"Od małego wpaja się dzieciom, że mogą osiągnąć wszystko, co chcą" - polska mama o wychowaniu w USA

Iza Orlicz
"Pamiętam, że gdy byłam w ciąży z pierwszym synem datę porodu miałam wyznaczoną na 3 stycznia, a jeszcze dzień wcześniej poszłam do pracy. Poczułam skurcze podczas lunchu, wiec powiedziałam szefowej, że chyba już czas i pojechałam do szpitala" - o życiu w Stanach Zjednoczonych opowiada Kasia Schmidt- Nwachukwu, mama trójki dzieci.
Kasia od 18 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, tam założyła rodzinę Instagram.com


Kasia Schmidt- Nwachukwu od 18 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest mamą 3 chłopców: 14-letniego Davida, 12-letniego Kuby oraz 3-letniego Pawełka. Od kilku miesięcy prowadzi kanał na youtube "Polska Mama w USA” (youtube.com/user/ikenna2k), gdzie pokazuje, jak wygląda ich rodzinne życie w Ameryce, porusza tematy macierzyństwa oraz mieszanych małżeństw.


Jak doszło do tego, że zamieszkałaś w Stanach Zjednoczonych?

W 2002 r. przyjechałam tutaj w ramach programu au pair. Przez 13 miesięcy opiekowałam się dziećmi amerykańskiej rodziny, potem postanowiłam zostać tu na stałe. Od 18 lat mieszkam pod Chicago, pracuję w banku na stanowisku menadżera windykacji należności.

Okres pandemii zaowocował u mnie otworzeniem kanału na youtube "Polska Mama w USA”. Tak naprawdę filmiki nagrywam już od ponad 20 lat, tylko że do tej pory lądowały na moim komputerze, a nie w sieci (śmiech).

W Stanach Zjednoczonych przyszły na świat twoje dzieci. Czy kobiety ciężarne mają jakieś specjalne przywileje, traktuje się je jakoś inaczej?

Absolutnie nie. W USA nie ma urlopu macierzyńskiego z "urzędu”. Zależy on od pracodawcy, jest bezpłatny i trwa ok. 12 tygodni. Kobiety mają bardzo dobrą opiekę medyczną, ale powtarza się, że ciąża to nie choroba.

Pamiętam, że gdy byłam w ciąży z pierwszym synem datę porodu miałam wyznaczoną na 3 stycznia, a jeszcze dzień wcześniej poszłam do pracy. Poczułam skurcze podczas lunchu, wiec powiedziałam szefowej, że chyba już czas i pojechałam do szpitala.

Gdy urodziłaś swoje pierwsze dziecko, co najbardziej zaskoczyło cię w amerykańskim podejściu do wychowywania dzieci?

Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że Amerykanie są bardzo wyrozumiali w stosunku swoich dzieci. Od małego wpajają im, że mogą osiągnąć wszystko, co chcą. Uważam, że to bardzo dobre podejście.

Oczywiście nic nie przychodzi samo i trzeba liczyć siły na zamiary, ale odpowiednie motywowanie i zachęcanie dziecka do działania też ma ogromne znaczenie. Co mnie jeszcze zaskoczyło? To, że dzieci niepełnosprawne chodzą do tej samej szkoły, co zdrowe, są po prostu w specjalnej klasie. Oczywiście program nauczania jest inny, ale daje się szansę tym dzieciom, by mogły prowadzić w miarę normalne życie.

Na co kładziesz nacisk w wychowywaniu synów? Czy jest coś z polskiego stylu wychowywania, co przeniosłaś na grunt amerykański?

Śmieję się, że u mnie wszystko jest polskie! Święta, tradycje, kuchnia... Miałam szczęście wyjść za mąż za nietypowego Nigeryjczyka. Mój mąż James jada nigeryjskie dania rzadko, więc w naszej kuchni królują potrawy polskie i amerykańskie.

A w wychowywaniu chłopców kładę nacisk na język, kulturę i historię Polski. Zdaję sobie sprawę, że w przyszłości mogą to zatracić, ale póki mamy rodzinę w Polsce, którą regularnie odwiedzamy, chcę im przekazać jak najwięcej.
Kasia mówi do synów po polsku, bo chce by nauczyli się jej ojczystego językaInstagram.com
Uczysz synów języka polskiego?

Moi chłopcy chodzą do polskiej szkoły wieczornej raz w tygodniu. Kładę bardzo duży nacisk na język i chociaż czasami odpowiadają mi po angielsku, ja cały czas mówię do nich po polsku.

Najmłodszy Pawełek ma w sumie najgorzej, bo pomimo że mówię do niego po polsku, słyszy angielski od chłopców i taty. Myślę, że u nas jest trudniej, bo mój mąż nie mówi po polsku. Zawsze mówię innym Polakom, którzy poddają się i zaczynają mówić do dzieci po angielsku, że skoro ja mogę, to oni tym bardziej. Muszą być tylko konsekwentni.

Co podoba ci się w amerykańskim sposobie wychowywania dzieci?

Rodzice dużo rozmawiają z dziećmi, tłumaczą, starają się nie krzyczeć, choć wiadomo, że zdarzają się wyjątki, jak wszędzie. Chętnie spędzają czas z dziećmi - wyjeżdżają kilka razy do roku na wakacje, uczestniczą w sportach i meczach typu football, baseball i innych zajęciach dodatkowych.

Mają nawet trochę "świra” na te zajęcia dodatkowe, zapisują na nie dzieci od najmłodszych lat. Jedną dziewczynkę, którą się opiekowałam, woziłam na zajęcia w bibliotece: czytanie książeczek i słuchanie muzyki. Miała wtedy… 5 miesięcy.

A co cię drażni w amerykańskim podejściu do dzieci?

Dzieci wychowuje się raczej bezstresowo. Może czasami za dużo im wolno, dlatego ja staram się przypominać moim synom, że nie wszystko mogą mieć na wyciągnięcie ręki.

Jest też presja i konkurencja, widać to na każdym poziomie szkoły. Rodzice bardzo chcą, żeby dzieci uczestniczyły w dodatkowych zajęciach, rozwijały się sportowo lub w innym kierunku. Pomaga to jednak w otrzymaniu stypendium przy przyjęciu do college’u i myślę że to motywuje młodych ludzi.

Czy rzeczywiście amerykańscy rodzice, bardziej niż polscy zwracają uwagę na emocje dzieci, na to, by z tymi trudnymi emocjami potrafiły sobie radzić?

Tak, to prawda. Na przykład dzisiaj dostałam e-mail ze szkoły, że przez covid dzieci nie mogły uczestniczyć we wszystkich lekcjach dotyczących wychowania seksualnego, samookaleczania i innych, jak tu się mówi "behavioralnych przedmiotów”.

Są to przedmioty obowiązkowe, więc w przyszłym tygodniu będą to wszystko nadrabiać. Email od wicedyrektora kończył się słowami że „zdrowie emocjonalne dzieci jest najważniejsze”. To ważne, że kładą na to nacisk.

Co jeszcze z amerykańskiego systemu edukacji warto byłoby przenieść na polski grunt?

Szkoła jest przyjaznym miejscem. Wiadomo, że im wyższa klasa, tym więcej stresu, bo są kartkówki czy egzaminy, ale daje się drugą szansę, bo każdy może mieć słabszy dzień lub powinąć mu się noga.

W gimnazjum i szkole średniej można sobie zacząć wybierać przedmioty związane z zainteresowaniami, czyli albo iść w kierunku humanistycznym, albo w kierunku przedmiotów ścisłych. To, co mi się podoba, to fakt, że nauczyciele traktują uczniów po partnersku, oceny są ważne, ale bardziej liczy się zaangażowanie i chęci.
Nauczyciele traktują uczniów po partnerskuInstagram.com
Ostatnio dużo się mówi o kwestiach rasowych w USA. Jaki jest twój pogląd na ten temat, zwłaszcza że twój mąż jest Nigeryjczykiem?

Amerykanie są bardzo tolerancyjni, ale tak jak wszędzie zdarzają się uprzedzenia. Myślę, że z powodu przypływu emigrantów z Ameryki Południowej w ostatnich 10 latach wielu Amerykanów zapomniało, że sami są przodkami emigrantów i nieprzychylnie patrzą na napływ nowych, szczególnie z południa.

Praktycznie drugim językiem w USA jest hiszpański i dużo biznesów prowadzonych przez Latynosów jest konkurencją dla amerykańskiej siły roboczej. Myślę, że to też wpływa na zaognianie się kwestii rasowych.

Jeśli wychowujesz dziecko za granicą i chcesz się podzielić swoją historią - napisz do mnie iza.orlicz@mamadu.pl