Oszczędzanie na wodzie, chlanie na plaży. Pojechałam na wakacje ze znajomymi pierwszy i ostatni raz

List do redakcji
Co może być lepszego niż wakacje z przyjaciółmi? Wspólne opalanie na plaży, wybieranie restauracji i picie drinków, każda atrakcja jeszcze zabawniejsza, bo przeżywacie ją razem. Tak myślałam. Realnie wakacje ze znajomymi to koszmar. Narzekania, jęki, marudzenie, myślenie tylko o własnej wygodzie, skąpstwo na każdym kroku. Moi znajomi to bydło i ignoranci - ale wiem to dopiero po wspólnych wakacjach. Pierwszych i ostatnich.
Wakacje ze znajomymi to koszmar. Pojechałam pierwszy i ostatni raz Zdjęcie poglądowe. Fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta

Nie znasz swoich znajomych aż do wakacji

Te wakacje miały być inne niż wszystkie i zdecydowanie były. Szkoda, że nie tak, jak sobie to wyobrażałam. Uznałam, że moje 30 urodziny to świetny czas, by zabrać znajomych i pojechać razem na wakacje.
Ja myślałam o ciepłych krajach, ale znajomi upierali się na Polskę, mówili, że woleliby na wyjeździe zaoszczędzić i przekonywali, że nad polskim morzem to naprawdę się uda. Ja byłam sceptycznie nastawiona, ale ostatecznie pozwoliłam im wybrać domek w takim budżecie, jaki im odpowiada.


Zaznaczyłam tylko, by był raczej blisko plaży albo centrum z restauracjami, by w choć jedno miejsce móc przejść się spacerkiem. Po to w końcu jedziemy na wakacje, by odpoczywać na miejscu, a nie jeździć wszędzie autem. To znaczy taksówką albo rowerem, bo na miejsce dojechać mieliśmy pociągiem. Chcieli powrotu do studenckich czasów. Okej.

Dotarliśmy do domku, który okazał się bardzo... skromny. Czysty, przystosowany do spania, z prysznicem w łazience i małym telewizorem, ale nic poza tym. Widok na morze? Można pomarzyć. Widok był na parking, a balkon był ślepy. Można było otworzyć drzwi, ale bez wychodzenia.

Oszczędzimy na domku, wydamy na piwko

Trudno, to tylko domek. Nie jestem nastoletnią gówniarą, by prosić o plazmę w pokoju i wannę z jacuzzi. Liczy się to, co będziemy robić poza domkiem. Po rozpakowaniu się i szybkim odświeżeniu chciałam wyjść na plażę lub miasto.

"Ale gdzie ty chcesz chodzić? Umęczyliśmy się drogą, pójdę po piwo i napijemy się w pokoju" – usłyszałam od kolegi. Picie w pokoju, jak za zielonej szkoły pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. Nie będę narzekać. Po piwku i na miasto.

Ale okazało się, że znajomi wcale nie palą się do wyjścia z domu. "Dziś zmęczyliśmy się podróżą, wyjdziemy jutro". Zbaraniałam. Przyjechałam nad morze na tydzień i mam gapić się w ściany z piwskiem w ręku, bo oni nie mają siły ruszyć się na plażę? Mamy 30 lat, a nie 70!

Uznałam więc, że na plażę ruszam sama, wrócę pewnie do nich, gdy będą już mocno zadowoleni ze swojej decyzji. Uzbroiłam się w klapki, filtr przeciwsłoneczny i ręcznik i wklepałam w aplikację naszą ulicę, gotowa na opalanie.

Okazało się, że do plaży mam jedynie... godzinę drogi! Godzinę drogi na pieszo. Myślałam, że to jakaś pomyłka, że pokazuje mi inne wejście na plażę. Wróciłam do pokoju, pytając znajomych, o szybszą drogę.

Okazało się, że to najbliższa plaża. Wybuchłam. Podniosłam głos, pytając, jak mogli zarezerwować domek NAD MORZEM, który nawet morza na oczy nie widział. Mam chodzić kilka razy dziennie godzinę w jedną stronę, żeby odpocząć? Co to za odpoczynek?

Usłyszałam, że to była tańsza opcja i oczywiście były domki bliżej centrum, ale wiesz, ile trzeba by za nie zapłacić? Moi znajomi wcale nie zarabiali gorzej ode mnie, więc nie miałam pojęcia, skąd ich obsesja na punkcie oszczędzania.

Zaczęły się nasze drogi na plażę i po 3 dniach byłam ciągle poparzona, bo spędzałam na słońcu o wiele więcej czasu, niż powinnam i miałam odciski na stopach od chodzenia. A jeszcze coś o oszczędzaniu.

Na plaży jak w chlewie

Moi znajomi okazali się wielkimi fanami piknikowania na plaży, więc codziennie dźwigaliśmy torby wypchane piciem i przekąskami. Na plaży też można kupić, ale drogo! Po jakimś czasie jednak znudziło im się tachanie i zaczynali swoje zakupy.

Gotowana kukurydza, lody, ziemniaki na patyku, gofry. Przejadali pensje na śmieciowe żarcie. Jednocześnie kiedyś nie kupili wody na mieście, bo uznali, że w domu napiją się z kranu. Było 30 stopni, ale 4 złote to zdzierstwo za butelkę wody!

Któregoś razu nie wytrzymałam i powiedziałam im, że za pieniądze, które wydają na przekąski, mielibyśmy domek w centrum i oszczędzali dwa razy więcej czasu. "Ale to co, na jedzenie nam żałujesz!?" – obruszyli się. Już nic nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam, jak dotrzeć do tych ludzi. A ich zachowanie na plaży to osobny temat.

Piwo w puszce porozrzucane dookoła ręczników, papierosy palone, chociaż obok leżą inni plażowicze, gdy o czymś rozmawialiśmy krzyczeli tak, że pół plaży słyszało, co mówimy. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?

Na każdym wyjeździe czekam na jedzenie, sprawdzam najlepsze restauracje, żeby przetestować lokalne menu. Pokazałam im więc moje typy i chciałam wybrać restaurację na wspólne wyjście.

"A nie możemy iść na kebaba albo pizzę? A najlepiej to byłoby znaleźć McDonalda albo KFC". Wybrałam się z dziećmi na wakacje. Przejechałam pół Polski, żeby jeść kebaba jak z dworca albo zatrzymywać się w barze szybkiej obsługi?

Raz namówiłam ich na obiad, to pożałowałam jeszcze szybciej. "Boże ceny tu kosmiczne, a ryba chyba nie z morza, kelnerka za wolna i duszno im w lokalu, a na zewnątrz wieje". Hot-dog ze stacji benzynowej smakowałby lepiej co?

O zwiedzaniu czegokolwiek nie mogło być mowy. Muzeum? Nudne. Park? To lepiej na plaży poleżeć. Stare miasto? Drogo! Ale na pamiątki świeciły się im oczy. Oglądałam ciupagi z napisem Bałtyk i śmiałam się z żenady, a oni kupowali plastikowe magnesy z fokami, breloczki i ołówki. Mówiłam już o dzieciach na zielonej szkole?

Wakacje ze znajomymi to koszmar

Na wakacjach należało napić się piwa, zjeść kebaba, piec się na słońcu około 3 godziny dziennie, narzekać i pozować do zdjęć. Zdjęcie na latarni morskiej, na plaży, pod domkiem, przed domkiem, w czterech pozach. Było mi za nich wstyd.

Sejsa zdjęciowa pod byle drzewem i wszystko na fejsika. Czułam się jak matka na wakacjach z dziećmi, którym trzeba tłumaczyć, że plastikowy dinozaur to nie jest fajna pamiątka z wakacji, lepiej zjeść rybkę niż hamburgera z budki, a na plaży trzeba zachować czystość.

Głupio mi tak mówić o własnych znajomych, ale po tych wakacjach widzę w nich prostaków i bydło. I nie chcę nawet wyjaśniać wakacyjnych nieporozumień, bo problem jest chyba głębiej. Po prostu do tej pory nie wiedzieliśmy o sobie tak wiele. A jedno wiem teraz dosadnie. To były moje pierwsze i ostatnie wakacje ze znajomymi.