Patodeweloperka w najlepszym wydaniu. Osiedle dla bezdzietnych to przejaw pogardy dla matek

Aneta Zabłocka
Ekotektura planuje wybudować na Śląsku osiedle jedynie dla osób bezdzietnych i singli. Dyskusja wokół domków child-free rozgrzała Polaków. I dobrze, bo w budowaniu takich osiedli nie chodzi o nic więcej, niż o dyskryminację. A na to nie będzie zgody.
Osiedle dla singli i bezdzietnych. Dobry pomysł czy dyskryminacja? Fot. Pexels
Zacznę od przypomnienia definicji słowa "dyskryminacja". Przez lata beznadziejnej dyskusji politycznej i społecznej to słowo zostało wypaczone. Wróćmy więc do korzeni.

Słownik języka polskiego tłumaczy dyskryminację jako ograniczanie przywilejów, praw, a nawet prześladowanie części społeczności, zwykle na tle rasowym, etnicznym, religijnym lub kulturowym.
W przypadku osiedla bez dzieci dyskryminacją jest wykluczenie dzieci na podstawie ich zachowania. W domyśle: hałas, tupanie, płacz. Czynniki naturalne, na które dzieci nie mają wpływu.


Zamknięcie możliwości wyboru osiedla dla rodzin to pozbawienie ich przywileju wyboru miejsca do zamieszkania i odebranie wolności.

Za mało miejsca dla rodziny

— Inwestor nie przewiduje obecności dzieci. Tylko dorośli/pary. Taki model biznesowy — brzmi komentarz firmy.

Ekotektura podaje również argument, wedle którego na 55 metrach kwadratowych nie da się mieszkać z dziećmi. Zapewne wiele rodzin zgodziłoby się z tą tezą, ale duża część z nich właśnie ma mieszkania, które nie wykraczają poza ten metraż.

Inni deweloperzy jakoś nie widzą przeszkód, by oferować rodzinom dwupokojowe mieszkania w takim rozkładzie.

Można też inaczej. Jeśli przyszli mieszkańcy osiedla chcą mieć pewność, że dzieci nie będą przeszkadzały im w cieszeniu się życiem i zaglądały w okna, wystarczy ustalić przepisy korzystania z przestrzeni wspólnej.

Znany "zakaz gry w piłkę", pilnowanie ciszy nocnej, ustanowienie placu na sprzęt sportowy dla dzieci, by nie zagracał podjazdów.

Wolnoć Tomku w swoim domku

Mamy w naszym kraju trochę wypaczone poczucie wolności. Liczy się zakup mieszkania. A wtedy hulaj dusza.

Zamiast posiadać "prawo do zamieszkania", przesunęliśmy je na "prawo do kupienia". Gotówka uprawnia nas do korzystania z przestrzeni, jak chcemy. Chcę palić na balkonie, mimo że obok mieszka rodzina z noworodkiem - moje mieszkanie! Pozwalam dzieciom kozłować piłkę do kosza, chociaż sąsiadom pęka głowa - moje mieszkanie!

Kupienie mieszkania nie zwalnia nas z nauki o współżyciu. Nie uprawnia też deweloperów do usunięcia ludzi, którzy mogą korzystać z mieszkania w sposób nieakceptowany społecznie przez bezdzietnych.

Chodzi o to, aby nauczyć się korzystać z przestrzeni wspólnej, a nie przesuwać ludzi, którzy nam nie pasują do zamkniętych obozów.

Pogarda dla matek

Według mnie jest tu jeszcze jeden ważny problem społeczny, z którym musimy się zmierzyć, jeśli chcemy żyć razem, a nie w oddzielnych enklawach.

Powstawanie osiedli bez dzieci, jest tak naprawdę wyrazem pogardy dla matek, a nie dyskusją o zasadach współżycia.

Inwestor wtłacza nam w głowy obraz "madki", "Sebixa" i "bombelków". Chce, abyśmy równali rodzinę z jej stereotypowym wyobrażeniem. Bo przecież - jego zdaniem - nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie chciał mieszkać przy roszczeniowej dysfunkcyjnej rodzinie.

Z jednej strony gloryfikujemy obraz matki-Polki, z drugiej systemowo rozwiązujemy problem dzietności, by pozbawiać Polki wyboru. Rodziny w naszym kraju i tak nie mają łatwo z wyborem mieszkania. Deweloperzy stawiają na wykup własnego M, a nie wynajem długoterminowy. Rodzice z dziećmi godzą się na i tak horrendalnie drogie, ciasne klitki, które łączą salon z kuchnią i nazywają balkonem półmetrowy występ z mieszkania.

Tu także zmieścimy przykłady mikro placów zabaw z jedną huśtawką w opozycji do wielkiego parkingu tuż przy osiedlu. Jasny sygnał: "Tu nie ma dla was miejsca, jedźcie z dziećmi na zajęcia dodatkowe".

I nie przesadzam. Skazywanie dzieci na wyjazd z bezpiecznej przestrzeni i brak zapewniania im możliwości swobodnej zabawy, to wskazanie, że powinno przebywać w zamknięciu lub z dala od wspólnoty.

A więc pozwoliliśmy na tę dyskryminację już kilka dobrych lat temu. Oferta osiedla tylko dla bezdzietnych, to przesunięcie kolejnej granicy. Jaka będzie następna?