Życie idealne istnieje? Fanki Kasi Tusk bardzo w to uwierzyły i... totalnie odleciały

Katarzyna Chudzik
Kasia Tusk jest jedną z tych wiecznie uśmiechniętych celebrytek, które bardzo dbają o brak kontrowersji, przepełnione są czułością wobec świata i nie bardzo mogą się zdecydować, czy chcą imitować (wiecznie radosne) Amerykanki, czy może (hygge'owe) Skandynawki. Takich postaci w show biznesie – wbrew pozorom – zostało niewiele, bo w mediach społecznościowych dominuje teraz narracja, w myśl której "wszyscy jesteśmy tylko ludźmi". I choć strategia Tuskówny bywa zrozumiała (przynajmniej niezbyt często musi się z czegokolwiek tłumaczyć), to chyba już straciła rację bytu.
Konto Kasi Tusk na Instagramie śledzi 357 tys. osób Instagram.com
Gdzie szukać idealnego życia?
Polki bowiem tej konwencji nie rozumieją, mimo że zarówno influencerzy, jak i dziennikarze próbują wcisnąć świadomość rządzących nią praw ("życie nie wygląda jak Instagram") każdym możliwym wentylem. Z tym, że niewiele to daje.

Bo tak:

Aktorka A napisze, że "wszyscy mamy problemy, Instagram to tylko wycinek rzeczywistości". Piosenkarka B otwarcie powie, że od dwóch lat stara się o dziecko i to pragnienie zdominowało jej życie, ale niestety powoli zaczyna się poddawać. Modelka C da do zrozumienia, że życie na walizkach nie jest jej ulubionym i panicznie chce już poczucia stabilizacji. Komiczka D pokaże porównanie swoich zdjęć "z zaskoczenia" i pozowanych, żeby pokazać, że nie zawsze ma płaski brzuch i zapalone przy łóżku świeczki. Blogerka E wstawi fotkę bez makijażu, żeby pokazać, że jak wiele z nas boryka się z problemami skórnymi, ale stara się akceptować siebie.


Polka uosobiona w setkach dziewczyn – zarówno X, Y, jak i Z – hurralnie, gremialnie i jednogłośnie stwierdzi, że może rzeczywiście zwierzające się celebrytki jakieś problemy mają, ale nie znaczy to przecież, że idealne życie istnieć nie może! Bo skoro Kasia Tusk o problemach nie mówi, a na zdjęciach jej mieszkanie i rodzina zawsze wygląda jak z najbardziej ekskluzywnej wersji katalogu Ikei, to znaczy, że jej życie jest po prostu lepsze od życia tych, które kiedykolwiek przyznały się do problemów, chandry czy kłótni z bliskimi.

Chcę taką ścianę jak pani, moje życie będzie lepsze
W efekcie córka byłego premiera musi czytać pod swoimi postami (choćby pod ostatnim), że "wiedzie życie idealne", a setki jej obserwatorek "zazdroszczą jej życia". Nie mieszkania, ani fajnego samochodu, które łatwo można przecież ocenić w kategoriach estetycznych. ŻYCIA, o którym nic przecież nie wiedzą.

Nie wiedzą, czy nikt z jej bliskich ciężko nie choruje. Nie wiedzą, czy jej związek nie przeżywa kryzysu. Nie wiedzą, co czuje, kiedy słyszy o swoim ojcu niedorzeczności ze strony prawicowych mediów i ich odbiorców. Nie wiedzą, czy nie marzy o czymś, czego nie może zrealizować. Nie wiedzą, czy chodzi na terapię, żeby się uporać z hejterami, których ma od groma. Nie wiedzą, czy nie przeżywała depresji poporodowej. I choć mam nadzieję, że żadne z tych przypuszczeń nie jest prawdziwe, to gdyby było – nie napisałaby o tym swoim fanom na Instagramie. To po prostu nie jej typ "bycia obecną" na Instagramie.

Jeśli więc Kasia Tusk te komentarze czyta, to kręci z niedowierzaniem głową, nawet jeśli rzeczywiście czuje się szczęściarą. Podobnie jak kręci nią, kiedy dostaje liczne pytania: "Czy te buty brudzą się w piasku?", "Jakiej firmy była pani biała farba do ścian i jak się nazywa ten odcień?", "Czym zastąpić bułkę, by potrawa miała mniej węglowodanów i niższy indeks glikemiczny?". Jasne, że Kasia Tusk korzysta z tego, że jest na świeczniku – również finansowo. Wciąż jest jednak normalnym człowiekiem, którego nie powinno się traktować jako zamiennika Google'a ani zazdrościć mu "idealnego życia", bo takie po prostu nie istnieje. Zrozumcie to wreszcie i doceńcie swoje własne!