"Nie spędzam Świąt z najbliższą rodziną i nie jest mi wstyd". 3 historie, które dają do myślenia

Ewa Bukowiecka-Janik
Na myśl o wspólnej posiadówie przy świątecznym stole dostajesz skrętu kiszek? Nie ty jeden – Boże Narodzenie jest na 42 miejscu najbardziej stresujących okoliczności w naszym życiu. Choć to odległa pozycja, ranking wyjątkowo niechlubny – na pierwszym miejscu jest śmierć współmałżonka. Są tacy, którzy nie chcą Gwiazdki zamieniać w coroczny festiwal przykrości, więc zostają w domu i zamykają drzwi na cztery spusty.
"Nie spędzam Świąt z rodziną i nie jest mi wstyd" fot. kadr z filmu "Bridget Jones"
Z badań wynika, że średnio po 3 godzinach i 54 minutach mamy serdecznie dość siedzenia wokół choinki. W związku z tym wymyślamy powody, by uciec lub szukamy dla siebie ustronnego kątka. A gdyby tak po prostu zostać w domu i przestać udawać, że jest fajnie?

Piotr i Ola
- Mamy 7-letnią córkę. Odkąd zostaliśmy rodzicami, widzimy święta zupełnie inaczej. Słowa, gesty, postawy ludzi, z którymi się spotykamy, wcześniej wpływały tylko na nas i znosiliśmy to. Zaciskaliśmy zęby, a po powrocie z kolacji wigilijnej u rodziców, mogliśmy odreagować. Komentowaliśmy i śmialiśmy się z tego. Teraz każda Wigilia staje się wspomnieniem naszej córki. Nie chcemy, by kojarzyła święta ze stresem – mówi Ola.


Rodzice Oli są z tych, co „nie wyobrażają sobie, że mogliby dzieci nie widzieć w Wigilię”. Z jednej strony to zrozumiałe – święta to wyjątkowy czas, który pragniemy dzielić z bliskimi. Jednak powinien być to czas wyciszenia, łagodzenia konfliktów, słuchania. Niestety nie w ich domu.

- W związku moich rodziców dominuje mama, której zdanie zawsze musi być na wierzchu. Tata jest pod pantoflem i mimo że mam 33 lata i powinnam przywyknąć, nie mogę na to patrzeć i strasznie mnie to wkurza – mówi Ola.

Jej mama zadaniowo podchodzi do wszystkiego, co robi i wszystkim wokół narzuca swoją organizację pracy. - Mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu, wydaje komendy, w takim sam sposób wygłasza opinie i z wielką łatwością ocenia innych ludzi. Gdyby jej styl bycia kończył się na samej organizacji, pewnie nie rezygnowalibyśmy z Wigilii u nich. Jednak ta potrzeba bycia ciągle na świeczniku, cokolwiek nie trzeba byłoby zrobić lub powiedzieć ma znacznie gorsze oblicza.

Mama Oli czuje się niedoceniona i kiedy maleje w swoich oczach, musi zrobić coś, co podbije jej autorytet. - Wpada w takie fazy. Zaczyna się od czepialstwa. Wszystko jej przeszkadza, a najłatwiej przychodzi jej strofowanie ojca, mnie i mojej córki. Czepia się naszej córki o wszystko, tak samo mówiła do mnie, gdy byłam dzieckiem. „Uważaj, bo rozlejesz”, „no widzisz, co zrobiłaś”, „nie chodź z tym widelcem”, „nie płacz, bo brzydko wyglądasz”, „jedz szybciej” i tak dalej. Kiedy ja albo Piotrek zwracamy jej uwagę, ona się obraża albo zaczyna płakać, że nikt nie liczy się z jej zdaniem. To jest druga faza – opowiada Ola.

Trzecia faza to intrygi i konflikty, którymi mama Oli próbuje zwrócić na siebie uwagę. - Jakby sama sobie próbuje udowodnić swoją moc. Jest manipulatorką i nie zamierzam się temu poddawać. Jest mi przykro, ale nie chcę na to narażać swojej córki. Nie jeździmy do nich na Wigilię od 3 lat. Na początku to był skandal w rodzinie i te pierwsze święta we troje były dla mnie strasznie trudne. Piotr ma tylko tatę, który mieszka za granicą, widujemy się z nim w inne dni w roku – opowiada Ola.

Ich święta są kameralne, za to pełne ciepła i bliskości. - Mamy czas, żeby jechać po kolacji na stare miasto, zobaczyć choinkę. Nie musimy sprzątać ze stołu do rana. Mało mamy dni, w których nie odbieramy telefonów, nie dostajemy maili i możemy się skupić na sobie nawzajem. Kiedyś marnowaliśmy je na obserwowanie rodzinnych patologii w moim rodzinnym domu i na szczęście z tym skończyliśmy. Nic a nic nie żałuję, choć wciąż jest mi przykro.

Natalia
- Ja nie wracam do domu na święta, bo nie widzę sensu – mówi 28-latka. Jest sama, mieszka w Warszawie. - Ciężko pracuję i nie zmarnuję tych kilku dni, kiedy mogę spędzić czas z przyjaciółmi.

Jej mama mieszka z jej bratem, z którym Natalia ma kiepski kontakt. - Mama jeździ na wózku inwalidzkim i wymaga ciągłej opieki. Mojego brata stać na to, żeby to mamie zapewnić. Dobrze z nimi ma. Odwiedzam ją w ciągu roku, ale wizyta w Święta w tym domu to dla mnie za dużo.

Jak mówi Natalia, jej brat i jego żona są „specyficznymi” osobami. - Ona nic nie mówi, praktycznie się nie odzywa. Słucha, patrzy, uśmiecha się i nie wiesz, co myśli. Nigdy nie interesowała się naszą rodziną, zawsze unikała spotkań, nie brała udziału w rozmowach. Mój brat mi kiedyś powiedział, że „oni wszyscy tacy są”. Jego zdaniem nie ma w tym nic złego – opowiada Natalia.

Jednak teraz, z jakiegoś powodu, w ich domu nigdy nie ma gości, nie organizuje się Wigilii dla większego grona. - Zero inicjatywy, czegokolwiek. Mój brat też jest zamkniętym, raczej biernym typem. Nie wtrącam się w to. Nie potrzebuję choinki i prezentów, żeby mieć z mamą dobry kontakt i nie potrzebuję wiedzieć, co z nimi jest nie tak – ucina Natalia.

Maja i Robert
W ich domu kolacja wigilijna odbywała się przez 5 lat z rzędu. Gdy kupili mieszkanie, okazało się, że mają najwięcej miejsca i dzięki temu nie trzeba krążyć między ciasnymi mieszkaniami jej i jego rodziców. W związku z tym do ich grona dołączyła też siostra Roberta.

- Wcześniej było tak, że najpierw szliśmy do moich rodziców, później do Roberta mamy i tam spotykaliśmy się z jego siostrą. Potem wszyscy spotykaliśmy się u nas, ale już drugi rok tak nie będzie – komentuje Maja.

Przyczyną jest konflikt między Robertem a jego szwagrem. - Odbija mu, jak sobie wypije. Tak normalnie jest arogancki, ale jak wypije dwa, trzy kieliszki jest nie do zniesienia – komentuje Maja.

- Jednego razu na obiedzie u mojej matki usłyszałem, że skoro piję piwo bezalkoholowe, to na pewno jestem „pedałem”. Był to niby dowcip, rzucony chamskim tonem przy dzieciach. Nikt się nie śmiał poza jego starszym synem, który widocznie w wieku 9 lat już zdążył się dowiedzieć, że w Polsce „pedał” to obelga. Może od taty, nie wiem. Moja siostra tylko poklepała go po plecach i rzekła: „ty i te twoje żarty”, moja mama była wyraźnie zakłopotana, ale nikt nie zwrócił mu uwagi. Nas zamurowało po prostu – mówi Robert.

Innym razem szwagier „wyznał” swojej teściowej, że jego skromnym zdaniem nie nadaje się do zawodu (jest nauczycielką), zdarzało mu się agresywnie komentować metody wychowawcze Mai i Roberta (mają syna w wieku 5 lat). Wszystko zawsze po alkoholu, przy stole, przy wszystkich.

- Chodzi o to, że to nie były incydenty. On taki jest i ja jako ojciec i człowiek podjąłem decyzję, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Za tę decyzję zostałem zaatakowany przez mamę i siostrę. One zachowują się wobec niego jak jakieś ofiary. Znoszą wszystko, żeby nie wszczynać konfliktów. Wolą zrezygnować z rodzinnych spotkań z nami i z naszym synem, niż się jemu postawić. Zabolało mnie to, więc się nie napraszam – opowiada Robert.

Mama Roberta spędza Wigilię i Boże Narodzenie z jego siostrą i jego dziećmi. Bo gdyby zdecydowała inaczej, np. ze względu na zachowanie szwagra, jej córka zostałaby tylko ze swoją rodziną.

- Tak wybrała, trudno. Jest moją mamą, nie będę pielęgnował do niej żalu, ale nie widzę też powodu, żeby szukać kontaktu z nią i z moją siostrą w święta. To one nie reagują, że coś złego dzieje się w rodzinie. Ja nie będę oswajał mojego syna z takim buractwem i narażał żony na nieprzyjemności przy świątecznym stole.