Na kozetkę trafiły przez własne matki. Po latach mówią, co oznacza "toksyczne rodzicielstwo"

Agnieszka Miastowska
"Dała mi w twarz, wieszakiem lub kijem od mopa przez plecy. Mówiła, że jeśli komuś powiem, to nikt mi nie uwierzy". Oprawcą nie był ktoś obcy, tylko własna matka. Zbliżający się Dzień Matki nie dla wszystkich jest okazją do radości, dla niektórych wykonanie zwykłego telefonu do mamy powoduje strach i niepokój. Nie bez powodu. Dlatego porozmawiałam z córkami, które nadal obawiają się każdej rozmowy z kobietą, która powinna być im najbliższa.
Zbliżający się Dzień Matki nie dla wszystkich jest okazją do radości, dla niektórych wykonanie zwykłego telefonu do mamy powoduje strach i niepokój. \ Unsplash @noahbuscher

Nie masz prawa popełnić moich błędów


Amelia podkreśla, że toksyczna relacja z jej mamą miała podłoże w kontaktach samej matki z własną rodziną. Jej mama zawsze uważała, że sama była niedoceniana przez rodziców, że z powodu braku ich wsparcia nie osiągnęła tego, co mogła. Zmarnowała sobie życie.

— Ja nie mogłam popełnić jej błędów, dosłownie nie miałam prawa popełnić żadnych błędów. Ona chciała grać na skrzypcach, więc ja grałam na pianinie. Ona nie skończyła studiów, więc ja muszę to zrobić za wszelką cenę — mówi dziewczyna.

Presja nie dotyczyła tylko nauki czy kariery. Idealna córka to idealna kobieta, czyli także żona. Gdy Amelia była na studiach jej mama stwierdziła, że to czas by córka przejęła jej obowiązki i nauczyła się być "prawdziwą panią domu".


— Tylko, że to nie była pomoc. Całymi dniami sprzątałam dom i gotowałam. Zarabiałam grosze na korepetycjach i mimo tego, że moi rodzice zawsze dobrze zarabiali, kupowałam środki czystości i jedzenie z własnej pensji — opowiada Amelia.

Dług wdzięczności


Jej mama często powtarzała, że czas się odwdzięczyć za lata wychowywania, za pieniądze, które inwestowała w dziecko. Nie chodziło o pomoc finansową, córka miała po prostu rozumieć, że rodzicom należy coś oddać, odwdzięczyć się.

Wreszcie doszło do tego, że Amelia miała problemy ze zdaniem na studiach, bo od razu po uczelni zajmowała się domem, który według matki nigdy nie był wystarczająco czysty.

Sprzątanie okazuje się szczególnie drażliwym tematem w relacji matka-córka. Weronika do tej pory ma dreszcze na hasło "sobotnie sprzątanie": "To nie była pomoc, to był plan, żeby zatrzymać mnie w domu, zamknąć w klatce i odizolować od ludzi. Mimo że w ciągu tygodnia wykonywałam wszystkie moje obowiązki, żeby w wolną sobotę wyjść ze znajomymi, nie było na to szansy".

— Dochodziło do sytuacji, gdy od 7 rano do 20 sprzątałam mieszkanie, które ma 3 pokoje. Moja mama kazała mi polerować widelce, żebym tylko nie wyszła z domu. Gdybym zrobiła to bez jej zgody, dzwoniłaby zapłakana, mówiąc, że chce ją wpędzić do grobu — podkreśla Weronika.

Weronika ma 25 lat, ale jest traktowana przez swoją matkę jak dziecko. Wychodząc z przyjaciółką na kawę, odbiera kilka telefonów z pytaniami, z kim jest, po co w ogóle wychodzi, kiedy będzie w domu, aż wreszcie dostaje jednoznaczny rozkaz.

— Albo wrócę "w tej chwili", albo mogę się już nigdy nie pokazywać. Soboty były dniem sprzątania, a gdy w niedzielę chciałam odpocząć lub spotkać się z kimkolwiek słyszałam, że to czas dla matki. Byłam wyrodną córką, bo nie chciałam spędzać każdej wolnej chwili z mamą przed telewizorem — opisuje.

Nie mogę odmówić


Amelia, mimo terapii, na której wyjaśniły sobie z mamą wiele ważnych kwestii, nadal nie potrafi odmówić jej pomocy. Pracuje cały tydzień i mimo tego, że raz na jakiś czas chciałaby odpocząć we własnym domu lub spotkać się ze znajomymi przyjeżdża na każdy telefon matki.

— Nie jest ważne, że moja mama jest w domu i jest w pełni sprawną, dość młodą osobą. W każdy weekend robię jej zakupy, załatwiam wszystkie sprawy w urzędach, myje jej okna, tankuje samochód — czuję, że to mój obowiązek.

Córka została nauczona, że ma wobec matki dług wdzięczności. — Nie mogę jej odmówić, nadal nie jestem w stanie. Płaczę, dzwonię do psychologa, ale i tak ulegam. Jak potulny baranek jadę tam i staram się zadbać o te relacje, bo mi zależy — wyznaje.

Nie dasz sobie rady beze mnie


Weronika regularnie słyszy, że jest gruba i niezadbana, żaden chłopak nie będzie jej chciał. — Moja mama nie widzi w tym nic złego, ona myśli, że motywuje mnie tym do "zadbania" o siebie — mówi.

Bolesne komentarze dotyczące wyglądu to dla Amelii codzienność. Mama uczyła ją jak się malować. — Jak się nie pomaluję, słyszę, że jestem brzydka, że jestem zaniedbaną fleją. Gdy zrobię to za mocno, słyszę, że wyglądam jak dziwka — mówi. Gdy dziewczyna zaczynała dorastać, matka potrafiła zapytać, czy będzie "s*ką jak inne nastolatki".

Jeśli kiedykolwiek zwierzała się matce, to ta zawsze wykorzystywała to potem przeciwko niej. — Jako nastolatka słyszałam, że nic dziwnego, że koleżanki się ode mnie odwróciły. Każdy mnie zostawi. Dlatego muszę być jej posłuszna, bo tylko na nią mogę w życiu liczyć — mówi.

I tak nikt ci nie uwierzy


— Kiedy przestałam być potulna jak baranek, moja matka zaczęła stosować przemoc. Dała mi w twarz, wieszakiem lub kijem od mopa przez plecy. Mówiła, że jeśli komuś powiem, to nikt mi nie uwierzy — zdradza Amelia.

I dodaje: "Mówiła, że nie mam na świecie nikogo oprócz niej. Najpierw na jej toksyczność reagowałam pokorą. Poddawałam się. Albo wypełniałam wszystkie obowiązki domowe".

Często wyciągała brudy z życia córki, podkreślając kto ją opuścił. Jeśli ktoś się od niej odwracał to była okazja, żeby pastwić się nad córką. Amelia zaczęła być agresywna. Zapisała się na sztuki walki, żeby bronić się przed matką.

Czara goryczy


Jednak to nie przemoc fizyczna dała Amelii ostateczną motywację do próby wyjścia z sytuacji. Zawsze słyszała od matki, że musi osiągnąć sukces. Jednocześnie jej mama lubiła powtarzać, że "upadnie na dupę" i ze wszystkich jej planów nic się nie powiedzie.

— Przez moją mamę spóźniłam się pół godziny na ważny egzamin na studiach. Po prostu zamknęła mnie w domu. Zabrała mi klucze od auta, portfel. Pozwoliła mi wyjść dopiero, jak wiedziała, że jestem spóźniona. Wiedziała, że gdybym mogła pojechać na egzamin, to zdałabym go. Ale musiała zaplanować, że teraz "padnę na dupę", zawsze powtarzała mi, że nie dam rady — opowiada Amelia.

Po tym wydarzeniu dziewczyna postanowiła wyprowadzić się z domu i pójść na terapię.

Teraz kobiety mają dobrą sytuację, dzięki wspólnej terapii. Matka przeprosiła Amelię i to jest dla niej najcenniejsze. — Kiedyś myślałam, że jak się wyrwę z domu, to nigdy nie wrócę. Teraz chciałabym, żeby to mnie bardzo dużo nauczyło. Ale nauczyłam się tego, że nie proszę ludzi o pomoc. Bo boje się, że ktoś to wykorzysta.

Boję się też założyć rodzinę, nie chcę być tyranem dla własnego dziecka. I na pewno nie zostawię go nigdy z nikim z rodziny — podsumowuje Amelia.