Po decyzji ws. szkół trzęsę się z wściekłości. Panie Morawiecki, zapraszam do mojego domu

Iza Orlicz
Nie zamierzam kryć swojej frustracji – ponowne zamykanie szkół dla klas 1-3 i przejście mojego 7-latka na naukę zdalną jest dla mnie koszmarem. Z jednej strony nie jestem ignorantką, widzę liczbę dziennych zachorowań i zdaję sobie sprawę z trzeciej fali pandemii. Z drugiej strony działania rządzących są dla mnie zupełnie pozbawione sensu – najmłodsze roczniki w szkołach przeszły na e-naukę, a np. kościoły są wciąż otwarte. Tam wirus się nie rozprzestrzenia?
Nauka zdalna w klasach 1-3 to dla wielu dzieci ogromne wyzwanie 123rf.com


Zapraszam rządzących do mojego domu, by zobaczyli jak wyglądają lekcje online z dziećmi z klasy pierwszej. Na samą myśl o tym, że znowu będziemy to "przerabiać” mam dreszcze. Według mnie dzieci w tym wieku są jeszcze za małe, by uczyć się zdalnie.


Dzieci są zmęczone i płaczą


Jak to wygląda w praktyce? Pierwsze 15-20 minut jest jeszcze zwykle w porządku – dzieci starają się skoncentrować, choć nie brakuje wciąż powtarzanych pytań: "A proszę pani, która strona, bo nie usłyszałem”, "Zgubiłam się”, "Co robimy?”, "Ja jeszcze nie napisałam”.

Z każdą kolejną minutą zmęczenie i napięcie narasta. Dzieci przekrzykują się (jest ich 20 w klasie), narastają nerwy, widać, że nie mogą już wysiedzieć na miejscu, choć pani stara się co jakiś czas robić przerwę. Dzieci się wiercą, odchodzą od komputera, zaczynają bawić się zabawkami lub coś jedzą – wiem to, bo słyszę jak nauczycielka zwraca im uwagę.

Najgorsze jest jednak to, że te dzieci są jeszcze na tyle małe, że nie radzą sobie z emocjami. Gdy coś im się nie udaje, nie nadążają lub źle odpowiedzą na pytanie – zaczynają płakać. Już nie raz byłam świadkiem szlochania dziecka do kamerki, bo np. internet się zaciął i nagle okazało się, że dziecko jest w tyle za całą klasą. Pani stara się je uspokoić, ale jak to zrobić prze ekran komputera?

Powiem szczerze, jestem wtedy zła i sfrustrowana, bo jakie wspomnienia będą mieć te dzieci z pierwszego roku w szkole? Czy będzie ona im się kojarzyła pozytywnie? Czy uda im się nawiązać koleżeńskie więzi przez kamerkę? Czy rzeczywiście czegoś się w ten sposób nauczą?

A kościoły wciąż otwarte


Nie rozumiem działań rządzących, dla mnie to podejmowanie jakichkolwiek decyzji, byleby udowodnić, że są one w ogóle podejmowane. Bo czy tak bardzo pod względem emocjonalnym różni się 7-latek, który jest w szkole, od 6-latka, który jest w przedszkolu?

Ten drugi ma możliwość normalnego uczęszczania do placówki, kontaktu z rówieśnikami, realizowania podstawy programowej. 7-latkowie w szkole już takiej możliwości od rządzących nie dostali. Są widocznie dojrzalsi, w końcu dzieci w klasach 1-3 to już naprawdę prawie dorośli ludzie. Oczywiście ironizuję, bo chyba nic innego mi nie pozostało.

Trudno też odnieść się do decyzji rządzących o zamknięciu szkół w obliczu nadal otwartych kościołów. Tam wirus się nie rozprzestrzenia? Chyba łatwiej co pół godziny przewietrzyć niewielką salę szkolną, niż gigantyczny kościół. Dla mnie w obliczu narastających problemów psychicznych uczniów priorytetem byłby powrót dzieci do szkół (a nie na odwrót - całkowite ich zamykanie), ale kto szuka logiki w działaniach rządzących, ten może się mocno rozczarować.

Z kim mam zostawić dzieci?


Jest jeszcze jedna kwestia – rodziców, którzy muszą pomóc dzieciom w klasach 1-3, gdy pojawi się jakiś techniczny problem, gdy sobie z czymś nie radzą lub nie nadążają. Nie wszyscy pracują zdalnie, pomijając już fakt, że łączenie pracy zawodowej z pomaganiem dziecku też nie jest komfortową sytuacją.

Niektórzy jednak pracują stacjonarnie i muszą iść do pracy, tymczasem przepisy prawa nie pozwalają na zostawianie tak małych dzieci samych w domu. Czy kogoś w ogóle to obchodzi jak radzą sobie w takiej sytuacji rodzice? Moja koleżanka zostawia w domu 7 i 9-latkę (1 i 3 klasa podstawówki) i przyznaje, że choć dzieci są "pod telefonem” to towarzyszy jej ciągły niepokój, żeby coś się nie stało.