Dzieci są najszybciej rosnącą grupą zakupoholików – to polski ewenement. Rodzice, ocknijcie się!
W ciągu ostatnich kilku lat wśród polskich nastolatków zaobserwowano bardzo niepokojące zjawisko. Dzieci od 15 do 17 roku życia są drugą najliczniejszą (!) grupą wśród osób uzależnionych od zakupów! Jak to możliwe, skoro nie mają własnych dochodów? Jaki błąd popełnili rodzice i czy można go uniknąć? Zapytaliśmy eksperta.
W 2015 roku odsetek takich osób wynosił 8,5, zaś w 2019 roku już 14,1. Czyli co siódmy nastolatek w wieku 15-17 lat ma problem z uzależnieniem od zakupów. To bardzo dużo!
Warto dodać, że w pozostałych grupach wiekowych takich skoków nie ma. Zakupoholizm wśród dzieci to zjawisko nowe i bardzo wyraźne. Jaka jest jego przyczyna?
Nie chodzi o pieniądze
Po pierwsze należy podkreślić, że uzależnienie od zakupów to nie jest zwykłe "wkręcanie się" w konsumpcjonizm, bo tak często myśli się o tym zaburzeniu. Kompulsywne kupowanie to sposób na radzenie sobie z emocjami, to kupowanie dobrego samopoczucia, samooceny, a w przypadku nastolatków – pozycji w grupie rówieśniczej, która jest kluczowa w ich rozwoju.
Dowodem na to, że zakupoholizm nie dotyczy wyłącznie ludzi zamożnych, są te same badania: procentowo osób uzależnionych od zakupów jest mniej więcej tyle samo w każdej z grup zarobkowych. Wśród osób, które zarabiają mniej niż 900 zł odsetek kompulsywnie kupujących wynosi 7,8. W przedziale 900-1299 zł to 11 proc., tyle samo w przedziale 1800-2499 zł, i nieco mniej w grupie pomiędzy, czyli 1300-1799 zł. Wśród osób zarabiających powyżej 4500 zł jest ich tylko 3,9 proc..
Najliczniejsza grupa osób z problemem kompulsywnego kupowania odmówiła odpowiedzi na pytanie o swoje zarobki lub określiła je jako "trudno powiedzieć" – to 38,6 proc. wszystkich. To w tej grupie znajdują się uczniowie. Aż jedna trzecia osób dotkniętych uzależnieniem od zakupów nie ma własnych dochodów.
Skąd się wzięli nieletni zakupoholicy?
Zdaniem Katarzyny Kucewicz, psycholog, która od wielu lat zajmuje się zjawiskiem zakupoholizmu w Polsce, winni tego zjawiska są rodzice nastolatków oraz czasy, w jakich się wychowywali.
– Rodzice obecnych nastolatków sami byli nastolatkami w latach 90. Zatem w czasach, w których nagle Polacy zaczęli mieć dostęp do wszelkich dóbr i mogli swobodniej niż dotąd zarabiać pieniądze. Ich rodzice zachłysnęli się możliwością zarabiania, a oni możliwością posiadania markowych rzeczy. W dużym uproszczeniu można stwierdzić, że to samo przekazują swoim dzieciom. Oni są skupieni na tym, by zarabiać, a dzieciom kupują rzeczy, lub dają pieniądze, w przekonaniu, że właśnie tego najbardziej pragną – tłumaczy Katarzyna Kucewicz.
W latach 90. status majątkowy dużo znaczył, różnice między zamożnymi a ubogimi były ogromne. Dziś tak nie jest – można zarabiać poniżej średniej krajowej i mieć wszystko. Może mniej, może gorszej marki, jednak obecnie dzieci rodziców, którzy zarabiają przeciętnie, funkcjonują podobnie do dzieci z bogatych rodzin. Przez tę przepaść w latach 90. królowało "mieć znaczy być".
– Wyścig po metkę i przechwalanie się kto, co ma, oczywiście funkcjonuje cały czas, jednak w latach 90. on ukształtował nastolatków i miał mniejszy wpływ na młodsze dzieci. Wiek nastoletni to poszukiwanie swojej tożsamości, dlatego na to konkretne pokolenie – osób urodzonych pod koniec lat 70. – miał tak wielki wpływ – komentuje psycholog.
Z tego powodu możliwe jest, że zjawisko zakupoholizmu wśród nastolatków zmniejszy swoją skalę w sposób naturalny – osoby, które nastolatkami były po 2000 roku, nie doświadczyły już takich deficytów, jak ci, którzy pamiętają PRL. Rodzice w wieku 35-40+ odkupują sobie dzieciństwo w czasach komuny. Mają swoje pieniądze i rekompensują sobie braki, których doświadczali jako dzieci. To samo przekazują swoim potomnym.
Jednak już w okolicach 2000 roku różnice między zamożnymi a biedniejszymi zaczynały się zacierać. Ubrań, sprzętów, książek, zabawek było dużo i były coraz tańsze, zatem współcześni rodzice małych dzieci nie przekażą im deficytów wynikających z przyczyn ekonomicznych i kulturowych. Pozostają przyczyny emocjonalne.
Jak (nie)wychować zakupoholika?
– Rekompensowanie sobie emocjonalnych strat dobrami materialnymi to szkodliwy wzorzec, którego następstwem jest samoocena oparta na posiadaniu rzeczy. Nastolatki są na to bardzo podatne – to czas poszukiwania odpowiedzi na pytanie "kim jestem". Poza tym są w wieku, w którym mają dużo stresu i korzystają z różnych sposobów rozładowywania go. Zakupy się sprawdzają, jednak na dłuższą metę uzależniają. Osoby uzależnione od alkoholu też sięgają po niego z różnych przyczyn emocjonalnych. Mechanizm budowania się nałogu jest ten sam – wyjaśnia Kucewicz.
Co więcej, popularnym zjawiskiem wśród rodziców jest wynagradzanie swojej nieobecności prezentami, własną kartą kredytową czy wysokim kieszonkowym. Tak rodzice często łatają dziury wynikające z braku czasu i uwagi.
– Wielu rodziców nastolatków kupuje sobie święty spokój. Wiedzą, że za dwie stówy dziecko znajdzie sobie zajęcie. Pójdzie do galerii handlowej i przestanie "zawracać głowę". Ignorują potrzeby dziecka, a ciągłe prośby o pieniądze zrzucają na wiek. Uznają, że tak musi być i koniec. Niestety, jak widać, ma to swoje konsekwencje – komentuje psycholog.
Osoby, które opierają swoją tożsamość na posiadanych rzeczach, nigdy nie czują się bezpiecznie. To wkręca. Na początku do lepszego samopoczucia wystarczą nowe buty, ale przy najbliższym potknięciu potrzebne będą nowe. Droższe. Poza tym zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał ładniejsze, lepsze niż my. Poprzeczka dobrej samooceny jest zawsze wyżej, niż możemy doskoczyć.
Stąd m.in. bierze się nastoletni "wyścig po metkę". Nie masz najnowszych Air Maxów? Jesteś nikim. Dzieci wychowywane pieniędzmi takie wykluczenie traktują "jeden do jednego".
– Ludzie to bagatelizują. Utożsamiają z próżnością i pychą współczesnych młodych ludzi, tymczasem konsekwencje opierania swej samooceny na posiadanych rzeczach mogą być takie same, jak w przypadku innych uzależnień i chorób. Depresja, alienacja, problemy adaptacyjne... W swoim gabinecie widzę to codziennie – mówi Katarzyna Kucewicz.
Co zatem zrobić, by nie wychować młodego zakupoholika? Po pierwsze trzeba opisane wyżej mechanizmy dostrzegać i rozumieć. Po drugie należy unikać zakazów, a każdy z zakupów warto omówić z dzieckiem.
– W tej kwestii nie ma miejsca na radykalne zachowania. Błędem jest bagatelizowanie zjawiska i mówienie: "nie kupię ci, masz już buty. Kropka". Podobnie błędem jest kupowanie wszystkiego, co dziecko sobie zażyczy. Trzeba wysłuchać, dlaczego jest tak ważne, by to był akurat ten model butów. Jeśli padnie argument "bo wszyscy mają", warto zapytać dziecko, czy musi być "jak wszyscy" i co się stanie, jeśli nie będzie – radzi psycholog.
– Nie możemy chronić dziecka przed każdą najmniejszą frustracją, ale nie możemy też go na nią skazywać. Bądźmy otwarci na argumenty, a gwarantuję, że każda taka rozmowa ostatecznie będzie rozmową o fundamentalnych uczuciach dzieci, które dla rodziców powinny być najważniejsze. Nie o butach, czy nowej konsoli – dodaje Kucewicz.
Może cię zainteresować: "Adasiowi przykro, że nie je słodyczy". Rodzice dbają o dietę, ale zapominają o wychowaniu