Co się dzieje w szkołach po pandemii? Mamy uczniów zdradzają, jak wygląda koronarzeczywistość

Sandra Skorupa
7-letni syn Pani Iwony jest szczęśliwy, że wrócił do szkoły. Z kolei dla córki Pani Kamili w placówce po prostu nie starczyło miejsca, a jako bezrobotna matka nie miała pierwszeństwa. Uczniowie klas 1-3 mogą brać już udział w zajęciach. Frekwencja nie dopisuje, ale mamy, które zdecydowały się na wyprawienie pociech do placówek, opowiadają, jak wygląda powrót do szkoły po epidemii.
Szkoła po koronawirusie - jak wygląda? Fot. Adam Stepien / Agencja Gazeta

W szkołach otwarto klasy 1-3

Na kolejnym etapie odmrażania gospodarki od 25 maja otworzyła się część szkół. Uczniowie klas 1-3 mogli wrócić na zajęcia. Co prawda mają one charakter opiekuńczo-wychowawczy, jednak mogą być pomocnym rozwiązaniem dla rodziców, którzy muszą wrócić do pracy i nie mogą wykonywać obowiązków zawodowych zdalnie.

Swojego 7-letniego syna do szkoły posłała pani Iwona. W rozmowie z MamaDu zaznacza, że najpierw musiała wypełnić specjalną ankietę i zadeklarować, kiedy jej syn zamierza wrócić do placówki. Poza tym rodzic musi również mniej więcej określić, w jakich godzinach odbierze dziecko.


— W związku z tym, że była tylko 3 dzieci i deklaracje włącznie z synem złożyły tylko 2 osoby, to się dostaliśmy — dodaje pani Iwona.

Tego szczęścia nie miała jednak pani Kamila:
— Chciałam posłać córkę do szkoły. Jednak jestem niepracująca, więc mogę sprawować opiekę nad dzieckiem. Pierwszeństwo mieli inni rodzice i dla nas nie starczyło miejsca. Jednak w tym czasie, mogłabym czegoś poszukać, poza tym mała chętnie wróciłaby do kolegów.

Ilu uczniów wróciło do szkół?

Większość rodziców jednak nie zdecydowała się na posłanie swoich dzieci do klas 1-3. Zaznaczają one, że ich pociechy zostały w domach, gdyż bez sensu wydaje im się wyprawianie ucznia do placówki, gdzie nie ma zajęć dydaktycznych, a po powrocie do domu musi nadrabiać zdalne lekcje.

Rzeczywiście z danych, które podają największe miasta w Polsce, wynika, że niewielu rodziców postanowiło wysłać dzieci na lekcje. Jak podaje Express Elbląg tam pierwszego dnia do klas 1-3 wróciło 360 uczniów.

W większych miastach, jak Wrocław czy Poznań w ławkach miało zasiąść po ok. 2 tys. uczniów. W Warszawie i Opolu do szkół poszło jedynie co 10 dziecko. Z kolei Katowice zdecydowały się w ogóle nie otwierać placówek.

Jak wyglądają szkoły po epidemii w klasach 1-3?

Otwarcie klas 1-3, podobnie jak wcześniej przedszkoli i żłobków wiąże się ze specjalnymi wytycznymi. W grupie powinno przebywać nie więcej niż 12 uczniów, a na jedną osobę powinny przypadać co najmniej 4m2. Na forach dla rodziców pojawia się stwierdzenie, że niektóre przepisy są "upierdliwe".

Niemniej głównie chodzi o to, że do grup powinni być w miarę możliwości przypisani ci sami nauczyciele. Dzieci nie muszą nosić maseczek, ale nauczycielki już tak. Poza tym powinno się zachowywać dystans 1,5 metra. W szkole syna pani Iwony rodzice mają wyznaczony i odosobniony przedsionek, w którym mogą odbierać i przyprowadzać dzieci.

— Rano, gdy przychodzimy, jest mierzona temperatura. Następnie dzieci muszą iść z nauczycielką umyć ręce. Nie mogą przynosić plecaków, więc posiłki i napoje zapewnia szkoła. W ich trakcie dzieci są podzielone na odrębne grupy — relacjonuje pani Iwona.

Posłanie dziecka do szkoły a koronawirus

Wielu rodziców boi się posłać dzieci do szkół mimo zaostrzonych przepisów higienicznych. Nic dziwnego, bo mimo reżimu sanitarnego w przedszkolach i żłobkach w ośrodkach w Szczecinie i Stobnie Siódmym doszło do zakażenia koronawirusem.

Opiekunowie mają więc prawo obawiać się podobnych sytuacji również w szkołach podstawowych. Tym bardziej że jak pokazuje scenariusz francuski — po otwarciu placówek pojawiły się nowe ogniska zakażeń i kilkadziesiąt ośrodków musiano zamknąć.

Poza tym, jak pisze na forum dla rodziców jedna z kobiet, jej mama jest nauczycielką w klasach trzecich. Według jej relacji dzieci nie za bardzo dbają o higienę:

— Moja mama pracuje w szkole (jest nauczycielką klasy 3). Ona sądzi, że mniejsze dzieci za bardzo higieny nie utrzymują np.: dłubią w nosie, dotykają twarzy i gdy kichają to na rękę, a nie na chusteczkę. Już lepiej wysłać do szkoły te starsze dzieci, bo bardziej utrzymują higienę.

Niemniej pani Iwona podkreśla, że wydaje jej się, iż szkoła spełnia wytyczne. Zaznacza, że dzieci normalne pracują, rysują i piszą, ale muszą to robić własnymi przyborami.

— Syn opowiadał, że wyszli na zewnątrz na plac i była też inna grupa, ale pani nie pozwoliła do nich dołączyć. Poza tym na początku się bał iść do szkoły, bo nie wiedział, co go czeka. Teraz jednak jest zadowolony i szczęśliwy z pobytu na zajęciach.