Dzieci poczęte metodą in vitro są obiektem drwin? Odpowiedź syna Rozenek daje do myślenia

Redakcja MamaDu
Małgorzata Rozenek-Majdan promuje od niedawna książkę własnego autorstwa – "In vitro. Rozmowy intymne". Jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu – dwoje jej dzieci poczęło się dzięki tej metodzie, a teraz celebrytka – wraz z Radosławem Majdanem – stara się w klinice leczenia niepłodności o trzecie.
Dwóch synów Małgorzaty Rozenek-Majdan narodziło się dzięki in vitro Instagram.com
Na konferencji prasowej poświęconej promocji publikacji "In vitro. Rozmowy intymne" celebrytka przyznała, iż uważa za "straszne" używanie brutalnych określeń wobec dzieci poczętych przy pomocy in vitro ("dzieci Frankensteina", "urodzone z bruzdą" czy "niegodnie poczęte") i przypomniała, że za każdym z takich określeń stoją dzieci, które to wszystko słyszą.

Swoim synom opowiedziała o tym, w jaki sposób znaleźli się na świecie, kiedy przejeżdżała z ówczesnym mężem i ojcem dzieci Jackiem Rozenkiem pod kliniką leczenia niepłodności.

I choć jej dzieci od dawna wiedzą, że są poczęte przy pomocy in vitro, przyznała, że jeszcze niedawno miała obawy, czy nie są obiektem drwin w szkole. – Chodzą do szkoły, w której takie dzieci nie są stygmatyzowane, ale i tak zapytałam Stanisława, starszego syna, czy w szkole mu nie dokuczają. On na to: "Mamo, nie. Dzieci na ten temat w ogóle nie rozmawiają. To dorośli o tym mówią" – powiedziała.


I trzeba przyznać, że to bardzo trafne spostrzeżenie. Choć jeśli publiczna debata stanie się bardziej agresywna, dzieci na pewno będą powtarzać to, co usłyszały w domu – jak w każdej innej sytuacji. Jeśli więc w naszym języku funkcjonują takie określenia, warto ugryźć się w język i pomyśleć, ile cierpienia możemy tym przysporzyć nie tylko rodzicom, którzy zdecydowali się na in vitro, ale również ich – bogu ducha winnym – dzieciom.