłą dostępna tylko dla profesjonalistów. Dziś w zasadzie ma do niej dostęp każdy z telefonem komórkowym. Mnóstwo aplikacji, które nieodpłatnie można pobrać na telefon, ale i filtry dostępne jednym kliknięciem na Instagramie, zupełnie zmieniły naszą rzeczywistość. O ile możemy palcem pokazać zagięcie przestrzeni w okolicy talii gwiazd sieci, tak z filtrami na twarz jest gorzej.

Jakiś czas temu rozgorzała dyskusja, że to nieetyczne, że niektóre influencerki nagrywają story z filtrem, a potem publikują je tak, aby informacja o nim nie była widoczna dla odbiorcy. Znalezienie tutoriali, jak to zrobić, żeby oszukać widza, zajmuje 30 sekund na Tik Toku. Tylko po co to robić? Czy to etyczne? Jak to działa na młode dziewczyny?

Fatalnie. Tu w zasadzie można postawić kropkę. Kiedy odkrywają kolejne filtry, w których podobają się sobie bardziej, zaczynają wierzyć, że mogą stać się lepszą wersją siebie. Robią zdjęcia, nagrywają filmiki, a potem stają przed łazienkowym lustrem. A tam widzą zupełnie inną osobę. Korzystanie z tym "ulepszaczy" tylko wpędza je w większe i większe kompleksy.

Niby wiedzą, że skoro one korzystają z filtrów, to robi to każdy, kogo obserwują. Ale jednak jakoś tak przykro spojrzeć na szarą cerę z pryszczami, kiedy inne nastolatki są takie piękne. Więc te 16-tki, nie bójmy się tego powiedzieć - dzieci, robią, co mogą, aby "real" dogonił "virtual". Najpierw makijaż gruba warstwa podkładu, czarna kreska, potem, wypełnianie ust, katowanie się ćwiczeniami.

Zobacz, co się dzieje

Moja znajoma pokazała córce kilka kont na Instagramie, które obnażają prawdę. Jak siadają "modelki" do zdjęć, jak wizualnie oszukują odbiorców. "Jesteś stara i zazdrosna" - usłyszała od córki. Monika ma 42 lata. Jest piękną zadbaną kobietą, fotografką. Córka ma pretensje, że matka nie pozwala jej być jak inne dziewczyny ze szkoły. "Problem polega na tym, że jak patrzysz na jej zdjęcie z koleżankami, to nie możesz ich odróżnić, wyglądają jak klony. Nic do nich nie dociera. Chciałabym spokojnie usiąść i powiedzieć, że to minie, że to taki etap. Ale nasze dzieci, dzieci millenialsów, patrzą na świat zupełnie inaczej. Oni nie znają świata bez komórek, bez Facebooka, Instagrama".

Monika nie mając innego pomysłu, zaczęła sama używać filtrów, robić dzióbek i wysyłać takie zdjęcia córce. Po kilku cichych dniach nastolatka sama podjęła rozmowę, przyznała, że nieco się pogubiła. Dzięki zdjęciom od matki zobaczyła, jak bardzo absurdalne było jej działanie.

Małe kroki

Mama Oli konsekwentnie ją komplementuje. Razem przeglądają konta ukazujące nagą prawdę i same robią sobie takie zdjęcia. "Udało mi się ją namówić, żebyśmy zobaczyły na sobie różnice, kiedy ustawiamy się do zdjęcia normalnie, a kiedy stajemy, jak radzą na Tik Toku. Oczywiście nie wolno mi tego nikomu pokazywać, ale widzę, że Ola przynajmniej zaczyna się przy tym dobrze bawić".

Wypełniacz powoli schodzi w ust. Zamiast kolejnego zabiegu, mama zaproponowała dziewczynie, że zapłaci za kurs makijażu. "Wolę już, żeby skupiła się na makijażu, niż narażała swoje zdrowie" - mówi. Nastolatkę pochłonęło nowe hobby, w serwisach społecznościowych przestała publikować selfie. Nie jest jeszcze gotowa, żeby pokazać światu, jak wygląda bez filtrów.

"Cieszy mnie, że zaczyna przebąkiwać o nagrywaniu filmików z robienia makijażu. Chyba powoli do niej dociera, że z filtrem na ulicę nie wyjdzie". Takich dziewczyn jak Ola jest mnóstwo. Zapominają, że te filtry mają służyć do zabawy. Zaczynają wierzyć we własny przekłamany wizerunek. A to prosta droga do obniżenia samooceny.

W 2017 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne uznało nagminne robienie sobie selfie za chorobę. Granicznym, zdaniem ekspertów jest robienie sobie trzech zdjęć dziennie, nawet jeśli ich nie publikujemy. Jeśli rozpowszechniamy takie fotografie, mówimy o ostrym stadium, przy 6 takich zdjęciach - krytycznym.

Zdaniem dr Janarthana Balakrishna, psychologa z Uniwersytetu Nottingham Trent osoby, które zmagają się z tym problemem, charakteryzuje brak poczucia własnej wartości. Brak pewności siebie starają się zamaskować poprzez potrzebę dopasowania się do otoczenia. Mogą również wykazywać objawy podobne do innych potencjalnie uzależniających zachowań.