"Nie płacą, a potem chcą prezentów dla dzieci na koniec roku". Afera o nagrody podzieliła rodziców

List do redakcji
Zbliża się zakończenie roku, które budzi coraz więcej emocji. Rodzice często spierają się o prezent dla nauczyciela, jednak, jak się okazuje, atmosfera zagęszcza się jeszcze bardziej, gdy chodzi o prezenty dla dzieci. Dlaczego niektórzy uczniowie dostaną jeden prezent, a inni aż trzy? O tym napisała do redakcji MamaDu czytelniczka, mama bliźniaczek w wieku 12-lat.
Prezenty dla dzieci na koniec roku - kto dostanie? fot. 123rf
"W szkole, do której chodzą mojej córki, wynikło zamieszanie związane z prezentami dla dzieci na koniec roku szkolnego. Część rodziców oburza się, że ich dzieci dostaną tylko jeden prezent, a są takie, które dostaną trzy. Moje córki są w tej drugiej grupie i to one, zdaniem części oburzonych rodziców, będą stanowić obiekt wywołujący zazdrość i poczucie skrzywdzenia u innych dzieci.

Powodami, dla których jedne dzieci dostaną mniej, a inne więcej są wyniki w nauce i pieniądze. Od zawsze tak było, że nagrodę dostawało się za czerwony pasek albo osiągnięcia konkursach. Moim córkom nauka przychodzi z łatwością, nie muszą poświęcać wielu godzin na prace domowe, by mieć czwórki i piątki. Obie dostaną świadectwa z czerwonym paskiem i są z tego powodu wyszydzane.


Na początku tylko niektóre dzieci nazywały je kujonkami, ale teraz do stygmatyzacji przystąpili też rodzice. W klasie, w której są tylko 3 czerwone paski, moje córki to odmieńce, traktowane jak te, co nie mają czasu na zabawę przez chore ambicje matki. A to nieprawda.

Do tego dochodzi powszechna nagonka na system oceniania. Piątkowi to są ci, którzy umieją się dostosować. To krzywdzące uogólnienie.

Chcę powiedzieć, że takie podejście skutkuje sprzeciwem wobec nagród za osiągnięcia w nauce. Rozumiem, że szkoła ma wiele wad, dzieli dzieci, często stygmatyzuje i zgadzam się, że system oceniania nie jest sprawiedliwy. Ale dlaczego dzieciom odmawiać nagrody za to, że złapały dobre oceny? Tkwimy w tym systemie, nic tego nie zmieni, a na pewno nie to, że będziemy karać dzieci, które sobie w tym systemie radzą.

Mam budować w dzieciach przekonanie, że to, że się postarały, nie ma żadnego znaczenia, tylko po to, by inni nie czuli się pokrzywdzeni? Nie zgadzam się na to.

Niech każdy rodzic dba o swoje dziecko i niech rodzice słabszych uczniów sami dbają o ich wysoką samoocenę. Bo z pewnością na nią zasługują.

Wracając do prezentów: moje dzieci dostaną jeszcze pamiątkowe prezenty od trójki klasowej, które robimy dla wszystkich dzieci. To książki z wpisem wychowawcy. Na pamiątkę spędzonego razem roku, bez względu na wyniki w nauce. A także prezenty od rady rodziców. I tu pojawia się kwestia pieniędzy, która również podzieliła rodziców.

Chodzi o to, że prezentów nie dostaną te dzieci, których rodzice nie zapłacili na radę rodziców, o ile nie są to uczniowie wybitni. To nie jest żadna nowa sytuacja, nasza szkoła nie jest też w tej kwestii wyjątkiem. Rodzice byli o tym uprzedzeni, więc na co tu się oburzać?

Najpierw nie płacą, a potem żądają równego traktowania i prezentów? Rozumiem, że są rodzice, którzy nie mają, ale ci oburzeni to akurat nie ci... Ich postawa pokazuje, że samoocena ich dzieci stoi prezentami! Moje dzieci wiedzą, za co je dostają, ale co mają myśleć dzieci, które dostają 'bo wszystkim się należy'? Czy to nie jest czasem dowartościowanie prezent – dostałem, więc coś znaczę?

Może rodzice dzieci, które nie mają dobrych ocen i ci, którzy nie płacili na radę rodziców po prostu byli z nich dumni i nie zasłaniali się tym, co dostają inni? Czy jak wszyscy idą do komunii i jeden dostaje tablet, a drugi tylko zegarek to rodzice dziecka od zegarka mają rwać włosy z głowy, by zarobić na droższy prezent?

Ludzie, naprawdę – jeśli chcecie, by wasze dzieci przyniosły do domu więcej prezentów po zakończeniu roku, wyjaśnijcie im, za co dostaje się w szkole nagrody i wpłacajcie kasę na radę rodziców. Jednak bardziej polecam po prostu zająć się swoim dzieckiem, bo przecież nie o prezenty i oceny w szkole chodzi!"