Plac zabaw, jak spacerniak. Oto, jak patodeweloperka wkroczyła na przestrzeń dla dzieci

Marta Lewandowska
Plac zabaw miejsce, gdzie dziecko może rozwijać swoją kreatywność, wyszaleć się, poznać rówieśników, poćwiczyć umiejętności społeczne. A tymczasem, na polskich osiedlach place zabaw, coraz częściej mogą przyprawić o zawrót głowy, bynajmniej nie przez mnogość fikuśnych sprzętów.
Polskie place zabaw często nie nadają się do tego, aby bawiły się na nich dzieci. Fot. Unplash

Pato-place, tak o nich mówią

Żeby zrozumieć, o czym mowa wystarczy wybrać się na młode warszawskie osiedle, gdzie równymi rzędami stoją dziesiątki jednakowych bloków. Jeden przy drugim, niczym u Orwella. A tymczasem tuż obok, co chwila pojawiają się tablice informujące, że za siatką powstaje kolejny etap tej inwestycji. I tak dochodzimy do nazw z numerem 17, 23, itd.


Miejsca jest niewiele, trzeba je dobrze wykorzystać, do mieszkania, każdy chciałby kupić też kawałek parkingu, a że deweloperzy muszą upchnąć jeszcze plac zabaw, to pojawiają się one. Mikruski, na których ciężko się minąć, ogrodzona jedna huśtawka, czy maleńka piaskownica, stają się symbolami dzieciństwa naszego potomstwa.

Przynajmniej nie ucieknie

Rodzicom często zależy na tym, żeby plac zabaw był ogrodzony, dzięki czemu wiedzą, że żywiołowy dwulatek nie ucieknie z niego, kiedy sami będą siedzieć zrelaksowani z książką. Jeśli chodzi o porządnie ogrodzone place, to z pewnością wiedzie tu prym plac zabaw w Radzyniu Podlaskim. Prawdę powiedziawszy, trudno by mi było uwierzyć w jego istnienie, gdyby nie fakt, że widziałam go na własne oczy.

Owy plac wybudowała spółdzielnia mieszkaniowa tuż pod oknami bloku, w którym mieszkał mój brat. Kiedy go odwiedzaliśmy, moje dzieci z jakiegoś powodu nie chciały się tam bawić. Choć plac zabaw kojarzy się bardziej z wiatą śmietnikową, która notabene stoi tuż obok zapewniając w upalne dni odpowiednie doznania zapachowe, to spółdzielnia nie widzi w nim nic nadzwyczajnego. - Może nie jest porywający, ale jest praktyczny - mówił w rozmowie z Faktami TVN prezes tamtejszej spółdzielni mieszkaniowej. Zadaszony pozwala się bawić dzieciom nieomal przy każdej pogodzie. Doceniamy.

Internauci piszą, że grodzenie placów zabaw metalowymi panelami kojarzy się raczej z chowem klatkowym czy więziennym spacerniakiem, niż miejscem, gdzie można się bawić. Trudno im się dziwić, bo nawet jeśli zabawek jest sporo, to często przestrzeń przeznaczona dla dzieci, jest tak absurdalnie mała, że dodatkowe ograniczanie jej wysokim płotem, daje uczucie przytłoczenia.

Jak na patelni

Młode osiedla mają to do siebie, że powstają z niczego, teren najpierw pozbawia się całej roślinności, w tym często starodrzewia, żeby posadzić wszystko na nowo zgodnie z najnowszymi trendami i ustalonym przez architekta porządku. Mieszkając przez kilka lat na warszawskiej Białołęce, doświadczyliśmy konsekwencji tego. Plac w pełnym słońcu, dzieci, jak na patelni. Cóż przynajmniej nie było szansy tam zmarznąć, niestety na cień też nie można było liczyć. Ale nie tylko na Białołęce tak jest, nasłonecznione place zabaw, to dziś standard.

Bez przepychu

Choć nowe osiedla to często prawdziwe molochy, deweloperzy najwyraźniej nie chcą, żebyśmy zapomnieli, czym są kolejki, bo jak inaczej ma się bawić większa grupa dzieci, kiedy na placu są tylko dwa stanowiska? Ciągle zastanawiamy się, czy takie działanie ma zachęcić dzieci do nauki cierpliwości, bo w końcu koledze się znudzi i będzie się można pohuśtać, czy może jednak to forma zachęty, do wyjścia na spacer poza zamknięte osiedla?
Tak czy inaczej, wielu deweloperów najwyraźniej wychodzi z założenia, że od przepychu może rozboleć głowa, więc lepiej zapobiegać niż leczyć.

Bądźcie kreatywni!

Pomyśleli twórcy placu zabaw na jednym z warszawskich osiedli i postanowili dać dzieciom piaskownicę, tyle że bez piasku. Za to z ławką dla opiekunów, aby mogli popatrzeć, jak dzieci robią zamki z trawy i kamyków. To taki śmiech przez łzy, bo prawdę powiedziawszy, trudno znaleźć uzasadnienie dla takiej konstrukcji. Lepiej chyba byłoby napisać w ofercie, że na osiedlu nie ma placu. Za to w Poznaniu dali chyba za małą ramkę. Mieszkańcy innego warszawskiego osiedla dostali za to wyłącznie zjeżdżalnię dla dzieci, jak sami piszą bardzo praktyczną na lato, bo metalową. Ponoć deweloper obiecał im drugi plac, ale jak sami przyznają, póki co znajduje się on raczej w Nibylandii. Muszą się więc cieszyć z tego, co mają.

Zgodnie z przepisami

Najczęściej skargi mieszkańców nie robią na administracji żadnego wrażenia. Bliskość parkingu, bo zachowano przepisowe 10 m, pełne słońce, ciasnota, ustawianie wiat śmietnikowych tuż obok, a do tego często niesprawne zabawki i brudne piaskownice. Niestety często to jest prawdziwy standard polskich placów zabaw.