Afera o zbieranie odcisków palców na stołówce. "Robią ze szkoły Guantanamo"

Ewa Bukowiecka-Janik
Szkoła podstawowa nr 2 w Gdańsku dostała 20 tysięcy złotych kary od Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Wszystko przez czytnik biometryczny, który na wniosek rady rodziców zainstalowano przed wejściem do szkolnej stołówki. Odcisk palca dziecka miał wskazywać, czy rodzice opłacili abonament obiadowy, a zatem czy dziecko ma prawo zjeść posiłek. Dyrekcja szkoły zapowiedziała odwołanie, jednak temat zdążył wywołać już burzę opinii. "Robią ze szkoły Guantanamo, żeby dzieciak nie wyłudził sałatki" - kpią internauci.
Szkoła Podstawowa nr 2 w Gdańsku ukarana za czytnik odcisków palców na stołówce fot. AG
O sprawie poinformował portal tvn24.pl oraz Urząd Miejski w Gdańsku. Kara dotyczy przetwarzania danych biometrycznych.

"W lutym 2020 Urząd Ochrony Danych Osobowych nałożył na SP 2 karę, stwierdzając naruszenie przez szkołę przepisów w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych, polegające na przetwarzaniu danych biometrycznych dzieci podczas korzystania przez nie z usług stołówki szkolnej" - czytamy w komunikacie UMG.

"Zdaniem prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO) [szkoła – przyp. red.] robiła to bez podstawy prawnej i mogła wykorzystywać inne metody, nie ingerujące tak głęboko w prywatność dzieci. Podstawówka przetwarzała w ten sposób dane 680 dzieci” - czytamy w tekście Justyny Sucheckiej.


Poza kara finansową, prezes UODO nakazał usunięcie zebranych danych i przerwanie taktyki sprawdzania, które dzieci mają prawo zjeść obiad. Jak się okazuje, "takie rozwiązanie było sugestią rady rodziców, bo poprzedni system weryfikacji za pomocą kart magnetycznych nie sprawdził się" - mówiła dyrektorka szkoły podstawowej nr 2 Marlena Grzelak w rozmowie z Radiem Gdańsk.

Dodała również, że szkoła miała zgodę rodziców na pobieranie odcisków palców dzieci. Zdaniem prezesa UODO to za mało, by zbierać dane biometryczne.

"Szkoła liczy 1121 uczniów, z posiłków korzysta 680. Liczba dzieci ze wsparciem posiłków z MOPR i budżetu miasta to szesnaście osób. Z uwagi na dużą ilość korzystających ze stołówki, niezbędny był system, który umożliwił wydawanie posiłków w sposób najmniej uciążliwy dla uczniów" - czytamy w oficjalnym komunikacie Urzędu Miasta Gdańsk.

"Cyber Lunch" czy obiad "na zeszyt"?


Zanim zdecydowano się na czytnik biometryczny, szkoła korzystała z systemu kart magnetycznych. "(...) jednak system nie spełniał oczekiwań rodziców. Liczne zagubienia kart lub pozostawianie ich przez uczniów w domach powodowało, że wydłużał się czas wydawania obiadów, lub korzystały z nich dzieci, których rodzice nie deklarowali na nie zgody" - pisze Joanna Bieganowska z Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

Zdaniem prezesa UODO zbieranie odcisków palców, by wiedzieć, kto może zjeść obiad to przesada. Wszak wystarczyłoby podać np. numer umowy, którą rodzice podpisali ze szkołą i swoje nazwisko.

System identyfikacji biometrycznej wprowadzał też nierówności: dzieci, które jej nie posiadały "musiały przepuszczać wszystkich i oczekiwać na obiad na końcu kolejki" - czytamy w tekście tvn24.

"Cyber Lunch 2077", "Robią ze szkoły Guantanamo, żeby dzieciak nie wyłudził sałatki" - kpią internauci. Z drugiej strony z dyskusji w sieci dowiadujemy się, że w szkołach w Wielkiej Brytanii właśnie w ten sposób – odciskiem kciuka – płaci się za obiad. "W Wielkiej Brytanii w większości szkół istnieje system biometryczny w stołówkach. Nikt nie narzeka. Wszyscy są zadowoleni, bo dzieci płacą za posiłek, przykładając kciuk do czytnika. Dzięki temu dzieci nie chodzą z gotówką, nie gubią jej i nikt jej od nich nie wyłudzi. System pozwala na bardzo szybką obsługę. Skanowane są obydwa kciuki. Skany są usuwane z systemu w momencie opuszczenia szkoły przez dziecko" - czytamy.

Ten stan rzeczy potwierdzają inni internauci i dodają, że tego systemu w UK używają też nauczyciele. Zdaniem Polaków z wysp "Polska to ciemnogród", gdzie wszystko najlepiej załatwić "na zeszyt". Że nadal boimy się technologii i że dane wcale nie muszą być przechowywane.

Tymczasem dla prezesa UODO czytnik odcisków palców to metoda zupełnie nieproporcjonalna do problemu oraz niebezpieczna: "W uzasadnieniu decyzji prezes UODO podkreślił, że szczególnej ochrony danych osobowych wymagają właśnie dzieci. A ewentualny wyciek danych biometrycznych może skutkować dużym ryzykiem naruszenia praw i wolności osób fizycznych" - pisze Justyna Suchecka.

Z jednej strony dobrze wykorzystana technologia z pewnością mogłaby sporo ułatwić, a tłumaczenie, że problem jest nieproporcjonalny do użytego rozwiązania brzmi trochę, jak podejście "a za moich czasów były obiady na kartki i było dobrze".

Z drugiej jednak strony trudno sobie wyobrazić, że w XXI wieku szkoła może mieć jakikolwiek problem ze sprawdzeniem, komu należy się obiad i dostać za te próby 20 tysięcy złotych kary. Trudno też pojąć, z czego wynika masowy kłopot z pilnowaniem karty magnetycznej.

Dyrekcja szkoły zapowiada odwołanie się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Podkreśliła również, że zebrane uczniów zostały usunięte.
Źródło: tvn24.pl