Nie dajmy sobie wmówić, że "Rozenek cudnie chudnie". Oto dlaczego ten pogram nas krzywdzi

Magdalena Woźniak
Jeszcze nie ucichły głosy protestów, na ulicach od miesięcy słychać krzyk kobiet, które nie godzą się na życie w kreowanej przez rząd rzeczywistości. Nasz kraj tkwi we wrzeniu, w pełnym niepokoju oczekiwaniu na decyzje, które coraz intensywniej popychają nas w stronę patriarchalnego bagna.
W ostatnich dniach protestowały również niepubliczne media, niezależne kanały, które wpływają na poglądy, nastroje i opinie społeczne. Spełniają rolę pośredników, nierzadko mentorów, ekspertów. I choć obydwa te protesty popieram całym swoim sercem, to niejednokrotnie mam ochotę wykrzyczeć w stronę tych stacji „Co jest z wami nie tak?!”.

Jedną z takich sytuacji jest wgląd w najnowszy projekt Małgorzaty Rozenek - Majdan. Projekt, w którym w 30 sekundzie wstępu prowadząca mówi „To nie będzie łatwe, u mnie jeszcze długo będzie widać, że byłam w ciąży”, a dalej jest tylko gorzej.


Program - kuriozum, program, który burzy wszystko, co mogłybyśmy jako kobiety, wspólnie celebrować, pielęgnować. Świętość naszych ciał, ustanowienie i umiłowanie w sobie Tej, która stworzyła życie. Akceptacja, zachwyt nad różniącymi się od siebie kanonami piękna. A przede wszystkim wgląd poza to, co widzi obiektyw kamery, wgląd w siebie, odkrycie i uważna eksploracja swojej duchowości, a w tym swojej niemierzalnej, niczym nieograniczonej wartości.

Taka chce być kobieta Nowej Ziemi, kobieta naszych czasów. I ta kobieta (pisząc to, wiem, że nie mówię tylko swoim głosem) nie chce słuchać Małgośki, której największym wyzwaniem jest zrzucenie dziesięciu kilogramów po ciąży.

Na anturaż „metamorfozy”, zabiegi medycyny estetycznej warte kilkadziesiąt tysięcy złotych i sztab ekspertów, szkoda mi słów. Zapytuję więc, do kogo kierowany jest program? Poważnie, dziewczyny, którą z nas stać byłoby na taką opiekę w dojściu do formy fizycznej sprzed ciąży. I po wtóre, co to w ogóle znaczy „dojście do siebie” sprzed ciąży? Nigdy, kobieto nie dojdziesz do siebie sprzed ciąży, ponieważ nie jesteś już tą samą osobą. I jeżeli, razem z twoim dzieckiem, zostały z tobą zmiany fizyczne, a ty czujesz się z nimi okej, to jest okej!

Czy uwaga tych nieszczęsnych reflektorów nie mogłaby w końcu zostać skierowana na zmiany, które wciąż z uporem, są zamiatane pod dywan? Na zmiany, jakich doświadcza kobieta, kiedy rodzi dziecko, na zmiany w jej psychice, w jej otoczeniu, w jej związku.

Dopuszczajmy do publicznych projektów persony, których perspektywa sięga wyżej niż do wysokości fałdki na naszych postciążowych brzuchach.

Kobiety, dbajmy o siebie, ale nie dajmy sobie wmówić, że program, o którym piszę, chce naszego dobra. Jak pisze dziś Paulina Młynarska, ten projekt to kolejny wytrych, który sprowadza wszystkie kobiety, poza uprzywilejowaną Rozenek, do „kocmołucha”. Nie potrzebujemy teraz takiej narracji, ona nigdy nie powinna się pojawić w publicznym przekazie.

Dość oddawania czci klinikom medycyny estetycznej, dość kultywowania ciał, których wymiary nie mogą przekraczać określonych (sic!) granic. Nie tędy droga, do prawdziwego zadbania o siebie, do zdrowia, do umiłowania i ukochania Tej, która jest kreatorką życia. Nie dajmy się zepchnąć w to bagno, stoimy na jego brzegu.