Moja koleżanka wciąż porównuje nasze dzieci. Powiem wprost: mam tego dość

Iza Orlicz
Wiele kobiet, gdy rodzi dziecko szuka kontaktu z innymi mamami, bo wydawałoby się, że nikt tak cię nie zrozumie i nie doda ci otuchy jak inna mama. Co jednak, gdy te rozmowy wywołują coraz większą frustrację? "Moja bliska koleżanka ma synka w tym samym wieku co mój. Teraz chłopcy mają trochę ponad półtora roku. Początkowo byłyśmy dla siebie wsparciem, ale od jakiegoś czasu non stop ich ze sobą porównuje. Mam już tego serdecznie dość” – pisze nasza Czytelniczka.
Moja koleżanka ciągle porównuje nasze dzieci unsplash.com


Idealnie, gdy blaski i cienie macierzyństwa możesz dzielić z przyjaciółkami, które też mają małe dzieci. Możecie omówić bieżące problemy czy wyzwania, z którymi styka się większość młodych mam.

Mój jest większy i silniejszy


"Moja koleżanka urodziła dziecko miesiąc po mnie. Jeszcze w ciąży bardzo się cieszyłyśmy, że będziemy miały dzieci w tym samym wieku, bo mieszkamy blisko siebie i naprawdę fajnie nam się ze sobą gada. I rzeczywiście przez pierwsze miesiące tak było – gdy miałam problemy z karmieniem, pocieszała mnie i była dla mnie wsparciem.


Gdy jej mały nie przesypiał nocy, to z kolei ja dodawałam jej otuchy – opisuje pani Anna i dodaje , że wszystko się zmieniło, gdy dzieci skończyły mniej więcej rok. Początkowo nawet nie zwróciła na to uwagi, bo były to np. pytania o jedzenie (wtedy słyszała: "No mój zjada więcej”) albo o wagę czy wzrost dziecka ("Oj, twój to chudzinka i mikrus, mój kawał chłopa”).

"Początkowo jakoś nie odbierałam tych uwag negatywnie. Rzeczywiście mój syn jest trochę niejadkiem, ale mieści się mniej więcej w połowie siatki centylowej, rozwija się prawidłowo, więc nie robię z tego problemu.

Z czasem jednak zwróciłam uwagę, że koleżanka porównuje ich do siebie na każdym kroku. Który szybciej dobiegł do drzewa, który sprawniej wspiął się na drabinkę, który zjadł całego banana. Chyba nie muszę dodawać, że jej syn jest zawsze lepszy" – pisze pani Anna.

Po co te porównania?


Dodaje, że zaczęła w niej narastać frustracja, ale nie na to, że jej syn "jest gorszy", tylko na ciągłe porównywanie dzieci.

"Czarę goryczy przelał fakt, gdy powiedziała, że nie rozumie, co mój syn mówi, w przeciwieństwie do jej dziecka, które starannie wymawia słowa. Wtedy naprawdę się wkurzyłam. Powiedziałam jej, że po co te porównania, to przecież nie wyścigi.

Odparła, że nie rozumie, o co mi chodzi, że jestem za bardzo drażliwa na punkcie swojego dziecka" – pisze pani Anna i dodaje, że nie chce kończyć znajomości z koleżanką, bo dzieci lubią się ze sobą bawić, ale te spotkania nie sprawiają jej już takiej radości, jak kiedyś.

"Jeszcze do niedawna to były zwykłe pogawędki o życiu, macierzyństwie, codziennych problemach. Teraz boję się, że mój syn usłyszy od mojej koleżanki, że w czymś jest gorszy. A przecież każde dziecko rozwija się w innym tempie, ma też predyspozycje do innych rzeczy. Po co te porównywania?” – kończy pani Anna.