Stos zadań na mailu i kartkówka na czacie? Rodzice, nie musicie się na to zgadzać!

Ewa Bukowiecka-Janik
Odkąd szkoły są zamknięte z powodu zagrożenia koronawirusem, zrobił się niezły chaos. Ministerstwo ogłosiło, że zajęcia dydaktyczne są zawieszone, jednak pojawiło się też hasło, że "to nie są ferie" i sugestia, by nie zaniedbywać uczniów. Skutek jest taki, że część nauczycieli korzysta z e-learningu, inni zlecają zadania na potęgę, a pozostali nie robią nic.
Co mogą, a co muszą uczniowie w czasie kwarantanny? fot. Unsplash
Co w obecnej sytuacji jest obowiązkiem ucznia? Czy za niezrobienie zleconych zdalnie zadań dzieci mogą ponieść "szkolne" konsekwencje (uwagi, jedynki)? Czy ich praca w czasie kwarantanny może być oceniona? Czy niezjawienie się na lekcji online może być traktowane jako nieobecność w szkole? Odpowiadamy.

Gros rodziców narzeka, że nauczyciele zwyczajnie zlecają masę zadań, niczym wielką pracę domową. Nie przeprowadzają lekcji, albo robią to i mają "stare" wymagania. Jakby nic się nie stało. Dzieci martwią się, że nie zdążą ze wszystkim. Niektórym uczniom nauczyciele piszą wprost, że "będą konsekwencje", jeśli prace nie zostaną zrobione.


Czy w czasie kwarantanny uczniowie faktycznie coś muszą?

Obowiązki uczniów w czasie kwarantanny


Na podstawie pisma Kuratorium Oświaty w Warszawie z dnia 12 marca wnioskować można, że w czasie gdy zajęcia są zawieszone (a są) nauczyciele nie mają prawa realizować podstawy programowej. Nie są to ferie – nauczyciele pozostają do dyspozycji dyrektorów szkół, którzy mogą zlecić kadrze "przygotowanie materiałów dydaktycznych do samodzielnej pracy w domu".
Mogą – nie muszą. "Materiały te mogą rozwijać zainteresowania uczniów, utrwalać wiedzę, przygotowywać do egzaminów, jednak nie mogą być formą realizacji podstawy programowej". W dalszej części pisma kuratorium apeluje, by aktywność uczniów była "racjonalnie planowana oraz dawała przestrzeń do rozwoju ich pasji i zainteresowań".

Zatem uczniom nie grożą żadne konsekwencje, jeśli nie wykonają zleconych przez nauczycieli zadań. Co zrobić, jeśli nauczyciele posługują się retoryką przymusu? Grożą, że wszystko zostanie sprawdzone i ocenione? Albo wpadają na pomysł zrobienia kartkówki online?

Jak radzi Wojciech Gawlik, można albo wyrazić "cichą dezaprobatę", czyli "olać i powiedzieć, że były problemy na e-dzienniku". Formalnie nic nam za to nie grozi. Albo podesłać nauczycielowi wyżej cytowane pismo od kuratorium.

To samo pismo można przedłożyć też dyrekcji szkoły, by dała nauczycielom jasne wytyczne lub przynajmniej uświadomiła im, czego w okresie kwarantanny i po niej wymagać zwyczajnie nie mogą.

Mądra edukacja w czasie kwarantanny


Odnosząc się do powyższych cytatów z pisma kuratoryjnego, widzimy jak na dłoni: czas kwarantanny to okazja, by do edukacji podejść inaczej, by porzucić perspektywę realizowania podstawy programowej na rzecz odpowiadania na potrzeby uczniów. Bo to, nie tylko teraz, ale w ogóle, powinno być rolą szkoły.

"Wszystko to, co jeszcze kilka dni temu wydawało nam się tak pilne, konieczne i najważniejsze nagle… ani pilne, ani konieczne, ani najważniejsze już nie jest.

Koronawirus w najbardziej radykalny sposób zmienił naszą hierarchię wartości, pokazał, że nie jesteśmy tak mądrzy, jak myśleliśmy, że od wzrostu gospodarczego ważniejsze są inne cele i wartości. Więc może teraz, gdy mamy więcej czasu na refleksje zastanowimy się nad tym, że to może nie realizacja podstawy programowej jest celem edukacji, że powinniśmy pomyśleć o dzieciach/młodych ludziach, ich emocjach i potrzebach? Czego dziś potrzebują i co dobra szkoła powinna im w tym trudnym czasie dać?" - pisze w poście Marzena Żylińska. Do dzieci, tak samo, jak do nas, dochodzą ostatnio wieści o walącym się świecie. O nadciągającej katastrofie ekologicznej, że braknie wody, że Australia płonie, a teraz to – niewidzialne zagrożenie, które jest za ścianą. My jako dorośli mamy narzędzia, by to zrozumieć i opanować strach. Ale dzieci?

"Co my dorośli mamy im do zaoferowania? Realizację podstawy programowej, przygotowanie do testów (przecież liczą się wyniki i wskaźniki) i zadania od strony X do strony Y. Czy to jest odpowiedzialne podejście? Czy to jest uczciwe?" - pyta retorycznie Żylińska.

Rolą nauczycieli, rodziców, wszystkich dorosłych, teraz jest wyjaśnienie dzieciom tego, co się dzieje. Uzbrojenie ich w narzędzia.

"Co można konkretnie zrobić? Najpierw trzeba by z uczniami porozmawiać, a do tego nowe technologie świetnie się nadają! Ja bym zapytała moich uczniów, co chcieliby wiedzieć, jak czują się w obecnej sytuacji. Nagrałabym taki filmik i im przesłała, prosząc o odpowiedzi, a dopiero potem zaplanowałabym, czym się wspólnie będziemy zajmować (...)

Ignorowanie perspektywy, uczuć, a także potrzeb dzieci / młodych ludzi jest kontynuacją tradycyjnego podejścia, w którym celem szkoły jest podstawa programowa, a uczniowie potrzebni są do tego, żeby ją zrealizować. Może koronawirus pomoże nam postawić wszystko na nogi? Może nauczymy się uwzględniać potrzeby uczniów? Jak mówi Joachim Bauer, ich mózgi to nie segregatory, do których możemy włożyć to, co chcemy. Gdy świat, jaki znają nagle z dnia na dzień się zmienia, nie można udawać, że nic się nie stało i dalej, jakby nigdy nic realizować... podstawę programową" – czytamy w poście Budzącej się Szkoły.

"Przede wszystkim trzeba sobie przypomnieć jaka jest rola nauczyciela. Nauczyciel ma wspierać dziecko w nauce, a nie wiecznie od niego egzekwować" – napisał Wojciech Gawlik.

– Jedna ze znajomych nauczycielek najbardziej zmartwiła się tym, jak teraz ma egzekwować wiedzę swoich uczniów. Myślę, że dziś powinniśmy się bardziej zająć tym, jak zapewnić poczucie bezpieczeństwa naszym uczniom. Szkoła strukturyzuje nasz dzień, jest źródłem rytuałów, rutyny, dzięki którym czujemy się lepiej. Trzeba wstać, umyć się, ubrać, przygotować do zajęć. Spotkać z ludźmi. Wrzucenie przez dziennik elektroniczny kolejnych ćwiczeń do zrobienia i tego egzekwowanie to zupełnie nie jest to, o co teraz chodzi – mówi Przemysław Staroń, nauczyciel etyki i filozofii, Nauczyciel Roku 2018 w rozmowie z Olgą Woźniak dla "Wyborczej".

Z kolei w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" tłumaczy, że e-learning to nie zlecanie mailem zadań, lecz wykorzystywanie mediów społecznościowych do edukacji. Jest oczywiście druga strona medalu. Rodzice narzekają, że nauczyciele prześcigają się nie tylko w ilości zleconych zadań, ale też aplikacji i sposobów komunikacji z uczniami. To też potęguje chaos i stres.

Nie oznacza to oczywiście, że należy wszystko porzucić i zaniedbać. To apel, byśmy wszyscy – również rodzice – podeszli do "edukwarantanny" spokojnie i rozsądnie. Bez przymusu, odhaczania kolejnych zadań, bez myślenia o testach i ocenach i bez spiny, że nie ogarniamy tu i teraz. Teraz nic nie musicie, teraz bardzo wiele MOŻECIE.