Weekend w rytmie slow. Jak przestałam planować i co to dało naszej rodzinie

Iza Orlicz
Z założenia weekend powinien być czasem wytchnienia i odpoczynku, ale jeszcze do niedawna wyglądało u nas to tak, że pomimo starań i tak w nasze wolne dni wkradał się pośpiech i nerwowa atmosfera. Wystarczyła jednak niewielka, ale zasadnicza zmiana, by wszystko się zmieniło.
Jak spędzić weekend z rodziną bez stresu i pośpiechu? unsplash.com


Chyba jak każdy oczekuję od weekendu relaksu, ale też większej bliskości z moją rodziną. W ciągu tygodnia każdy zajmuje się swoimi sprawami, dzieci mają szkołę, my pracę, czasem mijamy się, przez co nie zawsze jest moment w ciągu dnia, by spędzić razem więcej czasu. Weekend miał być dla nas wytchnieniem, tymczasem okazywało się, że nadal dominował w niej pośpiech i nerwowa atmosfera.


Weekendowa lista "do zrobienia"


Dlaczego? Pewnie dlatego, że chciałam te wolne dni "wycisnąć jak cytrynę” – zdążyć pójść na rower, do lasu, pojechać na wycieczkę w najbliższą okolicę, ugotować coś dobrego, obejrzeć serial z mężem i bajkę z młodszym dzieckiem.

Okazało się, że niepostrzeżenie w weekend też tworzyłam niepisaną listę "do zrobienia”, a to generowało nerwy, pośpiech, wychodziły też na jaw sprzeczne wobec siebie potrzeby poszczególnych członków mojej rodziny. Córka nastolatka chciała pospać dłużej, syn bawić się od samego rana, mąż nie miał już cierpliwości czekać aż cała rodzina "ogarnie się” i wskakiwał na rower zaraz po śniadaniu.

Próbowałam wszystkich mobilizować do wspólnego spędzania czasu, aż w końcu zrozumiałam, że… muszę odpuścić. Jeśli wszyscy mamy odpocząć w weekend, nie mogę organizować innym czasu. Nie chodziło mi też o to, by każdy spędzał weekend samopas, ale dotychczasowa strategia pogłębiania więzi rodzinnych nie sprawdziła się.

Bez napinania się


Postawiłam na slow weekendy, czyli spędzanie czasu w swoim własnym rytmie. Każdy z nas ma inne potrzeby, każdego odpręża coś innego. Gdy odpuściłam, wszystko potoczyło się naturalnie.

Już nie denerwowało mnie, że córka śpi dłużej i przez to "marnuje” dzień wolny. Co więcej, doceniłam, że gdy sama lubię wstać wcześniej, to mogę wypić poranną kawę w ciszy, spokoju i poczytać książkę. Gdy przestałam na siłę zbierać rodzinę razem, pojawiła się możliwość, by spędzić z dziećmi więcej czasu jeden na jednego, przez co łatwiej było mi się dowiedzieć, co tak naprawdę się u nich dzieje, czym się martwią i co ich cieszy.

Czy spędzamy razem czas w weekendy? Okazuje się, że tak. Bo gdy przestaliśmy wywierać na siebie presję, każdy i tak dąży w którymś momencie do kontaktu z innymi. Gdy zniknął przymus spędzania razem czasu i planowania, co będziemy wspólnie robić, w naturalny sposób znaleźliśmy rodzinne punkty styczne.

Jemy wspólnie obiad, oglądamy jakiś film, idziemy na spacer. Gdy wyjmuję planszówki, dzieci zjawiają się nie wiadomo skąd i już gramy partyjkę w "chińczyka”. Gdy proponuję zrobienie domowej pizzy, o dziwo – wszyscy pomagają. Czasem coś proponuję, ale nie naciskam – staram się tworzyć nasze rodzinne rytuały, ale bez presji, bo wspólnie spędzany czas ma być dla wszystkich przyjemnością.