Nie pakuj dziecku swoich obaw do plecaka. To tylko i aż wakacje…

Artykuł PR-owy wydawnictwa Burda Publishing Polska
Kto ma większe obawy przed pierwszym samodzielnym wyjazdem dziecka na wakacje – rodzice, czy samo dziecko? Jak możemy przygotować dziecko do takiego wyjazdu? Czy możemy sami pozbyć się (przynajmniej części) swoich obaw, a dziecko pozytywnie nastawić do kolonii lub obozu?
Najważniejsze jednak, żebyśmy, jako rodzice przekonali się, że odpoczynek potrzebny jest i dziecku, i nam. Może nawet nie uświadamiamy sobie, że wypoczywając bez dziecka, nie odpoczywamy od niego, ani ono od nas. Po prostu – wypoczywamy inaczej. A po powrocie – wspólnie cieszymy się swoją obecnością – wszyscy bogatsi o nowe doświadczenia.

Mimo wszelkich wątpliwości, które towarzyszą współczesnym rodzicom stwierdzić należy, że przeciętny siedmio-, ośmiolatek jest gotowy do spędzenia wakacji w gronie rówieśników. Naszymi rozterkami możemy jednak sprawić, że dziecko je przejmie i samo wybierze opcję bezpieczną – wakacje u babci, lato w mieście, ograniczenie do wyjazdu z rodzicami. Wakacje jednak są długie, aż żal byłby nie dać mu szansy na pierwszy samodzielny wyjazd. Jeśli pokonamy własne lęki, wybierzemy sprawdzonego organizatora, dostosujemy formę wypoczynku zgodną z temperamentem dziecka, wszystko może się udać.

Najważniejsze jednak, żebyśmy, jako rodzice przekonali się, że odpoczynek potrzebny jest i dziecku, i nam. Może nawet nie uświadamiamy sobie, że wypoczywając bez dziecka, nie odpoczywamy od niego, ani ono od nas. Po prostu – wypoczywamy inaczej. A po powrocie – wspólnie cieszymy się swoją obecnością – wszyscy bogatsi o nowe doświadczenia.
Umiejętność odpoczywania jest jednym z ważniejszych warunków zdrowia i poczucia szczęścia.
Fot. materiały prasowe
Zacznijmy jednak od początku – wybraliśmy, dokąd i z kim pojedzie nasz potomek. Czas na przygotowanie go do wyjazdu. Podrzucamy garść porad przygotowanych przez Dominikę Słomińską, psycholożkę dziecięcą. Pracuje zarówno z rodzicami, jak i z dziećmi. Dodatkowo pisze bajki dla dzieci. Ceni sobie uważne rozmowy, które traktuje jako najwspanialsze narzędzie wychowawcze. Jest mamą dwóch córek.

Można wręcz powiedzieć, że porady są sprawdzone. Żeby nie rzec – testowane na wielu rodzinach!

Krok 1.
Zalecamy pakowanie rzeczy dziecka w jego obecności, jednocześnie tworząc ich listę. Będzie mu łatwiej spakować się z powrotem. Pojechali! Wycałowane, pomachane, nie płaczemy, nie dajemy porad w ostatniej chwili, na parkingu. Dziecko już jest myślami zatopione w podróży, na wyjeździe. Niech się cieszy, podniecone perspektywą wyjazdu. Nie płaczemy, a jeśli dziecko się niepokoi, nie mówimy „a może wolisz nie jechać…”. Co to jest? Spokojni my – spokojne ono!

Krok 2.
Już wiemy, jak jest, bo zadzwoniło, albo my zadzwoniliśmy. Dziecko tęskni…
Nie starajmy się od razu odbierać je z kolonii. Dajmy szansę wychowawcom i samemu dziecku. Umówmy się, że jeżeli się nie rozkręci, odbierzecie je po pięciu dniach. Jednocześnie bądźmy w ścisłym kontakcie z wychowawcą. Ważne jest, żeby pierwsze takie doświadczenie, jak wyjazd bez rodziców, zakończył się sukcesem. Nie martwmy się. Taki wyjazd to cudowna szkoła życia dla dziecka i wspaniały rozwój społeczny. Zwykle dzieci wracają pełne wspomnień i wrażeń, z zawartymi nowymi przyjaźniami i dobrą energią.

Sporo dzieje się w trakcie wyjazdu. Nie wyczerpiemy całego wachlarza spraw, które wydarzyć się mogą podczas pobytu dziecka na obozie lub kolonii. Podrzucimy tutaj tekst jednej z bajek-opowiadań napisanych przez Dominikę Słomińską, bo są one doskonałym pretekstem do odbycia z dzieckiem rozmów, które przygotują je do sytuacji, które często zdarzają się na wyjeździe.
Fot. materiały prasowe
Wieczorem wszyscy zmęczeni popadali do łóżek. Zmęczeni i odświeżeni, bo pani Ania zabrała dzieciaki nad zatokę na kąpiel o zachodzie słońca. Było wspaniale. Słońce odbijało się od ciepłej wody, chłopcy ochlapywali dziewczyny, dziewczyny piszczały i nie pozostawały im dłużne.

– Chłopaki, chodźcie, zakradniemy się i zobaczymy, co robią dziewczyny. Brunek, gdzie masz tę lornetkę, co dostałeś od Kostki na urodziny? – Tymek zaczął kombinować. Chłopcy, tak jak dziewczyny, wieczorem po zgaszeniu światła też zawsze gadali albo robili tajne akcje. Przemykali się z latarkami po korytarzach pawilonu, budowali tajną bazę za szafą i takie tam.
– Eee tam… - stęknął Bruno. – Nie chce mi się, zmęczony jestem.
– Nudziarz. Chodźcie, będzie fajnie – dołączył się Marcin.
No dobra. Zakradnę się i sprawdzę, czy pan Tomek patroluje teren.
Za chwilę wrócił i syknął:
– Dobra chłopaki. Teren wolny. Lecimy.
– Brunek, masz lornetkę? – upewnił się Tymek.
– Mam, mam – szepnął Brunek. Nie był pewny, czy to dobry pomysł.
Przebiegli przez boisko i bezszelestnie podeszli do pawilonu, w którym mieszkały dziewczyny.
W pokoju u Kostki, Krysi, Karoliny i Amelki światło było zgaszone. Zza uchylonego okna słychać było tylko ciche rozmowy. Brunek nadstawił uszu, bo usłyszał swoje imię. To Amelka wypytywała Kostkę, co Bruno lubi jeść, z kim się przyjaźni i gdzie mieszka.
– Hej, zobaczcie… – szepnął Tymek. – U Magdy świeci się światło. – Chłopiec przyłożył lornetkę do oczu i raportował.
– O kurczę! Siedzą przy stoliku, świeczka się pali, a one trzymają się za ręce i coś gadają.
– Dawaj tę lornetkę. – Marcin szturchnął Tymka. – Jaaaa… One wy wołują duchy. Zobaczcie, jakiś talerzyk mają i alfabet dookoła, i jakąś strzałkę.
– Cicho bądźcie. Nic nie można usłyszeć przez to wasze gadanie – zdenerwował się Brunek.
I nagle Magda zerwała się na równe nogi i pisnęła.
– AAAAAAA! Tam ktoś jest! – Wskazała na okno. – Duch!!!! Tam jest duch! – krzyczała.
– Chłopaki, padnij! – zawołał Aman.
W pokoju zapaliło się światło. Pani Ania wpadła do dziewczyn przywołana wrzaskiem Madzi. Wszystkie podeszły do okna, ale nic nie zobaczyły. Chłopcy, jak śledzie, leżeli płasko na ziemi tuż pod parapetem. I wtedy usłyszeli, jak któraś z dziewczynek mówi:
– Zobaczcie, to nie duchy. To dziki tam chodzą.
Chłopcy rozejrzeli się i zobaczyli, że bardzo blisko nich przechadza się stado dzików. Duża locha z małymi warchlakami. Półwysep Helski słynął z tego, że dziki truchtają po ośrodkach wczasowych i ulicach jak ludzie. Szukają jedzenia, ryją w ziemi i wcale nie boją się wczasowiczów. One się nie boją, za to chłopcy porządnie się wystraszyli. Pan Tomek ostrzegał ich, żeby uważali na ochy z małymi. Locha, kiedy poczuje zagrożenie, w obronie swojego potomstwa potrafi być naprawdę groźna. Mówił, że wtedy trzeba stać bez ruchu i nie uciekać. Ale chłopcy tak bardzo się przestraszyli, że właśnie chcieli uciekać.
– Leżymy. Nie ruszajcie się – szepnął Brunek.
– E tam. Chodźcie, przeczołgamy się pod nasz pawilon – namawiał Tymek drżącym głosem.
Locha była coraz bliżej, ryła nosem w trawniku, a warchlaczki pochrumkiwały.
– Lecimy! – zawołał Marcin, wstał i ruszył przed siebie.
Warchlaki zaczęły piszczeć, locha uniosła łeb i puściła się biegiem za Marcinem. Za lochą puścili się chłopcy, żeby ratować kolegę. I wtedy zobaczyli światło latarki i usłyszeli głos pana Tomka.
– Stop!!!! Zatrzymajcie się! – krzyknął wychowawca. – Ania, zawołaj głośno – wydał komendę, nie tracąc zimnej krwi.
Pani Ania, która cały czas stała w otwartym oknie z dziewczynami, krzyknęła:
– Loszko, loszko, nie bój się!!!
Zdezorientowana locha zmieniła kierunek i zaczęła biec w stronę pawilonu, skąd dobiegł głos pani Ani. Wtedy pan Tomek zgarnął chłopców i szybko pobiegli do pawilonu.
Uffff. Udało się.


Domyślacie się, o czym była rozmowa w dwóch pokojach w pawilonie dziewczyn i w pawilonie chłopców? Pan Tomek zrobił musztrę chłopakom jako karę za nocną eskapadę, a pani Ania tłumaczyła dziewczynom, że duchy nie istnieją, więc po co tracić na nie czas, zamiast spać i zbierać siły na jutrzejszy Jarmark Dominikański.
Fot. materiały prasowe
A teraz komentarz do tego opowiadania, zawierający wskazówki dla rodziców.
Im dzieci są starsze, tym więcej mają pomysłów. Zwykle nie potrafią przewidywać potencjalnych zagrożeń i raczej idą za bodźcem, który wydaje im się atrakcyjny. To naturalne i trzeba im na to, w sposób kontrolowany, pozwolić. Rozmawiajcie o tym ze swoimi dziećmi.
Najlepszym narzędziem wychowawczym jest opowieść o własnym dzieciństwie. Niedawno mój ojciec opowiadał swoim wnuczkom, a moim córkom o tym, jak będąc małym chłopcem, został przyłapany, gdy razem ze swoim przyjacielem z klasy kradł winogrona w czyimś ogrodzie. Stróż, który ich złapał, zaprowadził do szkoły, a tam wzburzony dyrektor nakazał następnego dnia przyjść z rodzicami.

Mój tata nie wyobrażał sobie, jak ma to powiedzieć rodzicom, więc niewiele myśląc, razem ze swoim przyjacielem uciekli z domu. Tułali się przez dwa dni, aż w końcu znalazła ich w parku moja babcia. Kiedy ojciec wszedł do domu, na stole stał kosz winogron, które dziadek kupił na wino. Mimo że babcia zachęcała do jedzenia, tata jakoś nie miał ochoty. Moje córki słuchały z zapartym tchem, zadawały pytania, śmiały się, a potem długo rozmawialiśmy o tym, co to jest kradzież, jak należy się zachować itd. Takich przestrzeni do rozmowy możemy tworzyć bardzo wiele w zależności od potrzeby.

Zanim zaczniecie karcić dziecko za jakiś wyskok, najpierw przypomnijcie sobie swoje wyskoki. Takie doświadczenia pozwalają dzieciom nabrać przekonania, co jest dobre, a co złe, co cieszy, a co podnosi adrenalinę i powoduje strach, pozwala nauczyć się przewidywania zagrożeń i nabrać pokory.

Dominika Słomińska
Życzę cierpliwości i wewnętrznej zgody, że dziecko również w taki sposób się rozwija. Ja przy swoich dzieciach czasami czuję, że siwieję. A anegdoty rodzinne same się tworzą.
Pozostałe opowiadania, będące zapisem wakacyjnych przygód Kostki i Bruna na wakacjach znaleźć można w książce „Kostka i Bruno. Wakacje” napisanej przez Dominikę Słomińską, zilustrowanej przez Anetę Dmowską, wydanej specjalnie na wakacje przez Wydawnictwo Burda Media.