Uważajcie na truciznę w domowych słoiczkach dla dzieci! Eksperci alarmują: "To rosyjska ruletka"

Iza Orlicz
Domowe słoiczki dla niemowląt, z dodatkiem warzyw lub mięsa, mogą zawierać toksynę botulinową (jad kiełbasiany) – taki wpis pojawił się na facebookowej stronie Zuzanny Anteckiej, dietetyczki i psycholożki, autorki bloga "Szpinak robi bleee". Jakie więc procesy zachodzą w domowym, pasteryzowanym słoiczku np. z pulpecikami, że mogą być niebezpieczne dla najmłodszych?
Domowe słoiczki dla niemowląt mogą zawierać jad kiełbasiany. Eksperci ostrzegają fot. Unsplash/Logan Cameron
Wiedzę o tym, kiedy weki mogą stać się niebezpieczne, przekazała na blogu Zuzanny Anteckiej jej koleżanka po fachu, dietetyczka i technolożka żywienia, Marta Kostka.
W prosty i przystępny sposób wyjaśniła, jak niewłaściwa pasteryzacja obiadowego słoiczka dla dzieci z warzywami lub mięsem, może doprowadzić do zatrucia Clostridium botulinum (jadem kiełbasianym).

Przypadki botulizmu


"Gdybym przeciętnego konsumenta zapytała, co to znaczy, że żywność jest zepsuta usłyszałabym pewnie, że synonimem zepsucia jest pleśń. (…)


Temat niewłaściwie przygotowanych weków jest natomiast bagatelizowany, co najmniej, jakby te 15–50 przypadków botulizmu rocznie nie było wystarczającym powodem, by przyjrzeć się problemowi dokładniej” – pisze Marta Kostka w swoim tekście.

Strach przed tą bakterią Clostridium botulinum wynika z mocy produkowanej przez nią toksyny. Zatrucie zazwyczaj ma bardzo podobny przebieg. Pierwsze objawy pojawiają się 18–36 godzin po spożyciu skażonego jedzenia.

Stopniowo pogarsza się wzrok, powieki zaczynają opadać. Chorzy są apatyczni, senni, a z czasem zaczynają mieć problemy z połykaniem, mówieniem. Kończyny są coraz słabsze, oddychanie coraz trudniejsze. Zatrucie jadem kiełbasianym może zagrażać zdrowiu i życiu.

Mrozić czy wekować?


Jak wyjaśnia Marta Kostka powszechnie stosowanymi metodami przedłużania trwałości przygotowanych przez nas produktów jest mrożenie i wekowanie.

Jedna i druga metoda ma swoje zalety i wady. Mrożenie, choć bezpieczniejsze, powoduje w większości przypadków obniżenie jakości zamrożonych produktów/dań. Uniemożliwia nam także spożycie produktu od razu.

Produkty wekowane z założenia są gotowe do spożycia po podgrzaniu, więc są na pewno wygodniejsze w użyciu, nie tracą też walorów smakowych.

Okazuje się jednak, że dania, które najchętniej wekujemy, czyli pasteryzujemy (zupy, sosy), aby były bezpieczne powinny być sterylizowane. I tutaj pojawia się problem.

"Moim zdaniem w warunkach domowych nie jesteśmy w stanie wykonać prawidłowego procesu sterylizacji” – mówi dr inż. Agata Biadała z Katedry Zarządzania Jakością i Bezpieczeństwem Żywności Wydziału Nauk o Żywności i Żywieniu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

To rosyjska ruletka


Czy można więc przy użyciu jednokrotnej pasteryzacji zabezpieczyć dania dla dzieci typu zupa, gulasz, leczo, tak by przechowywać je poza lodówką przez dłuższy czas?

"Nie. Moim zdaniem domowe słoiczki z zupami, sosami powinny być przechowywane w lodówce, bo temperatura chłodnicza spowalnia przemiany i starzenie się produktu. Jeśli są to dania dla dzieci to ich czas przechowywania powinien być nie dłuższy niż kilka dni" - wyjaśnia dr inż. Agata Biadała.

Jak podkreśla Marta Kostka, mówimy o daniach obiadowych, bo to one mogą zawierać toksynę botulinową. "W przypadku wekowania dżemów, powideł, kiszonek, produktów marynowanych w occie nasz margines bezpieczeństwa jest duży, bo w tego typu produktach nie rozwija się C. botulinum, tak wekowanie zup, gulaszy, sosów, mięsa czy pulpetów, to granie w rosyjską ruletkę ” – podkreśla Marta Kostka.