"Stranger Things" z polskimi legendami w tle. Od tej lektury nie oderwiesz nastolatka

Artykuł PR-owy wydawnictwa Burda Publishing Polska
Jest coś w tym czymś, bo nie wiem, jak można nazwać to stawem czy jeziorem, coś uwodzicielskiego… Coś takiego, jakby do ciebie mówiło…
Fot. materiały prasowe
Czy z historią waszych miast wiążą się jakieś legendy?
Na pewno, choć nie są być może tak spektakularne jak ta z Gniezdem – dla przypomnienia: wiąże się z braćmi Lechem, Czechem i Rusem. Twierdzimy, że na pewno, bo legendy ma każdy naród i każda społeczność.

Niektóre opisują historię białych dam, czarnych rycerzy i duchów kupców zabitych przy drodze, tudzież wisielców na bagnach. O Zamarłej Turni w Tatrach też krążą legendy. Już sam jej widok poraża. Wygląda jak nieprzebyty, gładki mur. Mawiano od lat, jakoby grasowała tam zjawa, która strącała taterników w przepaść, prosto na śmierć. A słyszeliście o diable weneckim, który żył w Polsce? To Mikołaj Nałęcz, który, panował na zamku położonym między jeziorami Weneckim, Biskupińskim i Skrzynka. Był bezlitosnym sędzią, rzekomo opętanym przez diabła i według przekazów do dziś strzeże ogromnych skarbów złożonych w ruinach swej siedziby.


Niedawno obchodziliśmy 20 rocznicę pierwszej emisji serialu "Buffy: Postrach wampirów", opowiadającego historię młodej uczennicy, której przeznaczeniem jest walka ze złem. Ileż w tej niewielkiej miejscowości złych istot się gnieździło! Prawie tak, jak wiele zbrodni wydarza się w „Ojcu Mateuszu”…

Prawdopodobne, czy nie, legendy lokalne istnieją, nawet jeśli nie dotarły jeszcze do naszych uszu. Bo zło po prostu czai się wszędzie.

Nakładem wydawnictwa Burda Książki ukazała się właśnie powieść „Czarny Staw”. Jej autorem jest Robert Ziębiński, dziennikarz i pisarz. Tą książką rozpoczyna on cykl dla młodzieży inspirowany postaciami i zdarzeniami, które wywodzą się z dawnych polskich legend. O książce mówi się, że klimatem nawiązuje do serialu „Stranger Things”, ale żeby nie poprzestać tylko na współczesnych produkcjach recenzenci podrzucają jeszcze jedno skojarzenie: serial „Eerie, Indiana”, kultową produkcję z początku lat 90., która wielu dzieciakom z pokolenia autora zdefiniowała horror.

A co do „Stanger Things” – miliony fanów na początku marca wstrzymały oddech, bo pojawił się filmik nagrany przez aktorów. Rozpoczęły się zdjęcia do czwartego sezonu, ale zaraz świat trafił koronawirus i mamy do czynienia chyba ze złem gorszym niż to książkowe lub filmowe…

Wróćmy jednak do Czarnego Stawu i zanurzmy się w historii mrocznej jak ciemna tafla jeziora. Miasteczka Czarny Staw nie ma na wielu mapach, choć leży w bardzo atrakcyjnym regionie Polski, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i w jego granicach leży… Czarny Staw. Z opisu jednej ze swoich ofiar wygląda tak: Dziwny był to zbiornik. Przypominał nie staw czy jezioro, tylko wypełniony mętną wodą wielki lej po bombie. Nie otaczała go plaża czy choćby kawałek ziemi, na której można usiąść, rozłożyć ręcznik i powygrzewać się w słońcu. Nic z tych rzeczy. Czarny Staw pojawiał się nagle. A nocą… Nocą pewnie łatwo było do niego wpaść, zwłaszcza że nikt nie pofatygował się i nie zamontował wokół ochronnych barierek.

Ponuro, prawda? Co tej nieszczęsnej Karolinie, hydrobiolożce przyszło do głowy, żeby do niego wejść, chcąc się wykąpać? Nikt nie wiedział. I jej tajemnicze utonięcie w roku 1968 rozpoczyna historię opisaną w książce. A jednak, czy to od niej się zaczęło? Bo zło pojawia się w konkretnym dniu, ono jest, czai się w ciemności, w tej niezwykłej, gęstej czerni i co jakiś czas zbiera swoje ofiary.

W czasach Kamila Jury, narratora akcji rozgrywającej się współcześnie, Czarny Staw (dla doprecyzowania dodać należy: miejscowość) przypomina wiele innych miast.

Gdyby miał tu przyjechać na wakacje, pewnie nawet by mu się podobało. Na trochę. Ale nie na kilka następnych lat! Bo Kamil przeprowadza się wraz z mamą do babci. Rozwód rodziców jest brzemienny w skutki, ale tak to już bywa z rozwodami…
Jak stwierdza sam zainteresowany: Przeprowadzka ma to do siebie, że trzeba zaczynać wszystko od nowa. I to nowe „wszystko” wcale nie jest różowe, jest mroczne, paskudne i przerażające. Fajne są płyty winylowe, których słuchał zaginiony przed laty dziadek, fajni są nowi znajomi, ale sny, które przychodzą w nocy są bolesne i realne do bólu, a cienie wypełzają z każdego kąta.

Wycieczka nad Czarny Staw (zbiornik wodny) z nowopoznanymi kolegami i koleżanką pozwala Kamilowi lepiej przyjrzeć się okolicy. Granica lasu stanowi zarazem przejście do innego środowiska. Dziwnie tu, drzewa mają korony przekoszone jakby upadkiem meteorytu, tworząc tunel ku wodzie, ptaków i zwierząt nie ma i zewsząd wieje chłodem.
I teraz następuje ten moment, w którym nie wiemy czy opowiadać historię dalej czy poprzestać na tym, co padło do tej pory, czy można streścić jeszcze trochę, na zachętę. Może tylko trochę, żeby za wiele nie zdradzić.

Kamil odnajduje na strychu rzeczy dziadka. Czy jest coraz bliżej rozwiązania zagadki? Czy w ogóle jest możliwe, żeby z tą ściana czerni, mroku, grozy się zmierzyć? Czy jest do tego zdolny?

I co jest tym złem: diabeł? płanetnik? dydko? strzyga? zmora? dusioł? utopiec?
Niezależnie od tego, jak nazwiemy zło – skądinąd ciekawe, ile ma nazw i oblicz – zawsze pozostanie złem. Ale czy w okolicy żyć mogą tylko złe duchy? Przecież dzieci oglądają też filmy o uroczym duszku Kacprze, poznają zabawne wampiry z Hotelu Transylwania. Lubimy oswajać zło. Książkowe zło jak to z Czarnego Stawu, pomaga nam zaakceptować własny strach. I wytłumaczyć wiele niezrozumiałych rzeczy. bo któż inny, jak nie domowe skrzaty złośliwie chowa nam skarpetki? Na kogo zwalimy wrednie zaplątane rzeczy w pralce? Złe musi być, abyśmy docenili to dobre, które nas chroni. Co ciekawe, na określenie tych dobrych duchów mamy jakby mniej określeń…

A co łączy książkowy Czarny Staw z naszym polskim, prawdziwym Czarnym Stawem. Mroczna tafla wody. Czarną barwę i nazwę zawdzięcza cieniom rzucanym przez największe polskie szczyty, a i flora się do tego przyczynia w postaci zamieszkującej wody jeziora sinicy o wdzięcznej nazwie Pleurocapsa Polonica. Zapamiętajmy i tę nazwę, na przekór twierdzeniu, że baśnie i legendy nie kształcą.

Czytajmy „Czarny Staw”, szukajmy legend w swojej okolicy, a jeśli ich nie ma, polecamy: zbudowanie swojej własnej opowieści też może być ciekawe. Czy nigdy, nie wiadomo z jakiego powodu nie przebiegł wam po plecach zimny dreszcz?