"Żeby miał, kto podać szklankę wody na starość". Dziecko nie musi spłacać długu wdzięczności

Marta Lewandowska
"Ojej, trzech synów? Nie będzie ci miał kto szklanki wody podać na starość" - powiedziała moja znajoma, której nie widziałam od lat. Próbowałam sobie przypomnieć swoją twarz, którą tego dnia przecież widziałam w lustrze. Do starości wcale nie było jakoś blisko, liczę, że póki żyję, dosięgnę do szklanki.
Dzieci nie zaciągnęły u nas długów, żeby musiały cokolwiek nam spłacać. Szklanka wody na starość to bzdura. Fot. Unsplash

Córka cię będzie kochać i poić

Nawet gdybym miała córkę (choć różnicowanie przywiązania do rodziców ze względu na płeć, uważam za absurdalne), to nie chciałabym, aby żyła z brzemieniem, że kiedy będę stara i niedołężna, będzie musiała się mną zająć. Takie przeświadczenie kojarzy mi się trochę z życiem w rodzinie królewskiej. Pierwszy w linii sukcesji niby kocha matkę czy ojca, ale jednak trochę chciałby na tym tronie posiedzieć, a żeby to było możliwe... no, wiadomo. Tron musi być pusty.


No więc dziecko, powiedzmy córka, biorąc na siebie odpowiedzialność zapisaną w jakimś nieformalnym prawie społecznym, żyje w przekonaniu, że na razie może żyć, jak lubi, ale jak rodzice podupadną na zdrowiu - koniec, trzeba się nimi zająć. A ja zapytam, z jakiej, przepraszam okazji? Będzie chciało dziecko, to się zajmie, jeśli zdecyduje inaczej - nikt nie ma prawa mieć do niego pretensji!

Bo dzieci nie są nam nic winne, tak jak i my nie jesteśmy nic winni naszym rodzicom. To, że często odwiedzam moich, nie wynika z długów wobec nich, tylko z moich chęci. Lubię ich, tyle, czy czuję od nich presję, że kiedyś będę musiała się nimi zająć, zdecydowanie nie.

Dlaczego dzieci nie są nam nic winne

Z prostej przyczyny. To my dorośli postanawiamy, że chcemy mieć rodzinę, że będziemy mieć dzieci i że weźmiemy za nie odpowiedzialność. Dzieci nikt o zdanie nie pyta. Dlaczego więc zakładamy, że będą musiały się nam za cokolwiek odwdzięczać? Nawet najlepsi rodzice muszą wziąć pod uwagę, że dzieci zechcą pójść inną niż oni drogą.

Wielu polskich rodziców kiepsko znosi pustoszenie gniazda, a tymczasem to nowy początek. Dziś mając swoje dzieci, marzę, że kiedy odchowamy chłopców i wyfruną spod naszych skrzydeł, usamodzielnią się, kupimy campera i będziemy jeździć po świecie, bo będziemy mogli, bo nasze zobowiązania wobec nich się wyczerpią.

A może zaczniemy wtedy odkładać na pielęgniarkę, która za podanie szklanki wody weźmie od nas pieniądze, bo tak zarabia na życie. Przeświadczenie, że dzieci będą to robić "bo tak każde obyczaj", niezmiennie mnie zaskakuje.

"Zobacz, oddałam im piękną figurę, tyle nieprzespanych nocy, podcieranie tyłka, za to wszystko dziewczyny odwdzięczą mi się na starość" - ciągnęła swój wywód znajoma. A ja przecierałam w zdumieniu oczy. To trochę, jakby ktoś podstawił ci pod domem limuzynę, której nie zamawiałaś i wręczył rachunek, który musisz spłacić, może nie dziś, może nie jutro, ale kwota jednak przeraża.

Dawaj tyle, ile chcesz, a nie ile wypada

Jako rodzic masz obowiązek opiekować się dzieckiem na każdej możliwej płaszczyźnie do momentu jego usamodzielnienia. Nie mówię tu o 30-letnich Piotrusiach Panach żyjących na garnuszku rodziców, ale nie chcę też mówić do dorosłości, bo ktoś mógłby to błędnie zinterpretować, jako 18. urodziny. Masz ten obowiązek, bo to był twój wybór. Decyzja o posiadaniu dziecka, to odpowiedzialność.

Ale kiedy widzę dziadków, odmawiających sobie wszystkiego, bo wnukami się trzeba zająć, wyprawkę do szkoły kupić, to myślę sobie - nie, tak być nie powinno. Dzieci są odpowiedzialnością rodziców, a nie dziadków, co często powtarzam też moim nadgorliwym rodzicom i teściowej. Zachęcam ich do realizowania swoich pasji i marzeń, bo oni już swoje zrobili i ani własnym rodzicom, ani moim dzieciom nic nie są winni. Tak jak i my nie jesteśmy winni im.

Ludzie, którzy za wszelką cenę chcą wspierać dzieci, póki żyją, są potem sfrustrowani, kiedy okazuje się, że mimo wszelkich "poświęceń", druga strona nic im oddawać nie planuje. Dali, bo chcieli, nigdy nie wspomnieli, że to transakcja wiązana, może wtedy ich dzieci nie brałyby tak chętnie, bo podjęłyby świadomą decyzję.

Nie wychowuj sobie służących

Dziecko wychowujemy dla świata, niezależnie od płci. Dajemy z siebie to, co najlepsze, uczymy jak funkcjonować w społeczeństwie i być samodzielnym. Dajemy najlepsze znane nam narzędzia, aby dziecko miało piękne życie. Nie chcemy, żeby ktoś źle je traktował, czy wykorzystywał jego dobre serce. Nie planujmy więc, że sami to zrobimy.

Kiedy w Stanach dziecko wyjeżdża na studia, rodzice robią imprezę, cieszą się rozpoczęciem nowego etapu życia. Naturalnego rozdzielenia tych dróg. Wzajemnego uniezależnienia. Może warto wziąć z nich przykład i zacząć robić plany na przyszłość bez dzieci, tak, żeby z partnerem było o czym rozmawiać, kiedy dzieci znikną z radarów, żeby czuć się dobrze ze sobą. Żeby nie czekać na spłatę długów, których tak naprawdę nikt u nas nie zaciągnął.