8-latka: "Pani mówi, że jestem uczniem drugiej kategorii". Szkoła dzieli uczniów na "gorszy" sort?

Ewa Bukowiecka-Janik
Jak czuje się dziecko z pierwszej klasy szkoły podstawowej, które od nauczyciela usłyszało, że jest uczniem w drugiej kategorii? Nietrudno sobie wyobrazić. Kiedy w końcu twórcy systemu zrozumieją, ile krzywdy wyrządzają oceny?
Skutki systemu oceniania: "Mamo, jestem uczniem w drugiej kategorii" fot. 123rf
Na profilu facebookowym Edukatorium zajmującym się edukacją i kulturą nauczania opublikowano poruszający post. "Moja 8-latka we wtorek przyszła do domu i zapytała: - Mamo jestem w drugiej kategorii uczniów. Co to znaczy, czy to jest dobrze? Co ja mam mojemu dziecku odpowiedzieć? To jakieś absurdy systemowe, które niszczą nasze dzieci" - napisała pewna mama do administratorów profilu. Określenie, którego użyła nauczycielka łatwo skojarzyć z "gorszym sortem". Skoro już wiadomo, że wyścig szczurów w szkołach i system oceniania to szkodliwa dla dzieci plaga, dlaczego nawet nie próbujemy od tego odejść?


Jak się okazuje, nie wszyscy nauczyciele znają pojęcie "uczniowie w drugiej kategorii". To o tyle pocieszające, że najprawdopodobniej nie jest to określenie, które na stałe funkcjonuje w systemie oceniania. Nie zmienia to jednak faktu, że z pewnością nauczycielka miała na myśli oceny dziecka, jego wyniki w nauce. Może być tak, że to zwrot stosowany w tworzeniu ocen opisowych.

"Od wielu lat, wciąż od nowa, próbuję tłumaczyć, że powinniśmy odejść od oceniania, wprowadzać je możliwie późno i testować dzieci / uczniów jak najrzadziej. Jako metodyk wiem, że każdy sprawdzian to przerwa w procesie uczenia się. Im mniej testowania i oceniania, tym więcej czasu na naukę" - czytamy w poście Edukatorium.

Wszyscy wiemy jednak, że wizja edukacji bez ocen i sprawdzianów to niedościgniony wzór. Między innymi przez to, że wszyscy wychowaliśmy się na ocenach i przez ich pryzmat oceniamy postępy edukacyjne naszych dzieci. "Jednak nauczyciele twierdzą, że choć wiedzą, jak szkodliwe jest ciągłe oceniania i jak destrukcyjnie wpływa na motywację do nauki, muszą stawiać uczniom stopnie, bo tego oczekują od nich rodzice" - pisze autorka postu.

Co zatem odpowiedzieć dziecku, które padło ofiarą "sortowania" na kategorie. Nauczyciele i rodzice, którzy wypowiadają się w dyskusji pod postem, piszą, że najlepiej prawdę – żadna kategoria nie jest gorsza czy lepsza, oceny nie świadczą o wartości dziecka.

"Ja bym wytłumaczyła, że Pani powiedziała bzdurę, pomyliła się, bo każdy się czasem myli (…) Czyjeś subiektywne zdanie nie ma nic wspólnego z tym jacy jesteśmy. Musimy się nauczyć sami swoich mocnych stron, a wtedy możemy dostawać jedynki, być w 10 kategorii... Po prostu potrafimy coś lub nie. Moja 8-latka to kuma. Już nie chodzi poprawiać 4 na 5" - napisała jedna z mam.

Dobre rozwiązanie? Przełknęlibyście jedynki i dwójki w imię uczenia się tego, co interesuje dziecko? Piszcie w komentarzach!