Po 8 latach powiedział mi, że nigdy nie chciał takiego życia. Nasze relacje na tym zyskały [List]

Marta Lewandowska
Prawdziwe życie nie zawsze przypomina bajkę, tu nie zawsze historia kończy się na "żyli długo i szczęśliwie". Chociaż można żyć szczęśliwie oddzielnie, nawet jeśli ten rozdział zaczyna się od bolesnego zderzenia z rzeczywistością.
Unsplash.com

Od początku nie było jak u Disnaya

"Poznaliśmy się na imprezie, mieliśmy po dwadzieścia kilka lat i choć każde z nas było wtedy w związku, wspólni znajomi nie odpuszczali i mówili, że do siebie pasujemy" - wspomina Grażyna. "To nie był taki przystojniak z okładki kolorowego magazyny, ale miał w sobie to coś, mimo że różniliśmy się temperamentami, fajnie nam się rozmawiało. Przy różnych okazjach spotykaliśmy się jeszcze kilka razy.


Któregoś razu natknęłam się na niego w autobusie, byłam strasznie zła, bo musiałam w ciągu kilku dni się przeprowadzić. Szybko znalazłam nowe mieszkanie, ale miałam mnóstwo rzeczy i nie miałam samochodu, był środek tygodnia, w dodatku lato, więc większość znajomych albo była w pracy, albo na urlopie. Zaproponował, że mi pomoże" - wspomina kobieta.

"Po wrzuceniu wszystkich kartonów do nowego mieszkania, bo trudno te desperackie ruchy nazwać przeprowadzką, poszliśmy do łóżka. Tak po prostu, nawet nie zapytałam, czy jest jeszcze z tamtą dziewczyną, ja właśnie zakończyłam trudny związek i samo jakoś tak wyszło. Od tamtej pory staliśmy się nierozłączni, po kilku tygodniach wprowadził się do mnie na stałe.

Stwierdził, że tak będzie wygodniej i było. Wygodnie i miło, przez trzy lata, potem zaczęłam myśleć o przyszłości, pytać o jego dalsze plany, napomykać, że chciałabym mieć dziecko" - Grażyna nie kryje od początku, że to był jej pomysł, żeby powiększyć rodzinę.

Zamiast pantofelka dwie kreski

"W sumie nigdy nie powiedział, że chce mieć dziecko, ale też nigdy nie powiedział, że nie. Zrezygnowaliśmy z zabezpieczeń i szybko zobaczyliśmy dwie kreski na teście, zapytał, czy powinniśmy wziąć ślub". Kobieta przyznaje, że nie były to najbardziej romantyczne zaręczyny, jakie można sobie wyobrazić, ale wiedziała, że jej partner nie należy do romantyków.

"Podniosłam głowę znad muszli, bo strasznie dokuczały mi mdłości, otarłam usta i powiedziałam: tak, weźmy ślub. Dużo później przyszło mi do głowy, że może zwyczajnie zrobiło mu się mnie szkoda. Ale wtedy myślałam, że to jego sposób na miłość". Grażyna ciężko znosiła ciążę, a mimo to zdecydowała się wziąć ślub jeszcze przed rozwiązaniem.

Mąż nie chciał jej towarzyszyć przy porodzie, zastąpiła go opłacona położna. Po wszystkim młody tata wszedł na salę, zapytał żonę, jak się czuje, a na córkę ledwie spojrzał, Ale tego Grażyna też nie zauważyła. Kolejne miesiące mijały spokojnie, ona z dzieckiem w domu, on w pracy. "W weekendy zawsze brał małą na długi spacer, żebym mogła odpocząć, kąpał ją, kładł spać. Normalnie, jak większość ojców.

Tknęło mnie coś, kiedy córka miała półtora roku. Koleżanka miała syna w tym samym wieku, spotkaliśmy ich w parku. Mąż Beaty podrzucał chłopca, biegał z nim za piłką, obydwaj głośno się śmiali. Ojciec mojej córki pilnował jej i tyle, nic więcej. Asekurował na huśtawce, podsadzał na zjeżdżalnię, odpowiadał na dziecięce pytania, ale kąciki jego ust pozostawały niewzruszone. Nie uśmiechał się do dziecka, nigdy".

Syn miał zmienić wszystko

Wtedy w parku Grażyna już wiedziała, że spodziewa się drugiego dziecka. Kiedy okazało się, że to chłopiec, liczyła, że mąż otworzy się bardziej. Ale schemat był dokładnie ten sam. Opiekował się, ale nie wykazywał czułości. "W tym czasie, już nawet do mnie się nie uśmiechał, ale brnęliśmy w to. W domu niczego nie brakowało, pracowaliśmy, on awansował, lepiej zarabiał, zmieniliśmy auto i mieszkanie.

Kiedy córka była w zerówce nadeszła pandemia, z dnia na dzień zostaliśmy wszyscy w domu. Dopiero wtedy zobaczyłam, że on tak naprawdę nawet ze mną nie rozmawia. Wcześniej wracał późno, zmęczony, pytał co na obiad, odpowiadał na pytania, co w pracy, słuchał opowieści o dzieciach i tyle. Teraz cały dzień potrafił nie odezwać się nawet razu. A jedyne kwestie, jakie wypowiadał, dotyczyły zawartości lodówki".

Kobieta przyznaje, że próbowała rozmawiać z mężem, pytała, czy wszystko w porządku, ale on unikał odpowiedzi. "Unikał też łóżka. Kładł się, dopiero kiedy zyskał pewność, że zasnęłam, a kiedy wstawałam, jego już nie było. Często dostawał SMSy, ale mówił, że to z pracy. Pożaliłam się w końcu znajomej, która pracuje z mężem, że coś się zepsuło. Od razu zapytała, czy poznałam Alę, dziewczynę, która zatrudniła się w jego firmie kilka miesięcy przed pandemią.

Długo nie chciałam do siebie dopuścić, że coś jest na rzeczy, bo przecież on nie wychodził z domu, ale w końcu weszłam na profil tej dziewczyny, pod każdą "sweet focią" jego serduszko, czuły komentarz. Zapytałam, czy coś ich łączy. Nie zaprzeczył. Chociaż tyle".

Powiesz mi wszystko, jak na spowiedzi

"W końcu zawiozłam dzieci na weekend do dziadków i zmusiłam go do rozmowy, czterdziestoletniego faceta, z którym byłam związana od kilkunastu lat, posadziłam przy stole, jak małe dziecko i zażądałam wyjaśnień. Ale to, co usłyszałam, w żaden sposób nie wyglądało, jak chęć ratowania związku" - mówi Grażyna.

Od męża dowiedziała się, że z dziewczyną z pracy wyłącznie flirtuje, ale nie ma to żadnego znaczenia, bo, nigdy nie chciał mieć rodziny i czuje się nieszczęśliwy. "Dowiedziałam się, że zmusiłam go do wszystkiego, że wszystko chłodno zaplanowałam, uwiodłam go i zmanipulowałam, zamknęłam w więzieniu. Strasznie się wściekłam. No bo, czy można zmusić do czegoś dorosłego faceta?" - pyta retorycznie Grażyna.

Potem było już tylko gorzej, para po próbie terapii postanowiła się rozstać, dzieci nie zniosły tego najlepiej, więc mąż kobiety zgodził się zamieszkać w pobliżu, żeby ułatwić dzieciom nową sytuację. "Plus jest taki, że na odchodnym powiedział, żebym się nie martwiła o pieniądze i faktycznie, co miesiąc przysyła więcej, niż alimenty, na które się umówiliśmy.

Zabiera dzieci do siebie w każdy weekend, a często także w tygodniu. To dla mnie bardzo ważne, bo rozkręcam swoją firmę, żeby się od niego uniezależnić" - słyszę.

Nagle zaczął dzwonić

"Pierwszy raz od lat rozmawialiśmy normalnie, kiedy odebrał córkę ze szkoły i powiedziano mu, że źle odzywała się do koleżanki. Zadzwonił, kiedy zasnęła i bez pretensji, spokojnie powiedział, w czym rzecz, wypracowaliśmy wspólny front, który okazał się skuteczny. Potem były kolejne telefony, niektóre zabawne" - przyznaje Grażyna.

Wspomina sytuacje, jak ta, kiedy leżała w wannie a mąż, z którym była w separacji, zadzwonił, ile kakao ma dodać na kubek mleka, bo syn chce się napić, a on w życiu nie robił kakao. Chyba wtedy zaczęliśmy normalnie rozmawiać, pierwszy raz odkąd mamy dzieci. Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy, a ja zaczynam czuć, że straciłam męża, ale odzyskałam przyjaciela, którego kiedyś w nim miałam" - przyznaje Grażyna.

Nie przestałam go kochać, ale wiem, że tak jest lepiej

Kobieta przyznaje, że odwożąc dzieci, zajrzała do łazienki w nowym mieszkaniu męża, nie znalazła tam śladów nowej kobiety. Powoli zaczyna do niej dochodzić, że małżeństwo faktycznie sprawiało, że był nieszczęśliwy. "Nie miga się od opieki nad dziećmi, dużo rozmawiamy, a on znowu się śmieje. Widziałam ostatnio, jak szedł z córką, dobrze się bawili, nigdy wcześniej ich takich nie widziałam.

Może jednak to rozstanie wyszło nam wszystkim na dobre?". Zaznacza, że nie ma złudzeń, wie, że już się nie zejdą, ale jakoś żadne z nich nie czuje presji, żeby złożyć pozew o rozwód. Żyją na dwa domy, kiedy mąż wyjeżdża, ona podlewa mu kwiaty, kiedy ona musiała jechać do chorej babci, on przeniósł się na kilka dni do dzieci, bo z jej mieszkania jest bliżej do szkoły.

Stworzyli nową rzeczywistość, która odpowiada im obojgu i są przekonani, że teraz ich rodzina funkcjonuje znacznie lepiej.