"Rodzicielstwo bliskości nawet w Sejmie jest możliwe". Oto jak politycy reagują na niemowlę

Katarzyna Chudzik
Każda mama stoi przed dylematem, jak połączyć rodzicielstwo z pracą zawodową, a posłanki na Sejm nie są od tej reguły wyjątkami. Czy w Sejmie jest żłobek? Czy można – będąc w pracy – uprawiać rodzicielstwo bliskości? Kto na Wiejskiej najżywiej jest dziećmi zainteresowany i czy da się zmieniać pieluchy "ponad podziałami"? O tym porozmawialiśmy z Darią Gosek-Popiołek, posłanką Lewicy, która do Sejmu przychodzi z 4-miesięczną Józefiną.
Posłanka Lewicy – Daria Gosek-Popiołek – często przychodzi do Sejmu z 4-miesięczną Józefiną. Starsza Róża chodzi już do żłobka Twitter.com

Wanda Nowicka zamieściła na Twitterze zdjęcie z sali plenarnej, na którym pozuje pani z 4-miesięczną córeczką. Jakie reakcje wzbudziło?

Wydarzyło się to, co wydarza się zazwyczaj na Twitterze. Oprócz komentarzy wspierających, albo neutralnych, pojawiły się głosy, że jest to kontrowersyjne i skandaliczne. Głosy osób, którzy uważają, że dla dzieci takie miejsce nie jest właściwe.

W samym Sejmie też spotyka się pani z krytyką osób, które "nie życzą sobie" obecności dziecka na sali obrad?


Nie. W Sejmie zarówno ze strony posłów i posłanek – zarówno z opozycji, jak i partii rządzącej – spotykają mnie tylko miłe gesty i słowa. Posłowie i posłanki chętnie robią sobie zdjęcia z Józią, traktują to jak chwilę normalności. W Sejmie jest bardzo dużo dziadków i babć, u których dzieci budzą pozytywne emocje. Obejrzałam już mnóstwo rozczulających zdjęć wnuczek i wnuczków.

To się oczywiście zdarza na przerwach i jest bardzo miłe. Pokazuje, że porozumienie jest możliwe, a każdy z nas ma te same troski i radości. Każdemu dziecko ząbkuje.

Czy z dzieckiem nie pracuje się jednak ciężej?

Praca w Sejmie – niezależnie od tego, czy z dzieckiem, czy bez – jest po prostu trudna. To jest praca na najwyższych obrotach, musimy być bardzo aktywni, merytoryczni, gotowi na to, że w każdej chwili plan może się zmienić, bo wpadają nowe ustawy, które trzeba czytać i zastanowić się nad tym, jak wpłyną na nasze życie.

Ja tę pracę czasami wykonuję z córką. Nie jest to ułatwienie ani utrudnienie. Są to po prostu momenty, w których jesteśmy we dwie. Zajmowanie się dzieckiem to też moja praca.

Pojawiają się zarzuty, że małe dziecko w Sejmie jest przebodźcowane, nie będzie się czuło spokojne i bezpieczne. Że to jest po prostu dla niego "niedobre".

To jest bardzo indywidualne, więc nie chciałabym odpowiadać za inne mamy, natomiast ja noszę Józkę w chuście, dbam o jej komfort. Ona jest bardzo blisko mnie, czuje mnie, a to ją uspokaja. Nie obserwuję żadnych negatywnych skutków, wręcz przeciwnie – uważam, że ten model macierzyństwa bliskości także w Sejmie może się sprawdzać.

Staram się, żeby moja praca zawodowa nigdy nie wpływała negatywnie na moje dziecko. I staram się wykonywać swoją pracę tak, żeby nikt nie miał do mnie żadnych zarzutów. Ludzie oburzają się, że funkcjonując w ten sposób nie może się pani skupić ani na pracy, ani na opiece nad dzieckiem.

Jeżeli ktoś zwróci uwagę na to, jak pracuję – na ilu posiedzeniach i komisjach jestem, jak oddaję głosy, czy zabieram głos – to widać, że robię to tak samo, niezależnie od tego, czy jestem z córką czy nie. Wydaje mi się, że ta dyskusja jest dyskusją wokół nieistniejącego problemu.

Jest posłanka Prawa i Sprawiedliwości, która na salę sejmową przychodzi z dzieckiem, były takie posłanki też z Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej. Młode kobiety w wieku rozrodczym idą do Sejmu, idą do polityki i mają dzieci.

Wiem, że są mamy, które wolą inaczej przeżywać ten moment w swoim życiu, potrzebują ciszy i skupienia. To też jest okej. Myślę, że powinniśmy głośno mówić o tym, że mamy prawo do wyboru takiego modelu macierzyństwa, jakiego chcemy. To jest nasz wybór, który nie powinien być kwestionowany. Ale ja akurat bardziej aktywna społecznie i politycznie stałam się właśnie w momencie, w którym zaczęliśmy z mężem myśleć o powiększeniu rodziny.

Żeby urządzić dla przyszłych dzieci lepszy świat?

Tak. Zaobserwowałam i doświadczyłam na własnej skórze, jak miasta są tragicznie zaprojektowane pod względem dostępności dla matek z dzieci, jak mało jest żłobków publicznych. To był bardzo mocny impuls do działania.

Skoro o niedogodnościach mowa, to wykorzystam ten moment, żeby zapytać o plany Lewicy na dotyczące prawnych prorodzinnych rozwiązań, usprawnienie powrotu mam do pracy. O czym aktualnie rozmawiacie?

Najważniejsze są plany związane ze żłobkami – będziemy składać ustawę, która ma na celu zwiększenie ilości i dostępności żłobków, przede wszystkim tam, gdzie ich nie ma, poza dużymi miastami. Bardzo ważne w kontekście dzieci jest też ochrona zdrowia, kilka dni temu Marcelina Zawisza złożyła projekt ustawy, która ma zwiększyć jej finansowanie. To jest coś, co ma przełożenie na warunki panujące na porodówkach, o których wiemy, że pozostawiają bardzo dużo do życzenia. Ma przełożenie na to, jak nasze dzieci będą leczone.

Myślę także o rodzinach w kontekście mieszkań, których u nas brakuje. Bardzo często przeszkodą w założeniu rodziny jest brak mieszkania i świadomość, że o kredyt nie będzie tak łatwo, a jego spłacanie może być dużym problemem.

Widzi pani możliwości, żeby zabezpieczyć prawo kobiety do urlopu macierzyńskiego nawet jeśli zatrudniona jest w oparciu o umowę cywilno-prawną, tzw. śmieciówkę?

Uważam, że śmieciówka jako forma relacji między pracownikiem i pracodawcą, jest zbyt często nadużywana, jest łamaniem prawa i wiąże się z wykorzystywaniem ludzi. Lewica chce je znieść, i wzmocnić kompetencje Państwowej Inspekcji Pracy, która powinna mieć możliwość kontroli i wyciągania konsekwencji.

Co do kobiet, które już są tak zatrudnione, to uważam, że tak – powinno im się zapewnić prawo do urlopu macierzyńskiego, ale za rządów PiS-u jest to niemożliwe. W ciągu najbliższych 4 lat będziemy na pewno chcieli ucywilizować i poprawić sytuację osób, które tak pracują. Bo takie problemy nie dotyczą tylko kobiet na śmieciówkach, ale również tych, które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. Kiedy zachodzą w ciążę, ZUS patrzy na nie bardzo podejrzliwie i utrudnia im życie.

Mam wrażenie, że jeśli chodzi o wsparcie kobiet, które planują rodzinę i są aktywne zawodowo, mamy dużo do zrobienia. To szwankuje na wielu polach.

Dobrze by było zacząć zmiany od własnego miejsca pracy. Czy w Sejmie jest infrastruktura, która ułatwia rodzicom przychodzenie z dziećmi? Są przewijaki, jest sejmowy żłobek?

W ciągu ostatnich kilku lat w Sejmie dużo się zmieniło, jest znacznie bardziej przystosowany zarówno dla osób niepełnosprawnych, jak i wózków z dziećmi. Są windy, podjazdy. Są też toalety wyposażone w przewijaki, jest pokój dla matki z dzieckiem.

Żłobka nie ma, a najbardziej potrzebny byłby pracownikom Sejmu. Obrady Sejmu nie trwają przez cały miesiąc, pracujemy na trochę innych zasadach, ale wydaje mi się, że Sejm jako jeden z większych pracodawców powinien zapewnić żłobek dla dzieci swoich pracownic. I pracowników, bo to przecież także sprawa ojca.

No właśnie – widziała pani tatę albo dziadka z dzieckiem w Sejmie, czy tylko mamom się zdarza je przyprowadzać?

Na zaprzysiężeniach widziałam całe rodziny z dziećmi. Podczas prac sejmu najczęściej widzimy jednak kobiety z dziećmi – wszystko zależy od tego jak rodzice sobie te obowiązki układają, to decyzja każdej pary indywidualnie. Ja i mąż korzystamy często z pomocy naszych mam, więc też nie jest tak, że Józka jest na każdych obradach sejmu. Staramy się mieć równy podział obowiązków, ale też chcemy by to dzieciństwo było naturalne, dobre. Chcemy, żeby czuła się komfortowo w każdej sytuacji.

Skojarzyło mi się to z argentyńską wizją rodzicielstwa, w której dzieci towarzyszą rodzicom w każdej sytuacji, nawet na kolacjach w restauracji, które zaczynają się np. o 23.00.

To jest też model włoski, bardzo bliska mi wizja, choć uważam, że kładzenie dziecka spać, powinno mieć miejsce zawsze w określonych porach. Myślę, że obecność dzieci w życiu publicznym nie jest niczym złym. Tylko w ten sposób dzieci mogą nas zaobserwować, uczyć się, nabywać kompetencje, rozumieć świat.

To, co teraz powiem, dotyczy już nieco starszych dzieci, ale uważam, że powinniśmy z nimi rozmawiać, tłumaczyć im rzeczywistość – także tą bardziej skomplikowaną. Znam pewną 6-latkę, która zdecydowała zadbać o to, żeby w jej szkolnej stołówce nie używano jajek od kur z chowu klatkowego. Nikt jej do tego nie zmuszał, po prostu rodzice nie ukrywali przed nią, jak wygląda rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Ona wzięła na siebie bardzo dużą odpowiedzialność, to jest jej zadanie, które chce doprowadzić do końca.

Powinniśmy o dzieciach myśleć jako o małych obywatelach, bo w końcu za kilkanaście lat to one będą gotowe przejąć władzę i zadbać o nas.