Awantura w Biedronce. "To publiczny lincz na dziecku z upośledzeniem o serek warty 2,49 zł"

Ewa Bukowiecka-Janik
Wyobraźmy sobie, że dziecko podczas zakupów w markecie chwyta jogurt, napoczyna i odkłada na półkę. Jak zareagować? Kto ponosi odpowiedzialność i jaka grozi za to kara? O tym, że nie zawsze odbywa się to zgodnie z poszanowaniem drugiego człowieka przekonała się pani Wioleta, mama 16-letniej Oli z zespołem Downa.
Czy rodzice muszą płacić za to, co dziecko zje w trakcie zakupów w markecie? Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Jak opisuje "Kurier Poranny", w jednym ze sklepów sieci Biedronka w Białymstoku zakupy robiła pani Wioleta z 16-letnią córką Ola. Dziewczynka ma zespół Downa. W pewnym momencie, pod nieuwagę pani Wiolety, nastolatka otworzyła czekotubkę, po czym odłożyła ją na półkę. Zauważył to ochroniarz.

Z relacji kobiety wynika, że mężczyzna zrobił z tego powodu awanturę na cały sklep. - Nie powinien nas tak potraktować. Tym bardziej, że od razu przeprosiłam i chciałam zapłacić – mówi "Kurierowi" Wioleta Niemira Ptak. Ochroniarz po tym, jak kobieta zapłaciła za zakupy głośno zaprosił mamę z córką za zaplecze. Poinformował, że Ola zjadła czekotubkę.


– Chciałam od razu zapłacić, przeprosiłam za dziecko. Ale nie – ochroniarz i kierowniczka chcieli spisać protokół. Ponieważ Ola jest niepełnoletnia, ja za nią odpowiadam, więc mnie spiszą. Wszystko to oczywiście rozgrywa się publicznie, przy wszystkich klientach – relacjonowała w mediach pani Wioleta.

Dodała również, że nie unika zakupów z dzieckiem, ponieważ chce, by Ola uczyła się samodzielności. Sytuacje, w których dziewczyna napoczynała jakiś produkt w sklepie zdarzały się już wcześniej, jednak mama Oli zawsze płaciła za nie bez zawahania i kłopotów. Tym razem było inaczej.

– Zostawiłam wózek z zakupami, poszłam – eskortowana! – z płaczem po Olę i na oczach wszystkich klientów ochroniarz zaprowadził nas na zaplecze. To publiczny lincz za zjedzoną przez dziecko z upośledzeniem umysłowym czekotubkę za 2,49 zł, za którą przecież chciałam zapłacić! Nawet teraz łzy cisną mi się do oczu! – opowiada "Kurierowi" pani Wioleta.

Na koniec poproszono o dane Oli i zrobiono jej zdjęcie. Po tym kobieta zapłaciła "zjedzone" 2,49 zł.

"Chore dziecko to nie święta krowa"
Mamę dziewczynki oburzyło jednak nie tylko traktowanie niewspółmierne do czynu, ale również złe traktowanie jej córki. – A kierowniczka jeszcze obstawiła mnie za to, że pozwalam niepełnosprawnemu dziecku chodzić samej po sklepie. Taki cyrk!

Za zaistniałą sytuację przeprosiła w imieniu centrali Justyna Rysiak, menedżer ds. relacji zewnętrznych w Jeronimo Martins Polska: – Pragniemy przeprosić klientkę oraz jej córkę za zaistniałą sytuację. Pracownicy w tym przypadku zachowali się niezgodnie z naszymi procedurami, ale też zabrakło w ich zachowaniu wyczucia i wrażliwości.

Dodała również, że ochroniarz stracił pracę.

Co przerażające, wrażliwości i empatii brakuje również czytelnikom. Pod publikacją "Kuriera Porannego" pojawia się sporo komentarzy, że "chory to nie święta krowa" oraz że kobieta powinna ponieść konsekwencje za zachowanie córki bez względu na to, czy jest ona niepełnosprawna, czy nie.

Nie zmienia to jednak faktu, że również bez względu na fakt, czy dziecko ma upośledzenie, czy nie, nikomu za taki czyn nie należy się awantura i publiczne upokorzenie. Co zatem zrobić, gdy dziecko naruszy towar w sklepie, zanim za niego zapłacimy?

Kiedy rodzice muszą płacić za to, co dzieci robią w sklepie?
Popularne wśród rodziców jest wręczanie dzieciom bułki na czas zakupów. Wówczas najczęściej część pieczywa ląduje w koszyku na dowód, że dziecko jadło i trzeba zapłacić. Rzadko rodzice pozwalają dzieciom zjeść bułkę do końca.

Inaczej jest jednak z produktami na wagę – ich ruszać nie wolno póki nie odejdziemy od kasy.

Warto przypomnieć, że w Biedronkach rodzice nie muszą płacić za to, co ich dzieci zniszczą nieumyślnie. "Zgodnie z zasadami obowiązującymi we wszystkich sklepach sieci Biedronka, klienci nie ponoszą żadnych konsekwencji finansowych za nieumyślne zniszczenia towaru w trakcie zakupu" – to oficjalne stanowisko biura prasowego Jeronimo Martins Polska.
Źródło: poranny.pl