"Za tymi słowami idzie groźba, że zepsujesz dziecko". Aktorka z ważnym apelem do mam

Redakcja MamaDu
Maria Konarowska jest aktorką i prowadzącą program "Bazary Europy" na Canal+. Możecie też ją kojarzyć z Azja Express i – rzecz jasna – z Instagrama, na którym prezentuje swoje macierzyństwo. Jej ostatni post powinien sobie wziąć do serca i duszy każdy rodzic.
Maria Konarowska od 1,5 miesiąca jest mamą uroczej Gai Facebook.com
Madki z pieluchowym zapaleniem mózgu
Uświadamia bowiem problem dość powszechny, który jest praprzyczyną wejścia do użytku słowa "madka" i "pieluchowe zapalenie mózgu". Kobieta, która niedawno urodziła dziecko, ma przeświadczenie, że wie najlepiej, co jest dobre dla (każdego innego) niemowlęcia. Co więcej – ma imperatyw mówienia i pisania o najlepszych metodach, krytykowania innych oraz siania paniki, kiedy zauważy w czyimś wychowaniu coś niezgodnego z jej ideologią.

– "Dajesz smoczek? Oszalałaś! Zaburzysz odruch ssania", "Dawaj smoczek koniecznie, dla maluszka to jak zbawienie", "Odciągaj pokarm, pobudzisz laktację", "Nie odciągaj broń boże, zaburzysz sobie laktację", "Dziecko karm tylko na żądanie", "Koniecznie ją wybudzaj co 3 godziny", "Uważaj, co jesz, bo to ma ogromny wpływ na dziecko", "Dieta nie ma znaczenia, jedz, co chcesz, bo się zadręczysz", "Podaj modyfikowane mleko, bo twoim się nie najada, skoro tak często chce pierś", "Nie dawaj modyfikowanego, bo już nigdy twoje nie będzie wystarczające". Aaaaaaaaaaaa! – pisze Konarowska, która córeczkę Gaję urodziła zaledwie 1,5 miesiąca temu. Jej zdaniem wzajemnie wykluczające się "porado-rozwiązania" są – poza szumieniem szumisiów – główną muzyką w świecie młodej mamy, która przerażona szuka instrukcji obsługi noworodka. Wszyscy jednak (pytani lub nie) mówią co innego. – I trudno tych rad nie wziąć pod uwagę, kiedy za słowami: "Najlepiej zrobisz jak...", idzie groźba, że inaczej zepsujesz dziecko – pisze.


Apeluje o dzielenie się bezcennym doświadczeniem. Ważne jednak, by nie "sprzedawać" nieistniejących przecież "jedynych" rozwiązań i przestać zastraszać inne kobiety, że wybór innej metody wiąże się z zagrożeniem dla dziecka.

– Mówmy do siebie językiem wsparcia, pomóżmy wierzyć matczynej intuicji, nie oceniajmy, nie wstrzykujmy wątpliwości, dmuchajmy w skrzydła zmysłom młodych mam, zamiast wieszać na nich ciężarki zwątpienia. Tobie młoda mamo trzeba tylko trochę wiedzy i wiary w to, że jesteś najlepszą mamą dla swojego dziecka i ty czujesz, co jest dla niego właściwe. Wiedzę i rozwiązania możemy sobie przekazywać, a wiarę w siebie, swoje przeczucia, w intuicję, umacniać wspierającymi komunikatami – podsumowała Konarowska.

"Tak jest nawet z lekarzami"
W sprawie tego posta na Instagramie napisała do nas Ewelina, mama 3-letniego Antka.

– W pełni zgadzam się z panią Konarowską. Mój syn urodził się z alergią pokarmową, cały czas dostawał wysypki. Nie byłam w stanie sama zorientować się od czego – analizowałam swoją dietę i nie widziałam żadnej zależności. Zaczęliśmy chodzić po lekarzach, ale każdy z trzech, u których byliśmy, powiedział coś innego. Mimo że przecież nie były to "madki z internetu", tylko wykształceni, znający się na swojej dziedzinie ludzie – opowiada Ewelina.

Jeden zalecił zignorowanie objawów i dalsze karmienie piersią, drugi zdecydował, że lepsze będzie mleko modyfikowane. Trzeci uznał z kolei, że trzeba z matczynej diety wyeliminować wszystkie potencjalne alergeny.

– Najpierw starałam się wyluzować i poszłam za radami pierwszej, ale Antka tak wysypywało, że było mi go bardzo żal. Niepokoiłam się, więc postanowiłam wykluczyć alergeny i właściwie przestałam jeść. Dostałam anemii i byłam na skraju wyczerpania. Schudłam tak, że ważyłam mniej niż przed ciążą – opowiada.

Wówczas właśnie nadszedł w jej matczynym życiu moment, w którym zignorowała wszystkie rady z zewnątrz i posłuchała intuicji, wybrała według własnych potrzeb. – Na początku wprowadziłam jedną, dwie butle mleka modyfikowanego dla dzieci z alergią i zaraz jak Antek skończył pół roku (wtedy WHO zalecało, by minimum pół roku karmić piersią), całkiem przeszliśmy na mleko z puszki. Poczułam ulgę, bo nie tylko mogłam jeść, ale w końcu miałam pewność, że dziecko jest bezpieczne i dobrze zaopiekowane. A nie, że postępuję na ślepo według jakichś teoretycznych, wykluczających się rad – kończy Ewelina.

Skoro więc nawet lekarze proponują skrajnie różne rozwiązania problemów dziecka, to co może wiedzieć "pierwsza lepsza" matka z internetu? Podzielenie się własnym, jednostkowym doświadczeniem jest cenne, zakładanie, że to jedyne słuszne rozwiązanie – błędne. Pozostańcie z tą myślą jak najdłużej!