"Ofiary pedofilii żyją w piekle sprzeczności". Oto, dlaczego dzieci wracają do oprawców
Relacje ofiar pedofilii, które można usłyszeć w filmie braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu" są wstrząsające. Pojawia się w nich m.in. nie do końca wyjaśniony kontrowersyjny wątek: dlaczego dzieci wracają do swych oprawców? I dlaczego rodzice im nie wierzą? Ponadto, widzowie mają wątpliwości: dlaczego akurat teraz? Kiedy oprawcy umierają, a od pedofilskich czynów minęło 30, 40 lat...? Te pytania zadaliśmy Monice Dreger, psycholog, mediator rodzinnej.
Po pierwsze należy zrozumieć, że drapieżcy seksualni nie zasadzają się na swoje ofiary w ukryciu i nie atakują znienacka. To nie dzieje się tak, że pedofil zaciąga dziecko w ustronne miejsce, czy chwyta od razu za genitalia. Oprawcy przygotowują swoje ofiary do bycia ofiarami, a w przypadku pedofilii to przygotowanie polega na zdobyciu zaufania dziecka, zbliżenia się do niego za jego zgodą.
Czy znaczenie ma też autorytet?
Zdecydowanie. W kwestii pedofilii wśród księży autorytet jest jednym z głównych czynników sprawiających, że dziecko nie ma odwagi się sprzeciwić. W Polsce ksiądz to Kościół, to nadczłowiek. Nawet dorosły człowiek ma naturalnie większy opór, by sprzeciwić się księdzu. Automatycznie czujemy większy dystans niż do człowieka świeckiego. Dziecko, które wierzy w Boga, pochodzi z religijnej rodziny, będzie bardziej ufało księdzu niż innym. Tym bardziej dziecko przygotowywane do roli ofiary.
Na czym jeszcze polega to przygotowanie? W filmie pojawia się sporo wątków o głaskaniu po udzie, po plecach, np. w trakcie lekcji religii.
Dziecko, którego ksiądz darzy większym zainteresowaniem (na początku tylko zainteresowaniem), czuje się wyróżnione. To można nazwać pierwszym etapem przygotowania. Jest ułaskawione, docenione i dostrzeżone. To jest nęcące, nie tylko dla dzieci z rodzin religijnych, ale również patologicznych, w których dorośli nie mają dla nich zbyt wiele ciepła i uwagi. Dlatego tak skuteczne jest hasło: "to nasza tajemnica". To wzmacnia poczucie więzi.
Potem, im dalej w las, tym większy chaos. Pedofil przekracza kolejne granice i dziecko zaczyna się wahać – czy tak powinno być, czy ja tego chcę. Z jednej strony czuje, że dzieje się coś złego, z drugiej wciąż działa więź emocjonalna, autorytet i wiara w dobre intencje tego człowieka.
Czyli to pułapka.
Tak, to pułapka, uwikłanie w toksyczną, bardzo wyniszczającą relację. Do tego dochodzi też kwestia fizjologii. Seksuolog wytłumaczyłby to dokładniej, jednak wspomnę, że czasami ofiary w okolicznościach molestowania odczuwają przyjemność fizyczną. Gwałt kojarzy nam się z bólem, atakiem, siłą fizyczną. Jednak nie musi taki być. Molestowanie przybiera rozmaite formy.
Ksiądz Cybula w filmie mówi do swojej ofiary: "też miałeś apetyt"...
Jednak to nie jest tak, że ta przyjemność bycia głaskanym czy pieszczonym powoduje, że aktu przemocy nie ma – przeciwnie, to jego element. Ofiara ma jeszcze większy mętlik w głowie, jest jeszcze bardziej uwikłana. Dziecko ma jeszcze większy problem z określeniem czy to, co się dzieje, jest dobre, czy złe. Dorosły człowiek to wie, bo ma ukształtowaną swoją seksualność. Dziecko nie. Czyny pedofilskie rujnują ten naturalny proces kształtowania seksualności człowieka, dlatego dziecko nie wie, czy powinno się bronić.
Nie mam pewności, co miała na myśli pani psycholog, jednak rzeczywiście jest podobieństwo. Kobiety, ofiary przemocy domowej też są przygotowywane do bycia ofiarą. Granice tolerancji na przemoc również przesuwane są powoli. Chodzi też o uwikłanie emocjonalne – między jednym a drugim ciosem, kobieta dostaje dobre słowo, przeprosiny, gesty czułości... Ponadto kobiety takie mają bardzo niską samoocenę. Są przekonywane przez swoich oprawców, że są niewiele warte i same nie dadzą sobie rady. Dziecko w takiej pułapce też tak sądzi – z jednej strony, że jest wyjątkowe, bo zdobyło czyjeś zainteresowanie, z drugiej, że jest na tyle słabe, że inaczej być nie może.
Jeden z bohaterów filmu "Tylko nie mów nikomu" przez długi czas chodził do księdza pedofila, aż w końcu targnął się na swoje życie. Co w takiej sytuacji doprowadza do próby samobójczej?
Wspomniany przeze mnie chaos. Dziecko z czasem zaczyna rozpoznawać, co jest dobre, a co złe. Pułapka, w której tkwi, wywołuje poczucie sytuacji bez wyjścia. Nie można się sprzeciwić, bo to ksiądz, bo rodzice każą chodzić do kościoła. Nie można uciec, bo w swoim przekonaniu jest się słabym i samotnym. Co więc zrobić? Śmierć wydaje się ucieczką od podejmowania tej decyzji.
Może też być ucieczką od cierpienia. Bo cierpienie takiego dziecka jest gigantyczne. Myślę, że niekiedy łatwiej się targnąć na swoje życie niż uciec od księdza pedofila. Tym bardziej, kiedy rodzice wspierają tę więź.
Dziecko nie ma narzędzi, by sobie poradzić – nie pójdzie do prokuratury, nie ma też narzędzi emocjonalnych. Dla dorosłego molestowanie to potworna sytuacja, a dla dziecka jest podwójnie potworna. Dorosły nie musi dbać o to, by uwierzyli mu rodzice. Dziecko musi mieć odwagę, żeby się sprzeciwić, a rodzice często hamują tę odwagę, bo nie lubią, gdy jest nieposłuszne. Uczą "słuchaj dorosłych". Dorosły ma poczucie, że stanowi sam o tym, co się z nim dzieje, a dziecko nie.
W takim razie – skoro wiadomo, że nie każdy człowiek dorosły zdecyduje się na przemocowy związek, to czy każde dziecko może być ofiarą pedofila?
Może, jeśli zostanie zaatakowane nagle siłą. Jednak nie każde dziecko będzie ofiarą. Zarówno ludzie dorośli, jak i dzieci mają pewne predyspozycje do bycia ofiarą. Są to rzeczy, które się dzieją, zanim spotkamy swojego oprawcę.
Czyli?
Kiepskie relacje rodzinne i brak poczucia bezpieczeństwa. W rolę ofiary wchodzą osoby, które nie miały jako dzieci zainteresowania, wsparcia ani więzi z bliskimi. W relacjach szukają one rekompensaty wszelkich deficytów, a sprawcy z tego korzystają i uzależniają ofiary od siebie, najpierw zalewając całą pustkę morzem czułości, a potem zabierając to, po co tak naprawdę związali się ze swoją ofiarą. To działa również w przypadku pedofilii. Pedofile wiedzą, które dziecko będzie "wierne", nie zdradzi "tajemnicy" i da się uwikłać.
Dobrze pokazuje to film "Kler". Tam ofiarami pedofilów padają dzieci z domów patologicznych, z domów opieki. Dzieci ciche, wycofane, nieśmiałe. Pedofil nie zaryzykowałby sytuacji, w której zostanie zdemaskowany, bo dziecko się głośno sprzeciwi, pobiegnie po pomoc.
To może rada dla rodziców – co dać dziecku, by nie było potencjalną ofiarą pedofila?
Przede wszystkim dbać o poczucie bezpieczeństwa, o poczucie bycia ważnym, zauważanym, wysłuchanym, szanowanym. Do tego edukacja seksualna, której elementem jest informowanie dziecka, że dorosłe osoby nie mają prawa go dotykać czy oczekiwać, że ono będzie dotykało kogokolwiek. Najważniejsze jest, by utrzymywać taką więź z dzieckiem, by ono nie bało się do nas przyjść z problemem, nie wahało się, gdy zdarzy się coś złego. Nie obawiało się, że zostanie ocenione, czy odrzucone.
W filmie Sekielskich pojawia się wątek "rodzice mi nie uwierzyli". Nie jest to wyjątek. Dlaczego rodzice wolą chować głowę w piasek?
Tu wraca temat autorytetu, o którym już rozmawiałyśmy. Księża w opinii ludzi wierzących to po prostu dobrzy ludzie, na tym przekonaniu w dużej mierze opiera się zaufanie do Kościoła, a Kościół to wiara. Jeśli uwierzymy dziecku, podważamy swoją wiarę. To bardzo, bardzo trudne.
Ale jest jeszcze drugi, bardziej ulotny aspekt – musimy zareagować. Pójść na policję, prokuraturę, na plebanię albo do szkoły – zależy, kto jest oskarżony. Musimy w coś uwierzyć i zadziałać, skonfrontować się z tym, że ta potworna historia, którą opowiedziało nam dziecko, jest prawdziwa.
To podważy zaufanie do ludzi, do świata, podważy optymistyczne przekonanie, że świat jest dobry, jeśli my będziemy dobrzy dla świata. Bez fundamentalnego zaufania do ludzi trudno jest żyć, właściwie się nie da. To bolesne, dlatego łatwiej jest nie wierzyć.
W filmie "Kler" jest scena, w której ksiądz siedzi z chłopcem i jego rodzicami przy stole i głaszcze chłopca po ręku, a rodzice spuszczają wzrok. Z tych wszystkich wyżej wymienionych powodów, ludzie czują, że pewnych rzeczy lepiej nie widzieć, lepiej je wyprzeć, bo jeśli ich nie wyprą, świat stanie się tak parszywy i okrutny, że nie będą chcieli na nim żyć. Poza tym może się okazać, że dziecko kłamało – wtedy trzeba tę żabę połknąć. Jednak koszty wkładania głowy w piasek są gigantyczne.
Zachowanie w takich sytuacjach to kwestia wyboru ludzi dorosłych. Ja jestem za tym, by wierzyć dzieciom i sprawdzać.
W dyskusjach internetowych wciąż przewija się argument, że ofiary pedofilów o swoich doświadczeniach mówią głośno po wielu latach. Często, dopiero gdy sprawa w świetle prawa się przedawnia. Zdaniem ludzi to sprawia, że ofiary stają się niewiarygodne. Było tak i po filmie o Michaelu Jacksonie, i po filmie Sekielskiego. Ma pani jakieś wyjaśnienie, dlaczego niektórzy czekają 30 lat, by zacząć mówić?
Z pewnością jest tak, że ofiary pedofilów chcą zakopać gdzieś w głębi siebie swoje doświadczenia. Milcząc, prawdopodobnie udają, że nic się nie wydarzyło. Czują wstyd bardziej, niż pragną zemsty. Choć dojrzeli do tego, by zdawać sobie w pełni sprawę ze swojej krzywdy, to wciąż mogą nie czuć się wystarczająco silni, by się z tą traumą jawnie mierzyć. Poza tym z takimi doświadczeniami bardzo trudno się żyje. Proces "rehabilitacji" może trwać całe życie, może się nie skończyć. Naprawdę, w tym wieloletnim milczeniu nie ma nic nienaturalnego.
A co w takim razie z nagłym decydowaniem się na ujawnienie swoich przeżyć?
Mamy taki czas, kiedy łamiemy wiele tabu, dajemy głos ofiarom pedofilii. Mamy świadomość coraz większą jako społeczeństwo. Piętnowania, wytykania palcem jest na szczęście coraz mniej. Ofiary, gdy widzą, że nie są samotne, że mają prawo i możliwość obronić swoją godność, czy doprowadzić sprawcę do kary, wychodzą z cienia. Tak czy inaczej, ponoszą ogromne koszty emocjonalne ujawniania twarzy i nazwiska. Rekompensatą jest poczucie, że w końcu mogą zareagować, że mają moc sprawczą i że zyskują wsparcie innych ludzi.
Ich świat w końcu staje się spójny i jest w nim dobroci sprawiedliwość. Dziecko, które jest ofiarą pedofilii, żyje w piekle sprzeczności. Że zaufanie skutkuje cierpieniem, a za mówienie prawdy się obrywa. Że dobrzy ludzie krzywdzą, a najbliżsi nie chcą słuchać. Trudno jest z tym żyć, a tym bardziej to odkręcić, dlatego myślę, że ocenianie ofiar pedofilii jako mało wiarygodnych, bo od razu nie mówili, co ich spotkało, jest dalece niestosowne.
Może cię zainteresować: Historię 12-letniej Kasi powinien poznać każdy rodzic. "Pamiętam ten przeklęty dzień"